Trzęsienia Ziemi
[Hologramowy Świat cz. VII]

Trzęsienia Ziemi

Hologramowy Świat cz. VI

Tąpnęło. Ziemia zadrżała, a wraz z nią szklanki na półkach. Dźwięczny odgłos rozniósł się po pokoju i rozkołysał moje wnętrze. Teraz pełna niepokoju rozkładam włos na czworo i myślę nad tym, czy warto. Żyć tutaj.
-Nie przesadzaj, masz jak w raju – hologramowy geolog uspokaja, po czym z wrodzoną sobie nonszalancją zaczyna wymachiwać nogami. Od godziny siedzi już na szafie i komentuje, co robię. Czasem o coś zagadnie.
-Przesadzam? – spoglądam w górę, oburzona. – Chodniki i tynki na ścianach pękają, posadzki wypiętrzają się, a domy wędrują z gruntem. Czy to normalne?
-Oczywiście – wzdycha się z dezaprobatą. – Mieszkasz na terenach górniczych. Eksploatacja narusza równowagę górotworu. Jedne skały napierają na inne, a nagromadzona energia musi znaleźć swoje ujście. Ale to nie przeszkadza przecież, aby spokojnie żyć.
-Nie przeszkadza!? – powtarzam zdezorientowana i zanurzam wzrok w ekranie komputera. – W zeszłym roku odnotowano blisko tysiąc sześćset wstrząsów kategorii wysokoenergetycznej na obszarze działania kopalń węgla kamiennego – cytuję dane.
-Bułka z masłem – wchodzi mi w pół słowa. – Górny Śląsk to oaza spokoju. Zaledwie dwadzieścia wstrząsów rocznie przekracza tutaj magnitudę 3.0 i może powodować skutki na powierzchni. Co mają powiedzieć Japończycy, którzy mieszkają na najbardziej sejsmicznym i wulkanicznym obszarze Ziemi. Odnotowują pięć tysięcy trzęsień rocznie, z czego ponad tysiąc odczuwają ludzie.
-Jak bardzo trzęsie? – dociekam.
-Różnie. Trzęsienie z 1923 roku, do którego doszło na wyspie Honsiu, miało siłę 7.9 stopnia w skali Richtera. Zginęło wówczas ponad sto czterdzieści trzy tysiące ludzi.
-To było dawno – prostuję się na krześle.
-Rok temu, pod dnem oceanu, dokładnie na głębokości pięćdziesięciu czterech kilometrów, odnotowano trzęsienie ziemi o magnitudzie 7.3. Kilkadziesiąt osób zostało rannych – wymienia geolog, zeskakując z szafy. – W styczniu tego roku ziemia zatrzęsła się z siłą 6.6 stopni u wybrzeży wyspy Kiusiu, w marcu w prefekturze Fukushima i Miyagi z siłą 7.3 stopnia, zgasły dwa miliony gospodarstw.
-Dużo tego, dlaczego? – przerywam mu.
-Japonia leży w obrębie Pacyficznego Pierścienia Ognia, gdzie występuje dziewięćdziesiąt procent wszystkich trzęsień Ziemi. W tej strefie znajdują się również czterysta pięćdziesiąt dwa wulkany, z czego większość jest czynnych.
-Czy to duży obszar? – zamyślam się.
Geolog wyświetla holograficzną mapę i wskazuje na teren otaczający Ocean Spokojny.
-Liczy czterdzieści tysięcy kilometrów – mówi. – Ciągnie się od Nowej Zelandii, przez Archipelag Malajski, wschodnie wybrzeża Azji, aż po zachodnie wybrzeża Ameryki Północnej i Południowej. Wyspy Galapagos oraz Hawaje też należą do Pierścienia.
-Czyli wiele państw zlokalizowanych jest w tej strefie… – analizuję głośno.
-Jednak Japonia ma najgorzej – geolog zmienia mapę. – Kraj leży na styku czterech płyt litosferycznych: wielkiej euroazjatyckiej, północnoamerykańskiej, pacyficznej oraz filipińskiej. Te wciąż się przemieszczają, wciągają lub wypychają, powodując trzęsienia ziemi. W Japonii ma miejsce osiemdziesiąt procent tych najsilniejszych. Na domiar złego na obszarze państwa znajduje się sto dziesięć aktywnych wulkanów. – Geolog mruży oczy i lekko podnosi głowę. – Na przykład Sakurajima, którego erupcja w 2016 roku osiągnęła wysokość pięciu kilometrów. Eksperci przewidują, że w ciągu trzydziestu lat znowu wybuchnie. Wulkan Ontake, który aktywował się w 2014 roku, zabił sześćdziesiąt trzy osoby. Niespodziewanie wyrzucił z siebie setki ton popiołu i gazów o temperaturze tysiąca stopni Celsjusza, które pędziły z prędkością trzystu kilometrów na godzinę.
-Faktycznie, nie mają różowo – wzdycham.
-Racja – potwierdza. – Co więcej, trzęsieniom ziemi towarzyszą jeszcze tsunami, czyli fale, które dochodzą do kilkudziesięciu metrów wysokości oraz poruszają się z prędkością kilkuset kilometrów na godzinę.
-Podaj przykłady – proszę z niedowierzaniem.
– W 2004 roku, trzy kilometry pod dnem Oceanu Indyjskiego, doszło do trzęsienia ziemi o sile 9.1 stopnia w skali Richtera. Wyzwolona energia była dwadzieścia trzy tysiące razy większa niż ta od bomby atomowej, która spadła na Hiroszimę. Powstały wówczas fale tsunami sięgające nawet trzydzieści metrów wysokości. Uderzyły między innymi w wybrzeża Indonezji, Sri Lanki, Indii oraz Tajlandii, powodując śmierć około trzystu tysięcy ludzi.
-Dość już tych katastroficznych opowieści! – przerywam mu zdenerwowana. – Na całe szczęście Polska nie leży w obrębie Pacyficznego Pierścienia Ognia, ani żadnych innych obszarów sejsmicznych. – Dodaję.
-Prawda – geolog podchodzi do komputera i zanurza nogę w ekranie. – Jednak nie zapominaj o tym, że płyty tektoniczne składają się z mniejszych płyt. Te także powodują trzęsienia, lecz o zdecydowanie mniejszej sile. Chociaż – zamyśla się – największe, z 1443 roku, miało 6 stopni w skali Richtera. Epicentrum znajdowało się na północ od Wrocławia, a w Krakowie zawaliło się sklepienie kościoła Świętej Katarzyny. Wstrząs odczuwalny był w całej Europie. – Z ukosa zerka w moją stronę. – Wystąpiło też kilka mniejszych trzęsień. Na przykład we wrześniu 2004, w Polsce południowo-wschodniej ziemia dwukrotnie drżała. Raz z siłą 5.5 stopnia, drugi raz odnotowano 5.3 stopnia w skali Richtera.
-Poczekaj – zatrzymuję go, widząc, że zniknął już w połowie. – Czyli gdzie dokładnie są te trzęsienia?
-W Karpatach, Sudetach, na obszarach górniczych… – wymienia.
-Ale tutaj? – utwierdzam się jeszcze. – Czy jest bezpiecznie?
-Oaza spokoju – rzuca i znika w czarnym ekranie monitora.
 
Trzęsienia Ziemi otrzymują ode mnie barwę czarną, którą kojarzę z mocą, strachem i śmiercią.

Fragment tekstu pochodzi z książki –  Hologramowy Świat I. Planeta Ziemia i Człowiek – pierwsza część serii wprowadza nas w interaktywny dialog z hologramowymi naukowcami, oferując wgląd w najnowsze odkrycia i teorie naukowe. To fascynujące połączenie nauki i wyobraźni otwiera serię, stawiając pytania o naturę rzeczywistości i naszego miejsca w niej.

Przeczytaj również:
Udostępnij:
Facebook
Twitter
LinkedIn
WhatsApp
Pinterest
Email

Książki serii Hologramowy Świat:

Hologramowy Świat część I
Planeta Ziemia i Człowiek

Hologramowy Świat część II
Genetycznie Idealne Istoty

Hologramowy Świat część III
Energia Życia

Hologramowy Świat część IV
Molekuły Nowej Energii

Magnetyzm Ziemi
[Hologramowy Świat cz. VI]

Magnetyzm Ziemi

Hologramowy Świat cz. VI

Dopadło mnie przygnębienie. Myśli gubią sens i opadają na podłogę. Zawsze w to samo miejsce, tuż obok moich stóp. Zupełnie tak, jakby chciały przebić ziemię i sięgnąć dna, gdziekolwiek ono jest. Chyba mają szansę, ponieważ zaczynają mieszać się z kroplami łez, które zwiększają siłę ciążenia. 
-Nie załamuj się. Zawsze jest jakieś rozwiązanie – delikatny, chłopięcy głos wydobywa się ze znajdującego się trzy metry dalej komputera. Odruchowo podnoszę więc głowę i spoglądam w czerń ekranu. 
-Czyżby mój rycerz na białym koniu? – ironizuję przez łzy, lecz ból ściska mi gardło.
-Oj tam… – hologramowy, jasnowłosych chłopak w czerwonym podkoszulku wyskakuje zza szkła. – Od razu rycerz. Zwykłym geologiem jestem.
-Znowu? Kolejny geolog? – rozczarowana spuszczam głowę, aby powrócić do moich wyniszczających rozważań. – Wracaj, skąd przybywasz – dodaję tylko.
-Zmień perspektywę patrzenia – ciągnie blondyn, jakby nie słyszał mojego ostatniego zdania. – Potraktuj to, co złe, jako dobre.
-Odbiło ci? Nudzisz się i nie masz co robić? – czuję, że młokos wpada w sidła mojego fatalnego nastroju, jednak nic na to nie mogę poradzić.
-Zmień perspektywę – powtarza pewnym głosem, opierając się o biurko. Zupełnie tak, jakby posiadł wszystkie mądrości tego świata. 
-Jak? – pytam dosadnie. – Przecież to niemożliwe. Północ jest północą, południe południem. 
-Nie masz racji – zaprzecza. – Bieguny magnetyczne Ziemi zmieniają się systematycznie.
-O czym mówisz? – spoglądam mu w oczy z niedowierzaniem. – Bieguny są dwa, jeden na północy, drugi na południu. Od zarania dziejów igła kompasu wskazuje je dokładnie tak, jak trzeba. Nasze pragnienie zmiany lub jej braku w tej kwestii nie ma tutaj nic do rzeczy.
-Nie mówię o ustawieniach igły, lecz biegunów – chłopak podnosi ręce i zakreśla w powietrzu jakieś kształty. – One systematycznie zamieniają się miejscami.
-Systematycznie? Nie rozumiem – szeptam bezwiednie. – Chcesz powiedzieć, że bieguny odwracają się?
-Tak, średnio co dwieście pięćdziesiąt tysięcy lat. Natomiast obecnie spodziewamy się kolejnej zamiany, gdyż słabnie pole magnetyczne Ziemi. Przez ostatnie dwieście lat straciło dziewięć procent w stosunku do swojej średniej. Biegun północny przesuwa się na południe czterdzieści osiem kilometrów rocznie.

 

Wstaję ze sofy i zaczynam chodzić po pokoju. Próbuję zebrać myśli.
-Kiedy ostatnio doszło do takiej zmiany? – zatrzymuję wzrok na jego twarzy.
-Siedemset osiemdziesiąt tysięcy lat temu.
-Skąd zatem wziąłeś tę średnią? 
-W ciągu ostatnich dwóch i sześciu dziesiątych miliona lat bieguny magnetyczne odwróciły się łącznie dziesięć razy. 
-Dlaczego tak się dzieje? – ciągnę wątek.
-Pole magnetyczne wytwarzane jest w głębinach Ziemi, trzy tysiące kilometrów pod naszymi stopami – młody siada na moim miejscu i swobodnie zaczyna tłumaczyć. – Tam znajduje się płynne żelazo, które zostaje wprawione w ruch. Ono przemieszcza się pomiędzy gorącym jądrem, a chłodniejszym płaszczem zewnętrznym, tworząc prądy konwekcyjne…

 

-Ale skąd te anomalia!? – przerywam mu.
-Powoduje je ruch wirowy Ziemi. Sprawia, że pole magnetyczne zachowuje się nieprzewidywalnie. W trakcie tego typu zmian trudno odgadnąć, co stanie się z biegunami. Mogą zamienić się miejscami, może powstać ich więcej…. słabszych, które będą rozłożone po całej planecie. Pole magnetyczne może być tak słabe, że…
-Czy cały proces przebiegunowania trwa długo? – wchodzę mu słowo.
-Mniej więcej pięć tysięcy lat, ale równie dobrze może trwać tysiąc lat. Wtedy – młody geolog zawiesza głos i zanurza się w myślach – kompasy nie będą już potrzebne.
-Dlaczego? Co się wtedy stanie? – spoglądam na niego zaskoczona. Widzę, że blednie.
-Katastrofa – wykrztusza łamanym głosem. – Wszystko może się zmienić. Pole magnetyczne chroni naszą planetę przed promieniowaniem kosmicznym oraz wiatrem słonecznym. Gdyby go nie było, Ziemia straciłaby atmosferę. Ludzie i zwierzęta najprawdopodobniej zniknęliby z powierzchni… – dodaje głucho. – Jeśli nawet nie, to doszłoby do mutacji ich genów. 
-Nie przesadzaj – próbuję go pocieszyć. – Dzisiaj mamy zaawansowane urządzenia, one wykrywają zagrożenia, na pewno uprzedzą nas odpowiednio wcześnie, przygotujemy się…
-Przestaną działać! – chłopak patrzy na mnie na wpół szalonym wzrokiem, po czym wybucha płaczem. – Nie będzie komputerów, telefonów komórkowych, elektroniki, samolotów – wymienia, a jego łzy spadają na podłogę, tuż obok stóp. W to samo miejsce, gdzie przed chwilą opadały moje. 
 -Nie załamuj się. Zawsze jest jakieś rozwiązanie – mówię, podejrzliwie spoglądając na sofę. – Po pierwsze zejdź z tego miejsca, aby zmienić perspektywę patrzenia.
Geolog zrywa się na równe nogi. Nie czekając na to, co powiem, wpada w głębiny ekranu.

 

Przyznaję barwę brązową, która symbolizuje potrzebę stabilizacji, a jednocześnie zagrożone poczucie bezpieczeństwa.

Fragment tekstu pochodzi z książki –  Hologramowy Świat I. Planeta Ziemia i Człowiek – pierwsza część serii wprowadza nas w interaktywny dialog z hologramowymi naukowcami, oferując wgląd w najnowsze odkrycia i teorie naukowe. To fascynujące połączenie nauki i wyobraźni otwiera serię, stawiając pytania o naturę rzeczywistości i naszego miejsca w niej.

Przeczytaj również:
Udostępnij:
Facebook
Twitter
LinkedIn
WhatsApp
Pinterest
Email

Książki serii Hologramowy Świat:

Hologramowy Świat część I
Planeta Ziemia i Człowiek

Hologramowy Świat część II
Genetycznie Idealne Istoty

Hologramowy Świat część III
Energia Życia

Hologramowy Świat część IV
Molekuły Nowej Energii

Historia, niczym gen, wbudowana jest w nas

Historia, niczym gen, wbudowana jest w nas

309954763_1761864630853165_651577105887369252_n

Z Iwoną Gajdą rozmawiałam już kilkakrotnie i za każdym razem było to ciekawe, pełne rozważań na ludzkim życiem spotkanie. Tym razem swoich czytelników zabrała w miejsca szczególne. Nakazała im również cofnąć się do czasów najdawniejszych, aby poznać historię krajów, o której czytali jedynie w podręcznikach szkolnych, znanych z filmów. Zapraszam na kolejny wywiad. Tym razem autorka opowie mi o znaczeniu historii dla nas jako ludzi, przeszłości oraz o tym, jak to jest nadać ludzkie cechy istotom z papieru, „Papierówki” bowiem to miejsce, gdzie sztuka miesza się z rzeczywistością.

Dlaczego wybrała Pani te trzy miasta jako temat przewodni cyklu „Papierówki”?
 
Iwona Gajda: W te właśnie miejsca zaprowadziły mnie papierowe lalki wykonane przez artystkę Hannę Jurowską-Kępę. Przyciągnęły mój wzrok i rozbudziły wyobraźnię. Jakimś niepowtarzalnym klimatem i magią, która zdawała się zapraszać w podróż. W rzeźbie „Anioła z Duszą” zobaczyłam Elżbietę I Tudor, dlatego pojechałyśmy razem do Londynu. Natomiast „Rude Myszy” przeniosły mnie do Egiptu, a na deski słynnego Teatru Bolszoj zaprosiła „Tośka w Kiecce, Że Mucha Nie Siada!”.
 
Co różni, a co wspólnego mają ze sobą Londyn, Moskwa i Egipt?
 
Wszystkie książki są relacjami z podróży papierowych lalek do miejsc, w których jeszcze nie były. Dlatego w opowieściach można wyczuć dużo emocji: podekscytowanie, zachwyt, ale także strach i niepewność. Bohaterowie poznają współczesny świat, jak również przenoszą się w czasie. Rozmawiają z carami Rosji, królowymi Anglii, Fiodorem Dostojewskim oraz wieloma innymi ważnymi osobistościami. Zostają wplątane w historyczne wydarzenia. Wtedy nie wiedzą, jak postępować.
 
Lecz każda książka pisana była w inny sposób, inną metodą. W Egipcie płyniemy na zaczarowanym statku po Nilu. To rejs poprzez tysiąclecia istnienia państwa. Rosja stworzona została w duchu „Zbrodni i Kary” Fiodora Dostojewskiego, ukazuje kontrasty życia oraz zło i miłość, które skrywa w sobie człowiek. Londyn pozwala marzyć, usuwa granice.
 Jaki jest człowiek w „Papierówkach”?
 
Dobry i ciekawy świata. Trochę zagubiony, ale też pełen życiowej mądrości.
 
Mamy tu do czynienia z motywem człowieka jako wiecznego tułacza. Po co ludziom wędrówka?
 
Już ponad sto tysięcy lat temu homo sapiens wyruszył z Afryki i zaczął wędrować w poszukiwaniu lepszego miejsca do życia. Wielu z nas wędruje do dzisiaj. Na własnych nogach, płynąc na łodziach bądź trzymając się dachu pociągu. Niektórzy penetrują kosmos w poszukiwaniu Edenu. Czasami mam wrażenie, że i ja próbuję znaleźć na Ziemi pewnego rodzaju „świat bez wad”. Dlaczego? Być może naiwnie wierzę w to, że on jednak istnieje…
 
Postaci z historii przemawiają, „zmartwychwstają”. Co chcą przekazać światu?
 
Caryca Katarzyna II Wielka opowiada o swoim trudnym życiu i miłości, której nie było jej dane zaznać ze strony męża, cara Piotra III Fiodorowicza. Dlaczego o tym mówi? Być może ma wyrzuty sumienia za to, co zrobiła, więc pragnie rozgrzeszenia od potomnych?
 
Wasilij z kolei został zesłany z rodziną na Syberię, chyba potrzebuje po prostu się wyżalić.
 
Zaś Juliusza Cezara przyłapano na schadzce z królową Kleopatrą i zapewne wolałby, aby mu nie przeszkadzać. Ja myślę, że każda z tych postaci mówi o przemijaniu i przekazuje nam kawałek własnej historii wraz z cennymi radami. Chce, abyśmy docenili życie.
Co było punktem wyjścia do cyklu?
 
Przeskakiwałam spojrzeniem pomiędzy lalkami a panią Hanną Jurowską-Kępą, która je stworzyła. Próbowałam zrozumieć, skąd ta magia. Lecz nim zdążyłam pojąć, o co w tym wszystkim chodzi, już podróżowałam po Londynie razem z nią oraz jej lalkami. Ja chyba „wpadłam jak śliwka w kompot” i mam podejrzenia, że to one mnie zaczarowały…
 
O czym tak naprawdę jest ten cykl?
 
Żyjemy z dnia na dzień, próbując poukładać sobie świat lub, jak kto woli, „pchając wózek”. Zagubieni we własnych sprawach, niezrozumiani, z nadmiarem ambicji, niedowartościowani, przygnieceni problemami… Taki szary scenariusz dnia powszedniego. A przecież obok nas są inni ludzie! Czasem wystarczy powędrować chwilę razem, może trochę dłużej. Poznać się, porozmawiać. To wystarczy, żeby wzniecić światełko radości i poczucia sensu życia, w sobie oraz w nim.
 
Jaki stosunek do własnej przeszłości mają poszczególni bohaterowie?
 
Lalki mają świadomość, że są zrobione z papieru przez „Hanię” (Hannę Jurowską-Kępę). Mieszkają w Galerii Ruda Mysza, która znajduje się w Kątach Wrocławskich. Wiedzą również, który mamy rok. Tyle, jeśli chodzi o ludzkie realia. Reszta to ich świat. One w tej Galerii przecież spędzają mnóstwo czasu: śpią, jedzą, bawią się, uczą, chodzą na spacery.
 
Poza tym, każda z nich ma własne życie. Muzyk gra na trąbce, Adrian żegluje, Anastazja jest artystką i często wyjeżdża na zagraniczne tournee… Każda papierówka ma własną przeszłość, o której jeszcze nie opowiedziała.
 
Z czym tym razem przyjdzie się borykać głównym bohaterom?
 
Przyznam, że nie wiem. One są tak nieobliczalne…
 
Jakie znaczenie dla fabuły mają lalki? Kim one są?
 
Nami. Tęsknotą, marzeniami i niedoskonałością, która skrywa w sobie potężne moce.
 
Jak ważna jest dla Pani przeszłość?
 
Pozwala mi przetrwać trudne chwile. Dzięki niej lepiej poznaję siebie. Mogę złagodzić ból, odkryć drzemiący we mnie potencjał. Stanowi dobrą bazę do budowania przyszłości.
 
Co to znaczy mieć swoją historię? Czy historia i tożsamość to dla Pani to samo?
 
Nie jesteśmy znikąd, lecz przynależymy. Do rodu, do kraju, do wartości… Tego nie zmienimy, choćbyśmy próbowali manipulować faktami i zniekształcać prawdę. Historia, niczym gen, wbudowana jest w nas.
 
Tożsamość natomiast jest bardziej relatywna, gdyż zależy od tego, jak postrzegamy siebie oraz do kogo chcemy przynależeć. Proszę zauważyć, że ludzie wychowują się w rodzinach zastępczych, migrują, zmieniają miejsca zamieszkania, integrują się z innymi społecznościami i kulturami, aż w końcu z nimi asymilują. Wzajemne przenikanie różnorodnych tradycji i wartości jest bardzo głębokie. Mieszają się wierzenia, symbole, potrawy, muzyka, sztuka, style życia… Często powstaje dwukulturowość, a tym samym nowa tożsamość. Aleksander Wielki, który rozmawia z papierówkami w Egipcie, opisuje jeden z takich procesów. „Zorganizowałem śluby osiemdziesięciu swoich dowódców z księżniczkami perskimi” – mówi. – „Z tych związków urodzą się dzieci, które będą władać dwoma językami, poznają kultury obu narodów i stworzą nową cywilizację”.
Dlaczego akurat papier, a nie inne tworzywo?
 
To już pytanie do pani Hanny Jurowskiej-Kępy, autorki lalek.
 
Który etap pisania cyklu był dla Pani najtrudniejszy?
 
Pisanie nie było dla mnie trudne, gdyż takich części mogłabym stworzyć wiele. Papierówki rozbudzają wyobraźnię i same prowadzą poprzez świat. Problem w tym, że te lalki mają już pewną historię i tożsamość. Urodziły się w Kątach Wrocławskich, a ich autorka nadała im imiona. Stworzyła je w oparciu o swoją wizję twórczą. Chciała, aby ta wizja przetrwała.
 
Próba asymilacji i budowania ich nowej tożsamości, o której de facto mówiłam wcześniej, okazała się być bolesna dla nas obu, gdyż ja nadałam lalkom nowe imiona i charakterystykę.
 
Najtrudniejszym momentem było dla mnie oczekiwanie na reakcję ich autorki, jej opinia po przeczytaniu opowieści. Nie wiedziałam, czy tymi książkami sprawię jej więcej radości czy bólu, a tego drugiego nie chciałam. Nagle „Anioł z Duszą” zamienił się przecież w Klarysę, „Niebieski Chłopak” w Adriana, zaś „Autoportret z Kawą” – w Kamala.
 
Czy warto zostać pisarzem we współczesnym świecie? Dlaczego?
 
Warto. Nie tylko w tym, ale i w każdym innym. Bowiem jest to potrzeba, która rodzi się w głębinach serca. Kiedy nie zostanie zaspokojona, dokona destrukcji. Jeśli pozwolimy jej żyć, wówczas zamieni nasz świat w Eden, którego – świadomie bądź podświadomie – szukamy.
 
Dziękuję za poświęcony mi czas. Czekamy na kolejne historie Pani autorstwa.
 
 
 
 
 

Londyn

Rosja

Egipt

Londyn, Rosja, Egipt

O sztuce życia
i twórczości HJK

Udostępnij wpis na:

Przekazuję garść informacji o świecie.

Przekazuję garść informacji o świecie.

Iwona gajda - o podróżach

Paulina Ochęcka: Co zainspirowało Panią do napisania pięciotomowej serii „Raport Ziemia”?

Iwona Gajda: Poszukiwanie sensu życia, w ogóle. Próba odpowiedzenia sobie na pytania: znalazłam się tu i teraz, czyli właściwie, gdzie i po co? Bo w pewnym momencie uzmysławiamy sobie, że wszystko jest chwilą, mija. Od tysięcy lat, ludzie pojawiają się i znikają. Wrzucani są w jakąś czasoprzestrzeń, warunki społeczne, polityczne, ideologie, relacje. Z jednej strony stają się ich częścią, a z drugiej mają własną świadomość istnienia, spełniają jakąś rolę w tym kołowrocie wydarzeń. Przyglądam się więc historii narodów, obecnym realiom życia oraz wchodzę w obszar duchowości człowieka.

 Ten temat poruszam w większości swoich utworów. Książki Raport Ziemi to jeden z ostatnich cykli.

PO: Co spowodowało, że pisząc książki zdecydowała się Pani na opisanie historii, tak odległych od Polski państw: jak Chiny, Stany Zjednoczone, Izrael, Argentyna, Australia?

IG: Interesują mnie losy wszystkich narodów, które tworzą naszą rzeczywistość. Dużych i mniejszych, potężnych i słabych. Niektóre z tych kultur znamy jedynie pobieżnie bądź wcale. Inne, na przykład europejskie, są nam bliższe, gdyż łączy nas przeszłość i wielopłaszczyznowe relacje. Ale fakt jest taki, że wszyscy jesteśmy mieszkańcami Ziemi, która daje nam schronienie i pożywienie. Tworzymy globalną cywilizację zmagającą się z szeregiem problemów, takich jak epidemie, terroryzm, ocieplenie klimatyczne, brak wody. Mamy też wspólne pragnienie. Chcemy, by nasza Planeta przetrwała, a ludzkość razem z nią. Chcąc nie chcąc musimy zatem poznać się i zrozumieć.

PO:  Czy miała Pani możliwość zwiedzać te miejsca? Pytam, ponieważ były opisywane w barwny sposób, który oddziaływał na moją wyobraźnię podczas lektury.

 IG: Nowoczesne technologie czynią cuda. Dzięki nim wędruję po przeszłości, słucham wywiadów z osobami, których nie ma już pośród żywych. Spaceruję po Arktyce i przyglądam się, jak Inuici budują łodzie w temperaturze kilkudziesięciu stopni poniżej zera. A chwilę potem oglądam życie Indian w Rezerwatach. Wiedzę uzupełnia wyobraźnia i warsztat pisarski. Czy zwiedziłam opisywane miejsca? Niektóre znam bardzo dobrze, inne mniej. Część z nich wpisałam na listę planowanych podróży.

PO:  Czy lubi Pani podróżować i zechciałaby się z nami podzielić swoim ulubionym zakątkiem?

IG: Bardzo.  To dla mnie magiczne przeżycia. W resztkach świątyń, kamienicach, a nawet w pomnikach widzę tamten świat. Sprzed setek, tysięcy lat. Mam wrażenie, że jestem jego cząstką. Łączę przeszłość z teraźniejszością, a to sprawia, że znikają granice czasu. Wiele jest miejsc, które mnie zachwyciło, trudno wskazać jedno. Natomiast bliskie jest mi Wzgórze Kapitolińskie w Rzymie, które tętni historią i współczesnością jednocześnie. Lubię tam przebywać.

PO: W książkach sięga Pani po sprawy trudne dla danej kultury, państwa bądź po prostu dla ludzkości. Czy w ten sposób chciałaby Pani przekazać coś czytelnikowi?

IG: Przekazuję garść informacji o świecie. Zaledwie dotykam problemów, z którymi zmagała się ludzkość na przestrzeni wieków i nakreślam zagrożenia współczesnej cywilizacji. A jednak czujemy ból ludzi, którzy doświadczyli zła i lęk przed możliwymi konsekwencjami obecnych poczynań. Pomimo, że opisy oplatam fabułą miłości, przyjaźni i dostrzegam też piękno.

