Corrida de toros
[Zwierzęta przemówiły]

Byki - Corrida de toros

Fragment książki
Zwierzęta Przemówiły

-Dwa dni przed walką zbadano mnie zgodnie z rytuałem – zaczął opowiadać Carlos. – Weterynarz dokładnie wszystko oglądał: sierść, poroże, kopyta… Zauważyłem, że notuje te informacje. Wtedy jeszcze myślałem, że istnieją w tym jakieś reguły. Słowa śmierć z honorem brzmiały jakoś dziwnie i patetycznie, ale uczepiłem się ich. Nie miałem nic innego oprócz tego właśnie honoru, który mógłbym pokazać na arenie. 
-A indulto? Wierzyłeś w nie?
Carlos spojrzał Sanchezowi w oczy.
-Gdzieś bardzo, bardzo głęboko była taka wiara, która wciąż się tliła. Nie chodzi o to, że liczyłem na akt łaski. Mój rozum nie dopuszczał nawet takiej możliwości, jednak nadzieja istniała. Dlatego chciałem walczyć i dać z siebie wszystko.
-Co było dalej? – zapytał Sanchez.
-Jeszcze tej samej nocy podcięto mi racice. Potem dostałem środki przeczyszczające, po których zupełnie odwodnił mi się organizm. Gdy byłem już wycieńczony, przyszło dwóch ludzi i bili mnie po nerkach workami wypełnionymi piaskiem. Ledwie oddychałem, wijąc się z bólu. Kiedy skończyli, zamknęli mnie w ciemnym pomieszczeniu. Na drugi dzień – Carlos wstrzymał na chwilę głos, aby zebrać myśli i powstrzymać emocje – wprowadzono mnie do przyczepy, w której podłoga była pochylona do przodu. Jechałem bardzo długo, kilka godzin, co spowodowało potworne skurcze w moich nogach. Lecz prawdziwy koszmar dopiero się zaczynał… 
-Chcesz przerwać na moment? – spytał Sanchez, ale spostrzegł, że Carlos całkowicie wrócił myślami do tamtych chwil i już nie zwracał na niego uwagi.
-Jacyś ludzie wprowadzili mnie do ciasnej komórki i w nacięte wcześniej kopyta wcierali rozpuszczalnik. Bardzo szczypało. Wydawało mi się, że umieram z bólu. Choć wtedy jeszcze nie umarłem… – Carlos zamyślił się. – Następnie zaczęli nakładać na moje oczy jakąś maź, co sprawiło, że oślepłem. Stopniowo przestawałem widzieć. Do uszu wciskali mi mokry papier. To spowodowało z kolei, że nie potrafiłem stać na nogach, traciłem równowagę i przewracałem się.
-Ale to… był już koniec? – przerwał Sanchez, próbując wyrwać Carlosa z tych bolesnych wspomnień.
-Nie, dopiero początek – odpowiedział głucho.
-Kolejno zabrali się za moje jądra. Podwiązali je i nakłuwali szpilkami. Wyłem z bólu. Chciałem umrzeć. Tak bardzo chciałem wtedy umrzeć… – powtórzył. – Szkoda, że nie umarłem – dodał, po czym dalej, powoli, jednostajnym i głuchym głosem opowiadał tak, jakby pozbawiony był emocji. Przez Sancheza przebiegł dreszcz. Miał wrażenie, że Carlos nie jest już w świecie rzeczywistym, że zwariował.
-Wrzeszczałem z bólu – kontynuował, wpatrując się w niebo. – A oni wpychali mi do nozdrzy i gardła watę, przez którą ledwo oddychałem. Dławiłem się i konałem z bólu. Wtedy ci ludzie zamknęli mnie w komórce. Było tam ciemno, strasznie ciemno, nic nie widziałem. Czułem ból, rozdzierający, paraliżujący. Wkrótce otworzyli drzwi i z całą siłą wypchnęli mnie na arenę. Nic nie widziałem, ponieważ oślepiało mnie światło. Nie mogłem chodzić, gdyż traciłem równowagę. Wszyscy głośno krzyczeli. Mnóstwo ludzi.

Przeczytaj również:
Udostępnij:
Facebook
Twitter
LinkedIn
WhatsApp
Pinterest
Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *