Czy można pozbawić człowieka uczuć? Sprawić, aby nie przeżywał nic? Ani radości, ani smutku. Po prostu falował na wietrze niczym bezużyteczna flaga. Kawałek materiału, któremu odebrano dumę i chwałę. Być może na jakiś czas. Okoliczności uśpią go, znieczulą, powalą. Ale koniec końców uczucia zawsze dadzą o sobie znać, w takiej czy innej odsłonie. Bo taki jest człowiek, musi przeżywać. Podobnie z duchowością. Przecież nie można wyrwać jej wraz z korzeniami. Jest nieodłączną częścią ludzkiej natury. Jej zapisem, matrycą. To tak, jakby usunąć oczy i powiedzieć „patrz, obserwuj kolory”.
Tesla pochyla się nad balustradą i wzrokiem wodzi po hologramowej otchłani. Przez moment zatrzymuje spojrzenie na spiralnych schodach, które wiodą na szczyt konstrukcji. „Czyżby chciał tam wejść?” Analizuję. „Po co?” Jednak on odwraca tułów i wolnym krokiem rusza w moim kierunku.
–Nic takiego, zwykłe wyładowania – oznajmia spokojnie. – Za chwilę wszystko ucichnie.
–Ucichnie? – Przeskakuję wzrokiem pomiędzy nim a telepiącą się wieżą. Nie przekonują mnie jego słowa. Tym bardziej, że zaczęło grzmieć. Błyskawice uderzają w metalowe pręty i robi się naprawdę niebezpiecznie.
–Burza? Skąd? – z niepokojem zerkam w dół. Ogromna belka wyrwała się z przęsła, gwoździe i śruby wirują w powietrzu.
–Zaraz wszystko runie! – wołam przestraszona.
–Nic nam nie będzie – ucina. – Czy mówiłaś o GII?
–O czym? – spoglądam na niego z niedowierzaniem, ściskając barierkę. Czyżby chciał rozmawiać o ludzkości, gdy jedną nogą stoimy nad przepaścią? Ignoruję go, nie zamierzam teraz ginąć. Kątem oka zerkam w górę. Ponad naszymi głowami powstaje jakiś tunel; widzę twardą posadzkę, na którą decyduję się wskoczyć. Mocno naprężam tułów, w tym samym momencie czuję dziwny opór. Mam zablokowane kończyny.
–Dosyć! – krzyczy Tesla, sprowadzając mnie do pionu. – Przestań się miotać i rozmawiaj ze mną, bo cię nie odblokuję.
Jest wyraźnie wzburzony; iskrzy negatywną energią, która rozświetla jego postać. Milknę. Nie mogę nawet poruszyć rękami i nogami, chcąc nie chcąc podporządkowuję się jego woli.
–GII to projekt o najwyższym priorytecie – kontynuuje poprzedni wątek, jakby nic się nie stało. – Zaangażowano znakomitych naukowców i ekspertów z całego świata.
„O co mu chodzi?” Uważnie przyglądam się jego oczom i widzę, że pulsują, tracąc kolory. Zlewają się w jedną przezroczystą plazmę. On zdaje się tego nie zauważać i cały czas mówi.
–Powstaną Genetycznie Idealne Istoty – tłumaczy, wymachując rękami. Jest podekscytowany.
–Nie! Nie powstaną! – zaprzeczam, próbując przerwać ten słowotok. – Człowiek bez uczuć i wiary nie ma prawa istnieć! To niemożliwe! Stworzą „robota w ludzkiej skórze”, zaawansowanego technologicznie androida, lecz nie człowieka. Rozumiesz? To nienormalne! Zobacz, co zrobili z twoimi oczami. Spuszcza głowę.
–Wszyscy jesteśmy prototypami – mówi. – W tym świecie każdy posiada wady genetyczne. Nazywamy je anomaliami. Nasze genomy są podziurawione. Wymieniano fragmenty, wstawiano kawałki DNA innych ludzi, modyfikowano… Niektóre sekwencje są niedoskonałymi kopiami, które powstały w laboratoriach.
–Niedoskonałymi? – podchwytuję słowo.
–Rozwinął się czarny rynek, nielegalny handel. Nikogo nie obchodziła jakość. Pieniądze, pieniądze, pieniądze…
Przełykam ślinę i z ukosa dostrzegam, że trzyma w ręce jakiś przedmiot. Pilot? Nadajnik? „Czyżby kontrolował te wyładowania?” Przechodzi mi przez myśl. „Wybudował wieżę o wysokości 57 metrów i wadze 55 ton, aby eksperymentować z piorunami?” Wygląda na to, że mam rację. Profesor podnosi przedmiot i wodzi palcem po jego powierzchni. Nagle wszystko wokół cichnie, a ja mogę swobodnie się poruszać.
–Wywołałeś pioruny – mówię, nieco przytłumiona. – Potem mnie zablokowałeś. Miałam wrażenie, że to magnes. Jakaś ogromna siła…
–Nie przesadzaj – rozluźnia się. – To zaledwie próbka, tego co potrafię. Mogę wygenerować pole magnetyczne półtora miliona razy większe niż to na powierzchni Ziemi.
–W jaki sposób?
–Czy to ważne? – odpowiada z satysfakcją, opierając plecy o balustradę. – Już w 2022 roku Chińczycy uruchomili magnes o natężeniu 45,22 Tesli, tworząc pole magnetyczne milion razy większe. Wykorzystuję moje doświadczenia i innych. Przeprowadzam badania, o których nikomu nawet się nie śniło…
Przez moment milczymy oboje. Zatrzymuję wzrok na jego twarzy i dostrzegam, że oczy odzyskały normalne kształty oraz kolory. Są niebieskie, mądre, błyszczą tajemnicą. Wpatrzone w otchłań emanują także pokorą, która roztapia mi serce. „Chyba mogłabym go polubić…” Zastanawiam się. Nagle on odwraca głowę, a spod jego powiek wypływają ogromne, granatowe łzy.
–Potrzebuję cię – wzdycha ciężkim głosem. – Musisz powstrzymać ich przed zburzeniem laboratorium. Badania są dla mnie wszystkim, całym moim życiem. Nie mam nic więcej. Zabiorą mi wieżę, rozbiorą i sprzedadzą na złom…
Spuszcza wzrok i łka jak dziecko. Nie wiem, co robić.
–Więc nie chodzi ci o dobro człowieka? – pytam zawiedziona.
–Jestem naukowcem – usprawiedliwia się. – W dodatku modyfikowanym. Nie wiem, czym są uczucia, choć w jakimś stopniu ich doświadczam. Nie potrafię jednak ich rozróżniać czy kontrolować. Ty jesteś inna – powoli podnosi wzrok. – Taka… starożytna.
–Jaka? – obruszam się. – Pochodzę z XXI wieku, to żadna starożytność, lecz… o zgrozo!, początek końca – wyrzucam zamyślona i nagle rozczulam się. Teraz płaczemy oboje: ja oraz modyfikowany Tesla.