 Czy mówienie o tym, co przyniosło cierpienie jest dobrym sposobem, by dotrzeć do czytelnika? Nie uciekniemy przed naturą człowieka, która kryje w sobie dobro i zło. Nie zamieciemy faktów pod dywan. I nie uda nam się „jakoś’ przejść przez życie z zamkniętymi oczami. Możemy jedynie więcej wiedzieć, rozumieć i mądrzej postępować. Tylko w ten sposób ochronimy siebie i naszą Planetę.

PO:  Interesuje mnie jeszcze kwestia Neo, to bohater mający dwa wcielenia; ludzkie i duchowe.

IG: Człowiek poznaje świat przy pomocy zmysłów i rozumu. Dotyka, doświadcza, próbuje logicznie wytłumaczyć zdarzenia. Ale z drugiej strony lgnie do metafizyki. Szuka w niej uzasadnienia dla swojego istnienia, a także ponadludzkiej mocy, która pozwoli mu przetrwać ciężkie chwile. Chce poczuć w sobie odrobinę boskości, wierzyć w opatrzność, która nad nim czuwa. W dzisiejszych czasach, ten dualizm widoczny jest dość mocno. Im człowiek więcej posiada wiedzy o świecie, tym klarowniej widzi swój koniec i wpada w pułapkę samotności.  Neo obrazuje cielesną i duchową sferę człowieka.

PO:  Czy do ukazania tej postaci właśnie w taki sposób, inspirowała Panią jakaś religia?

IG: W dwa lata napisałam kilkanaście książek, których akcja rozgrywa się w różnych regionach świata, pracując i normalnie żyjąc jednocześnie. Nie pojmuję tego rozumem. Nie sądzę też, aby natchnęła mnie jakaś religia, gdyż na systemy wierzeń i praktyk religijnych spoglądam z dość dużym dystansem. Ale nawiązując do świata metafizyki – pewnie jakiś głos z nieba zadziałał i zainspirował mnie do pisania o tym, co dzisiaj ważne.

PO:  W książce powraca kilka razy problem ludzkiej egzystencji, przynajmniej ja tak to odczytałam. Czy inspiruje Panią jakaś filozofia lub ma Pani jakąś ulubioną?

IG: Nie, nie inspiruje mnie żadna filozofia. Natomiast był okres, gdy pochłaniałam różne koncepcje i teorie wybitnych myślicieli. Dzisiaj, od czasu do czasu sięgam po wybrane utwory.

PO:  Czy wśród bohaterów serii, jest ktoś, kogo Pani lubi najbardziej? czy jednak nie?

IG: Z pewnością jest to Neo, główny bohater. Dla niego nie ma rzeczy niemożliwych, gdyż ma wsparcie Ducha OZZ.

PO: Z pięciu części, które mogłam przeczytać, najbardziej podobała mi się „Droga do Raju” i chciałam zapytać, który tom, pisało się Pani najlepiej, który najtrudniej? Oczywiście jeśli tak było. Może któraś z części jest Pani ulubioną?

 IG: Uważam, że każda z tych części jest inna i z założenia taką miała być. Kraje, które opisuję różni historia i kultura. Ich mieszkańcy mają własne, specyficzne systemy wartości i wierzeń. To wszystko wpływa na dynamikę moich utworów, proporcje pomiędzy opisami i dialogami, a także użyty język. Buduję klimat, wprowadzam czytelnika na terytorium danego kraju, chcę, aby każdym słowem poczuł to miejsce. Nie można wprost porównywać tych książek. Każdą pisałam z pasją.

PO:  I jeszcze pytanie o literackie plany na przyszłość?

IG: Właśnie skończyłam pisać trzecią część cyklu „Granice Ziemi”, który jest luźną kontynuacją „Raportu Ziemi”.  Akcja pierwszej książki pt. Bezimienni rozgrywa się w Meksyku, drugiej pt. Niedotykalni w Indiach, a trzeciej pt. Ocaleńcy w Kanadzie. Wkrótce zabieram się do pisania nowego cyklu, ale o tym nie chcę jeszcze mówić.

Chiny

USA

Izrael

Argentyna

Australia

Udostępnij wpis na:

Większość współczesnych ludzi jest zagubionych

Większość współczesnych ludzi jest zagubionych

Iwona Gaj

Jeśli zatem nasze projekcje nie będą miały znamion realnych celów, przejdą w świat bajki, która de facto może wzbogacić nasze życie. Pod warunkiem, że będzie bajką szczęśliwą, gdyż ta ze złym zakończeniem dokona destrukcji – mówi serwisowi wtonacjikultury.pl Iwona Gajda, czyli autorka takich książek, jak „Bezimienni”, „Czas Snu”.

Kamil Piłaszewicz: W jakim stopniu jest obecny oniryzm w Pani publikacjach?

Iwona Gajda: Wykorzystuję ten zabieg kompozycyjny w szerokim zakresie. Praktycznie przeplatam nim opowieści, tworząc fabuły biegnące własnym torem. Dzięki temu odwołuję się do emocji czytelnika, ale także odkrywam prawdę o świecie, nawet tę bolesną, niewygodną i bardzo brutalną. Przedstawiam ją z różnych perspektyw, nie tłumacząc nikogo. I co najważniejsze – z dystansem, czyli w sposób możliwy do przyjęcia, nawet przez bardzo wrażliwe osoby. 

Jak to wygląda w praktyce? Fabuły książek z cyklu Raport Ziemi oraz Granice Ziemi biegną dwutorowo. Z jednej strony śledzimy losy bohaterów, którzy znaleźli się na terytorium wybranego kraju, np. Argentyny, Izraela, Meksyk czy Chin. Akcja dzieje się w obecnych czasach, a czytelnik poznaje ludzi żyjących w innym zakątku świata. Dowiaduje się o ich wartościach i problemach, o których najprawdopodobniej nie miał wcześniej zielonego pojęcia.

Drugim torem podążają duchy. Dzięki nim poznajemy historię narodów w sposób dość oryginalny. Rozmawiamy m.in. z przywódcami państw, odkrywcami, żołnierzami terakotowej armii Cesarza Qin Shi, a nawet ze świętymi drzewami. Wskakujemy w ich organizmy, stajemy się kreatorami i świadkami tamtych wydarzeń.

Obie fabuły, choć przebiegają równolegle, tworzą całość. Budują spójny obraz narodu, który ma swoją historię, wartości i problemy. Ale także przedstawiają głębię i bogactwo człowieka, jego cielesność i duchowość.

KP: Pani również, jak przywołany wyżej autor, poruszacie w swych tekstach problematykę dojrzałości i samoświadomości dorosłego człowieka. Czy rzeczywiście jest tak, że kiedy uświadomimy sobie, kim jesteśmy oraz jakie emocje nami targają, możemy chociażby zbliżyć się do powiedzenia: „Jestem, czuję się wolny”?

IG: Uważam, że większość ludzi współczesnych jest zagubionych. Błądzi w natłoku informacji, dryfuje pomiędzy skrajnymi emocjami i traci poczucie sensu życia. To negatywne skutki gwałtownego rozwoju współczesnej cywilizacji.

Na pewno wielu z nas to osoby świadome siebie, które potrafią rozpoznawać własne potrzeby, zdolności i ograniczenia. Stawiają (a przynajmniej próbują) wewnętrzne granice, które chronią je przed złem tego świata. To pomaga w budowaniu własnej wartości, pokonywaniu lęków, budowaniu relacji etc. I z całą pewnością sprzyja w tworzeniu lepszej jakości życia. Ale czy zbliża do wolności? Mahatma Gandhi powiedział, że wolność to stan umysłu. Co przez to rozumiał? Trudno powiedzieć, gdyż sam był pełen sprzeczności. Wielu jednak próbuje powiązać wolność z wolą wyboru. Podążając zatem tym torem myślenia można byłoby stwierdzić, że samoświadomość zbliża nas do wolności.

KP: Wiemy, że „wyobraźnia nie ma granic”, cytując z wywiadu z Panią udzielonego dla portalu kulturalnerozmowy.pl. Tylko właśnie, skoro nie stawia przed nami murów, to przewrotnie zapytam: Czy możemy w ogóle mówić o wolności?

IG: Odpowiem Panu również przewrotnie. Jestem żoną i z własnej, nieprzymuszonej woli wybrałam ten status. Uważam, że o tę relację należy dbać, aby szczęście i miłość trwały jak najdłużej. Nie wyobrażam sobie zatem sytuacji, że co chwilę wpadam w objęcia innego mężczyzny. Moi bohaterowie natomiast nie mają takich oporów. Choćby dlatego, że nie są w związkach, mają inne wartości. Będąc pisarką muszę przyjmować ich punkty widzenia, rozumieć ich emocje. Dlatego dla mnie wyobraźnia jest obszarem wolności. 

KP: Człowiek rozumny lubi podróżować i nie mam na myśli tylko tych fizycznych wędrówek. Czy w pewien sposób skazanie na przechadzkę i poszukiwanie są symbolami naszych czasów, czy może naszej kreacji wyobraźni na nasz temat?

IG: Rozwijamy się. Jesteśmy bardziej inteligentni, mamy dostęp do nowych technologii, które przenoszą nas w różne miejsca. Możemy na przykład wejść do ludzkiego ciała i zobaczyć, jak rośnie płód. Albo też włączyć inne urządzenie, by mknąc w przestrzeni galaktycznej i upajać się widokiem gwiazd. Jutro rano mogę spacerować po dzikich stepach Patagonii, a wieczorem wybrać się na pogrzeb prezydenta Johna F. Kennedy’ego. Proszę zauważyć, co stało się z moimi potrzebami? Wystarczy, że poczułam ten smak przygody, a już nie mogę przestać wędrować. Jestem głodna kolejnych doznań. Doprawdy nie wiem, czy jestem na te wędrówki skazana, czy też chcę być postrzegana jako podróżnik. Fascynują mnie, chcę ich. I myślę, że wielu ludzi czuje podobnie.

KP: Zakładam w swoich pytaniach, że człowiek czegoś pragnie, a tak naprawdę przeważnie tylko o tym mówi, tudzież latami opowiada. Na ile paradoks chcenia/niechcenia opowiada o symbolu posiadaniu nadziei?

IG: Nie każde marzenie się spełni. Doskonale o tym wiemy. Nie będę Marią I Stuart, ona umarła 8 lutego 1587 roku. Nie będę pierwszym prezydentem Stanów Zjednoczonych, był nim George Washington. Jeśli zatem nasze projekcje nie będą miały znamion realnych celów, przejdą w świat bajki, która de facto może wzbogacić nasze życie. Pod warunkiem, że będzie bajką szczęśliwą, gdyż ta ze złym zakończeniem dokona destrukcji. Dlatego od nas zależy, jakie wyznaczymy cele i czy podejmiemy wysiłek, aby je osiągnąć. 

Przykładowo: Jeśli będę chciała zdobyć Mount Everest, wówczas muszę ocenić, czy jest to w ogóle realne. Oszacować moje możliwości fizyczne, psychiczne, finansowe itp. Jeśli po analizie dojdę do wniosku, że chcę wdrapać się na ten szczyt, to zaczynam przygotowywać się. Trenować, ćwiczyć, chodzić po mniejszych górach. Krok po kroku, dzień po dniu, systematycznie, wytrwale… I wówczas mogę posiadać nadzieję, że mi się uda ten cel osiągnąć. Jeśli nie będę robić nic lub markować pracę, wtedy przesuwam Mount Everest w świat bajki.

Na tym właśnie polega paradoks, że wielu ludziom nie chce się walczyć o swoje marzenia, chociaż o nich mówią. Dlaczego? Być może wystarczy im do życia to, co mają. A marzenia są tylko takim afrodyzjakiem… 

KP: Marzenie o wolności jest…

IG: Próbą rozgrzeszenia siebie. 

 

KP:Poruszamy dylematy filozoficzne, ale czyż właśnie nie takim skłonieniem do refleksji jest sens tworzenia i odbioru utworów literackich?

IG: Myślę, że sztuka jest częścią naszej ludzkiej natury. Potrzebujemy jej, by istnieć. Niezależnie od tego, czy jesteśmy twórcami, czy odbiorcami. Ona przenosi nas na inny poziom świadomości. Pozwala dostrzec piękno i głębię świata z innej perspektywy, własnych doznań oraz skojarzeń. Buduje więź ze światem, łagodzi emocje. Przy czym mam na myśli nie tylko utwory literackie, ale także malarstwo, rzeźbę, muzykę czy film.

Odpowiadając zatem na pytanie. Czy jest sens tworzenia? Nie mamy wyboru. Ta potrzeba wynika z wnętrza i domaga się zaspokojenia. A wybór gatunku czy formy to już jest kwestia preferencji. Jedni wolą pisać, inni – na przykład komponować.

KP: O znaczeniu siły książek i tego, dlaczego niektóre ludy paliły i palą je na stosach, moglibyśmy debatować godzinami. Jednak czarnowidztwa jest cała masa, aby nie powiedzieć rzesza, we wszelakich mediach. Dlatego proszę o wyjaśnienie, dlaczego warto nabyć, wyrobić w sobie pasję, zamiłowanie do sięgania po lektury?

IG: Nie jestem zwolennikiem zmuszania kogoś do czytania książek. Jeśli nie czuje takiej potrzeby, to po co ma to robić? Zakładam, że skończył jakąś szkołę, miał w swoich dłoniach kilka lektur… Wie Pan, ludzie się różnią. Jedni są lekarzami, inni architektami, a jeszcze inni rolnikami bądź kucharzami. Niektórzy wolą podróżować, inni spędzać czas na działce lub przed telewizorem. Środowisko wpływa na nasz sposób postrzegania świata, kształtuje nasze wartości i nawyki. Jeśli ktoś nie poczuł magii książek, nie znalazł żadnej motywacji, by je czytać, po prostu nie chce tego robić – niech da sobie z tym spokój. Niech idzie do kina, teatru, wzbogaca się w inny sposób. Taki, który mu odpowiada.

KP: Nawet, jeśli za tym miałaby podążać abibliofobia?

IG: Jasne, że jest cenzura, opór. Niektóre sprawy zamiatane są pod dywan. Zawsze tak było i pewnie będzie. Wielu nawet współczesnych autorów nie mogło wydać swoich utworów. Jednak ci, którzy cenią sobie prawdę, dotrą do niej, niezależnie od tego, ile dzieł zostanie zniszczonych. W swoich książkach niosę pozytywny przekaz. Trzeba być dobrej myśli.

 

KP: Także na koniec, dlaczego warto sięgnąć po twórczość Iwony Gajdy?

IG: Dlatego, że pomaga zrozumieć świat. Czytelnik zostaje wepchnięty na terytorium jakiegoś kraju. Na przykład Chin, Stanów Zjednoczonych, Izraela, Argentyny, Australii, Meksyku bądź Indii. Zderza się z tamtą kulturą, wartościami, obyczajami… A w tym całym chaosie musi się odnaleźć.

Zakładam, że rozpoczynając czytanie lektury, posiada jakąś wiedzę na temat tego państwa. Coś o nim wie, może nawet go odwiedził. Po trzech godzinach zamyka książkę i ma wrażenie, że spędził w nim dodatkowe kilka tysięcy lat. Wchłonął historię i problemy tych ludzi nie wiedząc, kiedy i jak. Bo przecież się bawił. Trochę płakał, trochę się śmiał, a trochę myślał nad życiem. I niczym z każdej prawdziwej podróży pozostało mu w głowie tylko to, co najważniejsze. Już nie pyta, o co im właściwie chodzi?

KP: Już naprawdę na zakończenie: mówimy, że to czytelnik ma czegoś poszukiwać. Za czym więc podąża, co goni sama autorka w swoich tekstach?

IG:  Próbuję zrozumieć świat i pochwycić chwilę, w której przyszło mi żyć. Tak wiele było cywilizacji, tak wiele kultur, tylu ważnych ludzi. My też niebawem znikniemy. Pewnie jest jakaś siła sprawcza, która skłania mnie do tej gonitwy. Coś, co wiecznie trwa. Poddaję się jej.

Chiny

USA

Izrael

Argentyna

Australia

Udostępnij wpis na:

Zło istnieje i od zarania dziejów szuka sposobów, aby przejąć kontrolę nad światem

Zło istnieje i od zarania dziejów szuka sposobów, aby przejąć kontrolę nad światem

284857090_398731678952443_6241147661418647169_n

Iwona Gajda powraca z nowym cyklem pt. „Granice Ziemi”, którego łącznikiem z poprzednim „Raport Ziemia” staje się Neo. Tym razem autorka nurkuje nieco głębiej we współczesną cywilizację z bogatą, niechlubną historią Meksyku, Indii i Kanady. Znów dowiadujemy się, jakiego okrucieństwa dokonywał człowiek wobec bliźniego. Zło zagościło w ludzkości na dobre i nie chce odpuścić. Czy Neo zdoła uratować świat od zagłady? Czym jest wolność? Na te oraz inne pytania odpowie autorka.

Neo-człowiek i Neo-duch – kim są te dwa byty w Granicach Ziemi? Z czym tym razem musi się zmierzyć bohater?
 
Iwona Gajda: Neo symbolizuje człowieka, jego cielesność i duchowość. Obie te natury, choć wzajemnie się uzupełniają, to jednak dążą do zaspokojenia innych potrzeb. Dlatego nasze wnętrze jest złożone, często rozdarte i niezaspokojone.
 
Neo-człowiek szuka miłości idealnej, lecz zbudowanej z krwi i kości. Podąża za zmysłami, ufa im. Ale jego wędrówka nie jest łatwa, bo życie go rozczarowuje i rani. Jedyna kobieta, którą kochał, nie żyje, a on, przygnieciony tęsknotą, próbuje poukładać sobie świat i na nowo odnaleźć sens życia. Wraz z nim trzeźwo patrzymy na rzeczywistość, ale równocześnie dostrzegamy ulotność oraz kruchość naszego istnienia.
 
Tymczasem Neo-duch wprowadza nas w obszar mistycyzmu. Bohater podąża za wartościami wyższego rzędu. Chce dobra dla Ziemi. Zostaje oddelegowany przez Ducha OZZ do zniszczenia Rubonu, czyli świata utkanego z przekonań i przesądów ludzi żyjących na przestrzeni dziejów. Ich wielkich ideologii, religii, a także wartości pokoleniowych. Wraz z Neo-duchem przesuwamy się tunelem czasoprzestrzeni i poznajemy historię narodów. Wchodzimy również do głębin naszego wnętrza i odkrywamy skrywane w nim tajemnice.
 
Tym razem przenosi Pani czytelnika do krain z tradycją sięgającą dalszych wieków. Skąd pomysł na wybór tych krajów i poddanie ich pod ocenę?
 
W Granicach Ziemi przedstawiam przeszłość i teraźniejszość Meksyku, Indii oraz Kanady. To kraje z bogatą i bolesną historią, która odcisnęła piętno na współczesnych mieszkańcach tych ziem. Dawne traumy żyją nie tylko w ich pamięci. One są częścią mentalności tych ludzi, jak i wyznawanych przez nich wartości. W praktyce oznacza to, że tworzą nasz obecny świat. Wszyscy bowiem przemieszczają się po terytorium Ziemi i mieszają między sobą.
 
Jednak kraje opisane w „Raporcie Ziemi” również posiadają głębokie tradycje. Proszę zauważyć, że australijscy Aborygeni stworzyli zręby swojej cywilizacji już pięćdziesiąt tysięcy lat temu. Chińska kultura rozwinęła się w czasach neolitu, a losy narodu Izraela sięgają drugiej połowy XIII wieku p.n.e. Natomiast Argentyna i Stany Zjednoczone przez kilka tysięcy lat były zamieszkiwane przez Indian.
 
Wybrałam te kraje, gdyż są ciekawe i tworzą nasz dzisiejszy świat. Przedstawiam fakty, obrazuję, ale ocenę pozostawiam czytelnikom.
 
 
Poprzedni cykl liczył aż pięć tytułów, a teraz zakończyła Pani na trzech. Dlaczego?
 
Fabuła „Granic Ziemi” nie wymagała większej ilości części.
 
Czego możemy dowiedzieć się o ludziach z tego cyklu? Czego dowiedziała się Pani sama?
 
Poznamy ich losy, poczujemy ich emocje, przez co staną się nam bliżsi. Chociaż żyjemy w różnych częściach świata i dzieli nas tak wiele, to jednak jako ludzie doświadczamy podobnie. Kochamy, cierpimy, tęsknimy, boimy się… Jesteśmy zniewalani lub zniewoleni, zmagamy się z wojnami, kataklizmami, przemocą czy niesprawiedliwością. Po napisaniu tej serii z większą pokorą zaczęłam postrzegać swój los.
 
Jakie zadania stoją przed Neo w „Granicach Ziemi”?
 
Zło istnieje i od zarania dziejów szuka sposobów, aby przejąć kontrolę nad światem. Niektórzy ludzie przesiąkli nim i pod płaszczykiem różnych ideologii, szerzą nienawiść oraz pogardę. Ziemskie duchy wchłonęły ich truciznę. W naszej atmosferze zbudowały świat matni, zwany Rubonem. Po co? Żeby nikt nie wiedział, co jest prawdą, a co fałszem. Aby zło mogło się ukryć pod przebraniem dobra. Neo ma zniszczyć ten świat, zdemaskować go. Wprowadzić złe duchy do Czarnej Otchłani i uratować pozostałe.
 
Czym tym razem zaskoczy Pani czytelników?
 
Faktami i postawą ludzi. Pokazuję, jak wiele osób cierpiało i nadal cierpi, a mimo wszystko nie przestają wierzyć w lepsze jutro.
 
 
Co oznacza dla Pani tytuł cyklu? Czym są te „Granice Ziemi”? Jak w ogóle interpretuje Pani słowo granica?
 
Granice zostały stworzone przez ludzi po to, by ich chronić i łączyć, ale także dlatego, aby móc ich kontrolować i zniewalać. Stały się więc symbolem władzy oraz siły. Dlatego są wiecznie łamane, przesuwane, niszczone… Mam tutaj na myśli podziały zarówno terytorialne, jak też społeczne. W konsekwencji granice jednych wzmacniają, a innych upadlają. Najgorsze jest to, z jaką łatwością są przez nas przyswajane, tworząc blokady w umysłach. Właśnie tam, w naszych głowach są one umacniane, co sprawia, że zamykają człowieka na dobro.
 
W „Granicach Ziemi” opisuję je wszystkie. Wskazuję także na jedną, która jest poza zasięgiem ludzi. To granica śmierci, przez którą każdy musi przejść, prędzej czy później, oraz powrócić do świata, z którego przyszedł.
 
Tytuły poszczególnych książek z cyklu to „Bezimienni”, „Niedotykalni” i „Ocaleńcy”. Na czym polega ich wieloznaczność?
 
Z jednej strony tytuły nazywają ludzi skrzywdzonych przez los. Bezimiennych, uciekających przed biedą i przemocą na dachu pędzącego pociągu La Bestia. Niedotykalnych, znoszących dyskryminację i podłość ze strony swoich rodaków tylko dlatego, że urodzili się w takiej, a nie innej rodzinie. Ocaleńców, czyli tych, którzy przeżyli piekło systemu Residential Schools, a ich traumy przenoszone są na następne pokolenia.
 
Jednak każdy z tytułów ma jeszcze inne znaczenia. Wskazuje na ludzi, którzy odpowiedzialni są zło tego świata. Są bezimienni, ponieważ ukrywają swoją prawdziwą naturę pod maską bądź anonimowym głosem i w ten sposób szerzą nienawiść. Są mali, choć czasami posiadają znaczne kompetencje. Tchórzliwi, pomimo że oceniają i wydają wyroki. Niedotykalni oznaczają bezkarnych i bezpiecznie osadzonych w realiach naszego świata. Dlatego nie mogli być opisani wprost. Ocaleńcy natomiast symbolizują tych, którym udało się rozpocząć nowe życie. Mimo wszystko.
 
Jak przedstawiona jest moralność w Pani książkach? Na czym ona polega?
 
Obserwując nieznane nam kultury, prawa i normy społeczne, niejednokrotnie odczuwamy wewnętrzny opór. Przechodzimy przez całe spektrum emocji. Niedowierzanie, bunt, złość, bezradność, zwątpienie w dobro świata. Trudno nam pojąć mentalność ludzi, którzy, zgodnie z naszą – Europejczyków – wiedzą i odczuciami, czynią źle. Ranią innych, wynosząc na piedestały wartości, które dla nas nie mają znaczenia, są wręcz absurdalne. Moralnie nie akceptujemy ich postępowania, ale też automatycznie rozgrzeszamy siebie. Podświadomie uważamy się za tych lepszych. Taka jest pułapka tego świata. Staram się ją pokazać. Zależy mi, aby czytelnik ją poczuł. Fabułę przeplatam czynami i decyzjami, które w jednej sytuacji potępiamy, w innej zaś – rozgrzeszamy. Chcę milczenia i pokory.
 
 
Jak nie poddać się fałszywej moralności? Co musimy zrobić jako ludzie, aby zachować godność i człowieczeństwo w stosunku do słabszych?
 
Wyzbyć się pychy.
 
Czy „Granice Ziemi” mogą pomóc nam uzyskać odpowiedź na odwieczne pytanie: Kim jesteśmy?
 
Liczę, że tak. Przynajmniej niektórym osobom. Tym, które poszukują odpowiedzi, a jednocześnie odpowiada im tego typu formuła przekazu.
 
Przez cykl przewija się nieustannie motyw wolności. Jak Pani rozumie ten stan?
 
Jako możliwość wyboru. Wejścia i wyjścia, osobistego przyzwolenia i zakazu. Jak to wygląda w praktyce? Każda decyzja wiąże się z konsekwencjami, zarówno tymi przyjemnymi, jak i nieprzyjemnymi. Trzeba zatem wybrać pakiet. Można zostać, na przykład, złodziejem, ale wówczas ucieknie się z łupem albo trafi do więzienia. Podobnie rzecz ma się z relacjami międzyludzkimi. Można być fałszywym człowiekiem, ale wówczas raczej nie znajdzie się prawdziwego przyjaciela. Tak jest we wszystkich sferach życia. Trzeba wiedzieć, czego się chce, a wolność umożliwia dokonywanie wyborów.
Podprogowo zadaje Pani pytania o sens ludzkiego życia. Czym jest on dla Pani jako kobiety?
 
Kobiety nie mają łatwo we współczesnym świecie. Opisałam ich tragiczną sytuację w Indiach, Meksyku, Argentynie czy Izraelu. Lecz krajów, w których są dyskryminowane, wykorzystywane bądź bite, jest znacznie więcej. Na takie traktowanie przyzwala tam prawo, religia oraz normy. Tam kobieta nie znaczy praktycznie nic. Ból ściska gardło i serce. Chciałoby się im jakoś pomóc, ale jak? W Europie Zachodniej, ledwie dotykamy tych problemów. Choć przyznaję, że niektóre sytuacje też wołają o pomstę do nieba. Cóż, trzeba walczyć o prawa kobiet. Musimy sobie pomagać wzajemnie.
 
Który z tych krajów rozczarował Panią najbardziej i dlaczego?
 
Przyznam, że państwa te nie były mi obce. Wcześniej wiele o nich czytałam, znałam życiorysy niektórych osób, sytuację ekonomiczną… Każdy z nich ma swoje jasne oraz ciemne strony. Dlatego żaden tak naprawdę mnie nie rozczarował.
 
Gdyby mogła Pani cofnąć czas i wędrować tak, jak Neo, co zmieniłaby Pani na świecie?
 
Na szczęście nie mam tej władzy i nie muszę podejmować tak trudnych decyzji. Jednak praktyka pokazuje, że ludzie inaczej zachowują się, gdy teoretyzują niż w chwili podejmowania decyzji. Inaczej postrzegają rzeczywistość i priorytety.
 
Dziękuję za poświęcony mi czas.

Meksyk

Indie

Kanada

Udostępnij wpis na:

Pisząc, wyrzucam z siebie emocje

Pisząc, wyrzucam z siebie emocje

Iwona gajda - o podróżach

W 2021 roku otrzymała wyróżnienie „Strong Women in IT 2021 – Global Edition”, klasyfikujące ją do grona 195 kobiet z całego świata, które znacząco wpłynęły na kształt branży nowych technologii. Ukończyła studia magisterskie oraz doktoranckie z zakresu zarządzania i marketingu na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach. W swoich książkach opisuje i interpretuje rzeczywistość. Łączy fakty, trendy oraz postawy ludzi. Autorka opowiadań i książek pogranicza różnych gatunków literackich, łączących elementy fantastyki, literatury naukowej, reportażu, bajki oraz powieści. Zapraszam na wywiad z autorką na temat jednego z ważniejszych cyklów literackich „Raport Ziemi”.

Kim jest Iwona Gajda jako człowiek i autorka?
 
Iwona Gajda: Słowo „człowiek” dużo znaczy, wiele w sobie zawiera. W nim jest: dobro i zło, miłość, ból, bunt, a także odpowiedzialność. Wszystkiego we mnie jest po trochu. Nawet wtedy, gdy życie próbuje poskromić, nakładając etykietę: żony, matki, babci, menadżera, pisarza… Nie mam ram.
 
Skąd wziął się pomysł na pisanie? Co było impulsem? Dlaczego Pani pisze?
 
Pisząc, wyrzucam z siebie emocje. Dobre i złe. Dzięki temu czuję się wolna. Mogę dotykać swojego ‘ja’, które dryfuje gdzieś pomiędzy jawą i snem. Wyobraźnia nie ma granic, dlatego ją kocham. Zaczęłam pisać w szczenięcych latach: wiersze, listy, opowiadania, książki. Podczas studiów współpracowałam z dziennikami ogólnopolskimi. Kilka lat intensywnej praktyki z rasowymi redaktorami było dla mnie niezłym doświadczeniem, dzięki któremu udoskonaliłam warsztat.
 
Jednak po studiach wciągnęła mnie praca zawodowa. Przez 25 lat spod mojego pióra (a raczej klawiatury) wychodziły biznes plany i teksty merytoryczne o nowych technologiach, gospodarce oraz biznesie. To był bardziej profesjonalizm zawodowy niż wolność pisania. Dawną pasję obudziła we mnie niezwykła artystka i malarka p. Barbara Gulbinowicz. Dwa lata temu podczas jej wernisażu znowu popłynęłam wyobraźnią do świata magii. Trochę zachłysnęłam się jej sztuką i tak historia zatoczyła koło…
 
Jeden z Pani cyklów nosi tytuł „Raport Ziemi”. O czym Pani raportuje do nas – ziemian, ludzi?
 
Człowiek XXI wieku dysponuje ogromem informacji. Praktycznie rzecz biorąc, każdego dnia jest bombardowany nowymi faktami, liczbami, raportami. W konsekwencji postrzega rzeczywistość jakby przez lustro. Trochę zniekształconą i niewyraźną. Czasem nie potrafi wyłuskać tego, co najbardziej istotne dla niego, dla innych i dla świata. To niebezpieczny stan, gdyż prowadzi do alienacji i zobojętnienia na sprawy ludzkości w ogóle. A przecież zarówno człowiek, jak i Planeta muszą żyć.
 
„Raport Ziemi” to przedstawienie problemów, z jakimi borykają się ludzie współcześni w różnych zakątkach świata np. w Izraelu, Stanach Zjednoczonych, Australii, Argentynie czy Chinach.
 
Uważam, że próba zrozumienia człowieka innych kultur to jedyna droga do ocalenia nas i tej planety. Powinniśmy rozbudzać w sobie empatię i koncentrować się na budowaniu, a nie destrukcji.
 
W książkach zabieram czytelnika w podróż. Wprowadzam go na terytorium danego państwa. Chcę, aby przeżył wspaniałą przygodę, ale i zrozumiał historię tego miejsca, która niczym gen przetrwała w każdym człowieku danej społeczności. Pozwalam czytelnikowi rozmawiać z królami, cesarzami i zwykłymi ludźmi. Jednocześnie skłaniam go do myślenia i podważam jego dotychczasowe „werdykty”, dawkując informacje. Tym samym przeprowadzam go przez jego własne wnętrze.
Każda książka to inna opowieść, historia, państwo. Skąd zaczerpnęła Pani inspirację, wiedzę i informacje do napisania aż 5 książek? Ile czasu Pani to zajęło?
 
Tych historii i państw jest znacznie więcej. W zeszłym roku wydałam pięć książek z cyklu „W drodze do siebie”, w tym roku osiem (w tym trzy z cyklu „Papierówki”). Właśnie piszę następną serię, która ma być kontynuacją „Raportu Ziemi”. Proszę zwrócić uwagę na fakt, że te książki nie są długie. Niemal wszystkie mają podobną ilość stron i przeczytanie jednej zajmuje około 2,5 godzin. Myślę, że to pisanie bierze się z pasji poznawania człowieka i świata.
 
Od dzieciństwa pochłaniałam książki biograficzne, praktycznie jedną za drugą, które przecież osadzają ludzi w miejscu i przestrzeni. Delektuję się filozofią i uwielbiam podróże. Natomiast sam warsztat pracy jest nieco innym zagadnieniem. Bez umiejętności analitycznego myślenia i wytrwałości nie stworzyłabym tak wielu historii. Tutaj z pomocą przyszła mi praktyka zawodowa. Przez 25 lat zdążyłam napisać kilkaset biznes planów, dotyczących nowych technologii. Trzeba było szybko pozyskiwać informacje z wielu źródeł, przetwarzać je i prawidłowo wnioskować. Biznes jest bezwzględny, weryfikuje brutalnie.
 
Pisze Pani o zagładzie, o ofiarach, oprawcach, a wszystko to w oparciu o przeszłość. Nie są to jednak subtelne relacje, ale nie znajdziemy tam też odpowiedzi wprost na zadane pytania. Jakby Pani zwracała się do czytelników: „nie wiem, a Wy wiecie?”.
 
Traktuję czytelnika bardzo poważnie. Dlatego pozwalam mu doświadczać i wyciągać wnioski. Moim zadaniem jest przekazanie mu wiedzy, w sposób lekki, przejrzysty i kompleksowy. A że historia nakreśliła tak brutalne krajobrazy, to już inna kwestia. Rzetelność pisarska nie pozwala mi na to, aby trudne i mroczne okresy danej cywilizacji czy narodu zamieść pod dywan. Nie pozwala mi stworzyć sielankę tam, gdzie jej nie było. Konsekwencje tych, często okrutnych, czasów, widzimy przecież dzisiaj. W mentalności współczesnego człowieka, w jego sposobie pojmowania świata i kształtowania wartości.
 
Pyta Pani, dlaczego „nie wiem” i dlaczego zmuszam czytelnika do refleksji. Proszę zauważyć, że nikt na świecie nie jest obiektywny. Zawsze filtruje rzeczywistość przez pryzmat własnych doświadczeń i przekonań. Jakkolwiek by się starał, bez względu na zasoby wiedzy, którą posiada i trafność dokonywanych spostrzeżeń. Również ja, nie pretenduję do roli wszechwiedzącej Pythii. Nie wiem, skąd wzięło się zło. Choć doskonale rozumiem, że człowiekiem targają różne namiętności. Jest w nim pęd do władzy, potrzeba miłości i nieskończony rezerwuar strachu. Moim zadaniem jest przekaz, a czytelnika wyciągnięcie własnych wniosków.
 
Kim jest Neo? Jaką pełni funkcję?
 
Neo uosabia cielesną i duchową stronę człowieka. Ta pierwsza wydaje się bardziej oczywista i namacalna. Nasze ciało, wraz z psychiką, żyje w określonej czasoprzestrzeni. Domaga się zaspokojenia swoich potrzeb. Amerykański psycholog, Abraham Maslow opisał ich całą hierarchię, powstało wiele prac na ten temat. Neo-człowiek odczuwa wszystkie potrzeby. Kocha, tęskni, jest głodny i czasem sfrustrowany. Przeprowadza czytelnika przez problemy współczesnego świata. Na przykład pokazuje zanieczyszczone, zdegradowane środowisko czy bezwzględność i brutalność, z jaką działają gangi, czy organizacje przestępcze. Jego oczami oglądamy obecną sytuację gospodarczą, polityczną, a także pandemiczną danego kraju. Neo-człowiek jest taki, jak my. Ma swój indywidualizm, ale i wiele cech wspólnych nam wszystkim.
 
Neo-duch dotyka mistycznej strony człowieka. Wprowadza czytelnika do innej czasoprzestrzeni. Wypełnionej niezmierzoną ilością energią, miliardami galaktyk i wszechświatów, do których odwołuje się mechanika kwantowa. Nie rozumiemy tego świata. Boimy się go, ale i pokładamy w nim także nadzieję przyszłego życia. Niektórzy ludzie czują tę niezbadaną i pozaziemską energię. Mistyczny świat, w którym żyje Neo-duch przypomina czasami mitologie, tworzone przez niektóre religie monoteistyczne, gdyż odwołuje się do wartości dobra i zła. Jednak Neo-duch i jego świat jest ponad nimi. Nie polemizuje z mitologiami stworzonymi przez człowieka. Jego zadaniem jest przeprowadzenie nas przez historię danego państwa, a także przez nasze wnętrze. Danie nam nadziei.
Czego boi się Neo?
 
Neo-człowiek wyrósł się w środowisku uczniów wielkich mistrzów klasztoru Shaolin. Doskonale opanował sztuki walki Kung Fu, zna też religie i filozofie wschodu. Większość życia spędził jednak w Stanach Zjednoczonych, asymilując się z amerykańską kulturą, jej wzorcami i wartościami. Jest inteligentny i odważny. Nie cofa się przed trudnymi wyzwaniami.
 
Neo-duch ma wysoką pozycję w świecie mistycznego Androrodu. Delegowany jest przez Ducha OZZ, stwórcę i najważniejszego ze wszystkich, do wypełniania specjalnych misji. Posiada duże moce i uprawnienia, dzięki którym może sprostać najtrudniejszym zadaniom.
 
Obie te połowy tworzą jedną, silną postać. Zorientowaną na kreację dobra, pełną troski o człowieka i losy Planety.
 
Jakie znaczenie w tym cyklu ma motyw wędrówki i poszczególne przystanki?
 
Nasze życie jest ciągłą wędrówką. Od chwili urodzenia, aż po śmierć. A być może i dalszą, poprzez mistyczny świat, którego nie znamy. Ta droga nie jest często „usłana kwiatami”. Znajduje się na niej wiele różnych etapów oraz przeszkód, które trzeba pokonać. Wiele z problemów można rozwiązać, niektóre „zdarzenia losu” musimy zaakceptować. Nie można inaczej. Łącząc nasze człowieczeństwo z duchowością, wiarą – jesteśmy wstanie przezwyciężyć wszystkie trudności i poczuć sens, a nawet szczęście naszego istnienia.
 
W książkach wędrujemy razem z Neo. Widzimy go w różnych sceneriach i okolicznościach, często dramatycznych. Obserwujemy, w jaki sposób pokonuje problem/ból, a także konsekwencje tych wydarzeń dalej. Na przykład Neo-człowiek przeżywa śmierć bliskiej osoby, a potem Neo-duch spotyka ducha tejże osoby w świecie Androrodu.
 
Czym są duchy Androrodu? Czy ich obecność oznacza dla Pani nadzieję? A może wiąże się z zupełnie innymi uczuciami, emocjami? Jakimi?
 
Duchy Androrodu zostały przeze mnie spersonifikowane. Nadałam im cechy ludzkie, dzieląc je na złe i dobre. Przy czym „dobro” traktuję jako działanie na korzyść drugiego człowieka, a zło – na jego szkodę.
Prowadzi Pani z czytelnikami pewną grę, ponieważ wprowadza Pani do fabuły fakty historyczne. Wielu może pomyśleć, że jest Pani podróżniczką albo historykiem, a tymczasem pisze Pani z pasji i nie dla wszystkich. Dla kogo są te książki? Jak definiuje Pani ich odbiorców?
 
Oj! Myślę, że zdecydowana większość pisarzy przenosi czytelników do czasów i miejsc, w których nie było im dane żyć. Nie byli też z wykształcenia historykami, a ich pracą zawodową nie było podróżowanie. Wiedza nie jest zarezerwowana dla osób, które studiują dany kierunek. Zresztą, biorąc pod uwagę ilość istniejących obecnie dziedzin i specjalizacji, to nikt z największych pisarzy wszech czasów nie spełniłby wskazanych przez Panią kryteriów.
 
Informacje zawarte w książkach pochodzą z wielu wiarygodnych źródeł. Praktyka dziennikarska i zawodowa nauczyła mnie weryfikować dane. A co się tyczy odbiorców, to mam nadzieję, że książki zostaną dobrze przyjęte zarówno przez ludzi młodych, jak i starszych.
 
Dla mnie są to książki o mechanizmach przemocy, o relacjach międzyludzkich o prawdzie o człowieku. Jakby trzeba było wytykać ludziom i mówić „zobaczcie, co robicie ze sobą i z naszą planetą”. Czy to ma sens?
 
Czasami warto spojrzeć na własne życie z różnych perspektyw. Choćby po to, aby zastanowić się nad tym, czy podążamy we właściwym kierunku. Jeśli nasze życie jest pasmem problemów i zmartwień, to może trzeba nad sobą popracować, coś skorygować.
 
Podobnie jest ze światem. Mnóstwo było cywilizacji, mocarstw, dyktatorów, kultur, religii etc. Powstawały i upadały. Czasami trzeba docenić historię, za lekcje których nam udziela. Niektóre mechanizmy powtarzają się od tysięcy lat. Być może ludzkość jest w miejscu newralgicznym. Rozpędza się w kierunkach, które wymykają się spod kontroli, a prowadzą do destrukcji. Może powinniśmy przyjrzeć się, jak wygląda nasza planeta oraz nasze wartości i zacząć działać. Jesteśmy cywilizacją globalną, połączoną wielopłaszczyznowo m.in. kapitałowo, ekonomicznie, politycznie, ekologicznie, czy migracyjnie. Jeśli nie zareagujemy teraz, to wkrótce może być za późno.
 
W Pani książkach nie brakuje odniesień do aktualnych wydarzeń, w tym również do pandemii. Czym ona dla nas jest? Czym jest dla Pani?
 
Pisząc, odwołuję się do aktualnej sytuacji gospodarczej, politycznej i ekonomicznej danych państw. Każde z nich zmaga się z własnymi, specyficznymi problemami, ale i takimi, które wykraczają poza granice kraju. Mają charakter globalny i konieczna jest współpraca międzynarodowa, by je rozwiązać.
 
Należy do nich m.in. terroryzm, bieda, brak wody, pożywienia, konflikty zbrojne, polityczne, religijne, migracje, zatrute powietrze. Dzisiaj do nich doszła pandemia. Uważam, że jest ona okresem próby dla wszystkich ludzi, również dla mnie. Czasem refleksji, analizy i szansą na korektę życia.
Czy dzięki historiom zawartym w „Raporcie Ziemi” możemy się przetestować?
 
Książki zawierają wiele danych historycznych oraz dotyczących aktualnej sytuacji na świecie. Na pewno mogą być testem wiedzy. Z drugiej strony informacje dawkowane są w taki sposób, by czytelnik mógł zmieniać perspektywy patrzenia. Nie osądzał, lecz rozumiał.
 
Wierzy Pani, że autorzy mają szczególny wpływ na człowieka, mają wgląd na rzeczywistość?
 
Istnieje bardzo wiele teorii na temat tego: kto, co i w jaki sposób kształtuje nasze poglądy. Nie chcę z nimi polemizować.
 
Czy jest dla nas nadzieja na lepsze jutro?
 
Tak. Jest nią miłość. Ona wyzwala dobro w człowieku.
 
Ma Pani rację  jest bardzo ważna. Dziękuję za poświęcony mi czas. 

Chiny

USA

Izrael

Argentyna

Australia

Udostępnij wpis na:

Wiara

Sun rays sprouting through the clouds _ Paradise

Wiara

Wiara nadaje sens istnieniu. Sprawia, że wszystko jest ważne.
Każda chwila, którą przeżywamy i każdy człowiek, którego spotykamy.
Nic nie dzieje się przypadkiem, lecz po to by zmieniać nas.
Przygotować do życia wiecznego.

Wiara obdarza mocą. Ponadludzką siłą, której nie sposób okiełzać.
Nie wiemy skąd pochodzi i jak przenika nasze wnętrze.
Lecz z nią potrafimy przetrwać trudne chwile i przezwyciężyć słabości.
Nawet wtedy, gdy rozsądek i zmysły nie widzą już żadnych szans.

Wiara jest źródłem szczęścia, z którego można czerpać bez końca.
Zmienia sposób myślenia i pojmowania świata.
Przekształca zło w dobro, egoizm w empatię, a nienawiść w miłość.
Z nią wybory są oczywiste, a drogi proste.

Czy każdy może wierzyć? Tak.
Wystarczy, że otworzy swoje serce i duszę, na doznania, których nie rozumie.
Nie będzie szukał dowodów i wsłuchiwał się w głosy sceptyków.
Bo prawda jest taka, że wiara w nadprzyrodzoną boską siłę, pulsuje w każdym człowieku,
odkąd tylko pojawił się na ziemi. Trzeba tylko pragnąć, by poczuć jej moc.

Nie niszcz w sobie wiary kochanie. Nigdy!

 

Przeczytaj również:

Miłość

Miłość

Miłość zmienia życie. Sprawia, że świat jest wspaniały.
Ziemia, rzeki i niebo zachwycają barwami.
Ptaki śpiewają piękniej, a ludzie uśmiechają się przyjaźniej.
Ona jest magią, która przenika wszystkie nasze zmysły, by napełnić je szczęściem.

Miłość dodaje siły. Z nią wszystko można osiągnąć.
Zdobyć najwyższe szczyty, przepłynąć oceany i wygrać życie.
Nie cofnie się przed niczym, lecz wytrwale i mądrze podąży do celu.
Nie niszczy, lecz buduje. Nie walczy, lecz rozwiązuje. Zawsze wygrywa.

Miłość koi ból i pociesza. Działa, jak tajemniczy eliksir życia.
Wystarczy jej dotyk, ciepłe spojrzenie, a dokona cudu uzdrowienia.
Wywoła uśmiech na twarzy cierpiącego i uciszy niepokój ducha.
Przy niej wszystko ma sens.

Czy można zniszczyć miłość? Nie.
Czasami świat rzuca kłody pod nogi i bombarduje tysiącem problemów.
Znikąd nie ma oparcia. Ale miłość zwycięży wszystko. Przetrwa.
W ciemności odnajdzie iskrę nadziei i jak feniks powstanie z popiołów,
by odmienić nasz los.

Nie zwątpij w miłość kochanie. Nigdy!

 
Young couple enjoying the sunset in the meadow

Przeczytaj również:

Marzenia

Marzenia

Marzenia są początkiem wszystkiego. Z nich powstaje świat. Piękne budowle, potężne mocarstwa, wynalazki i najwspanialsze dzieła. To one są fundamentem naszego życia.
Drogą, po której idziemy i celem, do którego zmierzamy. 

Marzenia zmieniają rzeczywistość. Nadają jej inny wymiar. Bliski Twojemu sercu. 
W wyschniętej trawie zobaczą rajskie ogrody, a w kropli łez dojrzą ocean miłości.
Z niczego zrobią coś, pustkę zamienią w szczęście i miłość. 

Marzenia przyciągają. Ukryte w naszych sercach wciąż wysyłają energię.
Szukają dla siebie miejsca, by żyć. Błądzą po ludzkich oczach i sercach przypadkowo spotkanych. Błąkają się po rzeczach, których dotykamy, by osiąść tam i żyć. 

Czy każdy ma marzenia? Tak. Czasami świat próbuje je stłamsić i zamknąć w klatce.
Zniszczyć  rutyną,  ilością i ciężarem problemów, a także zwątpieniem w drugiego człowieka.
Ale prawda jest taka, że są i żyją w głębinach naszego serca.
Czasami jedna iskra sprawi, że znowu ożyją. 

Nie przestawaj marzyć kochanie. Nigdy!

 

Przeczytaj również: