Państwo: Kanada

Kanada - Montreal, Quebec City, Ottawa

sierpień 2023

Dzień 1

Przylecieliśmy do Montrealu o 17.30, a wylecieliśmy z Amsterdamu o 15.00. Lot natomiast trwał 7,5 godziny. Takie cuda się dzieją z tym przesuwaniem czasu.
 
Linie KLK nakarmiły nas porządnie, a pogoda przywitała nas słońcem. Tak, że z duszą na ramieniu ruszyliśmy na przystanek, by busem podjechać na stację kolejową. Po 1,5 godziny jazdy bylismt w Ottawie. Tam jeszcze czekaly nas 3 stacje metra i przed 22.00 przybyliśmy do hotelu. (W tym czasie w Polsce była 4 rano).
 
Jeszcze tylko małe zakupy (jogurt, mleczko, woda, herbatnik) i poszło 6o zł. ( W Polsce zaplacilibysmy za te zakupy ok.15-17 zł).
 
Jesteśmy więc na miejscu. Jutro zaczynamy zwiedzanie stolicy 'śladami Neo’, czyli mojego głównego bohatera ” Ocaleńcow” i całej oktalogii.

Dzień 2

Wzgórze Parliament Hill i okolice
 
Trochę w deszczu, a trochę w słońcu – taki był dzisiejszy dzień. Spacerowaliśmy ulicami Ottawy, oglądając różnorodność miasta. Ta szokowała na każdym kroku. Nowoczesne wieżowce ocierały się o zabytkowe budowle, a muzułmanie o ortodoksyjnych Żydów w jarmułkach i białych koszulach z frędzlami. Powietrze przesiąknięte było seksualną wolnością, co wyraźnie dawało się we znaki wielu osobom. Czuć i widać było tę swobodę obyczajów. Takie ogólne wrażenia z dzisiejszego dnia.
 
Spacerowaliśmy po Wzgórzu Parlamentu i okolicach. Zwiedziliśmy też Katedrę Notre-Dame (Bazylikę Matki Boskiej Zwycięskiej i Świętego Krzyża) oraz Royal Canadian Mint, która produkuje monety, medale i inne numizmaty. Niestety zdjęć nie można było robić, gdyż oprowadzający nas przewodnik zagroził czasową konfiskatą smartfona…
Ottawa jest stolicą Kanady od 1857 roku. Miasto zamieszkuje ok. 1 milion mieszkańców różnych narodowości i ras, w tym Kanadyjczycy, Brytyjczycy, Chińczycy, Hindusi i wielu innych.
 
W Ottawie obowiązują dwa oficjalne języki: angielski i francuski.
 
W Ottawie znajdują się instytucje rządowe, czyli parlament kanadyjski, siedziba premiera (Biały Dom Kanady) oraz wiele ministerstw i agend rządowych.
Przez miasto przepływa rzeka Ottawa, oddzielając je od sąsiedniej prowincji Quebec.

Dzień 3

Izba Gmin i Senat.
 
Dzisiaj było bardzo poważnie, gdyż zwiedziliśmy budynki kanadyjskiego Parlamentu. Muszę przyznać, że zrobiły na mnie wrażenie. Senat iskrzył czerwienią i złotem, budując atmosferę królewskiego przepychu.
 
Sala posiedzeń Izby Gmin przywodziła mi natomiast na myśl amfiteatr. Posłowie zasiadają tu w rzędach, nachylonych ku centralnemu punktowi, gdzie znajduje się miejsce dla przewodniczącego i mówców. Wnętrza są przepiękne.
 
Poniżej trochę historii i zdjęć z Senatu, Sejmu i miasta.
Kanada monarchią konstytucyjną. A było to tak…
 
W 1497 roku Giovanni Caboto, genueński żeglarz będący w angielskiej służbie, dotarł do wybrzeży Nowej Fundlandii, a odkryte przez niego ziemie nazwano Nową Znalezioną Ziemią. Francuzi przybyli do Ameryki Północnej 50 lat później. Jacques Cartier, francuski podróżnik i odkrywca, sporządził pierwsze mapy Zatoki oraz Rzeki Świętego Wawrzyńca, a odkryte przez niego ziemie nazwano Kanadą.
 
Po zakończeniu wojny siedmioletniej w 1763 roku, Kanada przeszła pod kontrolę brytyjską na mocy traktatu paryskiego, a cztery lata później stała się dominium brytyjskim w ramach Związku Kanady, z ograniczoną autonomią i wspólnymi instytucjami. Status pełnego dominium uzyskała dopiero w 1931 roku, dzięki ustawie Westminsterskiej.
 
W ciągu lat Kanada stopniowo zyskiwała niezależność, co kulminowało w 1982 roku, kiedy zakończyła brytyjską kontrolę nad konstytucją. To umocniło narodową tożsamość i zdolność do stanowienia prawa. Obecnie Karol III jest głową państwa w demokratycznym systemie parlamentarnym, reprezentowanym przez Generalnego Gubernatora, Mary Simon. Struktura parlamentu, wzorowana na brytyjskim modelu, opiera się na Koronie, Senacie i Izbie Gmin, tworząc instytucje prawodawcze kraju.

Dzień 4

W stronę Quebec City.
 
Dobiegł końca trzeci dzień pobytu w stolicy i trzeba ruszać dalej. Przyznam, że z pewną niechęcią, gdyż Ottawa ma swój urok. Pobaraszkowałabym jeszcze po parkach, które ciągną się wzdłuż rzeki, zwiedziłabym kilka miejsc (np. National Gallery of Canada), na które nie starczyło już czasu…
 
Choć z drugiej strony czuję ekscytację na widok Quebec City. To miasto skradło moje serce już dawno, dlatego większość akcji „Ocaleńców” rozgrywa się właśnie nad rzeką św. Wawrzyńca …
 
Na zdjęciach ostatnie chwile w Ottawie 🙂

Dzień 5

Kanada z okien pociągu. Trasa Ottawa – Quebec; 6 h. 👍👍✨️✨️

Dzień 5

To był wulkan emocji. Wybuchł tysiącem wspomnień i wrażeń, jakby chciał przytłumić prawdziwą mnie. I chyba mu się udało, bo nie wiedziałam kim jestem. Szłam śladami moich bohaterów i znowu czułam drżenie ich warg. Potem otarłam łzę spływającą po policzku i okazało się, że ona naprawdę istnieje.
—–
„-Natalie Sulivan? – zapytał Neo – Czy możemy porozmawiać w cztery oczy?”
—–
Zgodziła się. Umówili się na dwunastą przy Portę St-Louis, czyli warownej bramie wjazdowej do Starego MIasta w Quebecku. Poszłam tam.
—–
„Była punktualnie. Przybiegła. Atrakcyjna, w modnym, brązowym płaszczu, nie przypominała potomków imigrantów z Wysp Brytyjskich bądź z Normandii. Raczej bogatą celebrytkę z Włoch, która, czując na plecach oddech paparazzi, ucieka przed blaskiem fleszy.
-Dziękuję, że znalazłaś czas – odparł, zatrzymując oczy na jej długich, kasztanowych włosach.
-Mój ojciec wspominał o waszej rozmowie – powiedziała na wstępie.
-Podejrzewamy, że jakiś imigrant podrobił dokumenty i wykorzystuje twoje nazwisko.
-Sprawy skomplikowały się bardziej -przyznał.
-Jesteś sam? – rozejrzała się i, nie czekając na odpowiedź, ruszyła Rue St-Louis.
-Tak.
-Zarezerwowałam stolik w Aux Anciens Canadiens, to kilka kroków stąd – zerknęła na niego. Teraz zauważył, że ma bardzo ciemne oczy. Brąz tęczówek niemal zlewał się z czernią, co dodawało im głębi, a jednocześnie budziło respekt.
-Jesteś Kanadyjką? – zapytał.”
-Wiem – odparła z uśmiechem. – Trudno w to uwierzyć. Kiedyś sama zwątpiłam w moje pochodzenie i zaczęłam drążyć temat.
-I co się okazało?
-Od kilku pokoleń mieszkamy w Kanadzie. Moi przodkowie mogli przybyć z Francji lub Włoch. Ale, prawdę mówiąc, niewiele znalazłam informacji o korzeniach. Musiałam bazować na pamięci dziadka, gdyż nie zachowały się żadne dokumenty. A ty, skąd pochodzisz? – zmierzyła go wzrokiem. – Podobno przyjechaliście z Nowego Jorku, jednak w twoim wyglądzie widzę domieszkę jakiś azjatyckich genów.
-Tata jest Chińczykiem, a matka była Amerykanką.
Dotarli na miejsce. Restauracja mieściła się w niewielkim budynku, który wyróżniał się na tle innych zabudowań. Przede wszystkim pochyłym dachem, charakterystycznym dla francuskiej architektury XVII wieku. -To najstarszy dom w mieście, stoi tu od 1676 roku – powiedziała, wchodząc. – Jest tłoczno, bo serwują wyśmienite quebeckie potrawy – dodała.”
——
Poszli. A ja niczym cień sunęłam za nimi, weszłam do restauracji, zamówiłam. Tak, jak Neo zanurzyłam widelec w syropie klonowym. Wiedziałam o czym myśli oraz to, że zaraz wyjdzie na spotkanie z Indianką.
——
„-Cytadela to ogromna fortyfikacja – ściszonym głosem dodała jeszcze Natalie, lekko pochylając się nad stołem. – Największa w Ameryce Północnej. Można ją zwiedzać z przewodnikiem lub samodzielnie. Trasa trwa około godziny
-Żartujesz? – spojrzał na nią niepewnie. – Sądzisz, że będzie chciała oglądać zabytki?”
——
Neo wyszedł, ja za nim. Ataentsic stała już przy bramie. Uniosła dłoń, otworzyła i pokazała mu coś. WIedziałam, że to srebrny medalik w kształcie orła. Chwilę porozmawiali i ruszyli w kierunku Promenady. Wsunęłam się między nich.
—–
„-Nie. Niewiele wiem o Indianach – powiedział Neo. – Poza tym nie miałem pojęcia, że jesteś z plemienia Mohawków. Pisałaś o Irokezach.
-Mohawkowie to linia Irokezów – wytłumaczyła natychmiast. – Wyodrębniła się w XVI wieku. Dwieście lat później wyemigrowali ze Stanów do Kanady.
-Czym się zajmujesz?
-Sprzedaję indiańską sztukę i wyroby. Na przykład ręcznie szyte mokasyny, obrazy, rzeźby, a nawet fasolę.
-Fasolę?
-Deseronto Potato to półtyczna fasola z rezerwatu Tyendinaga. Mohawkowie robią z niej puree, tak jak wy z ziemniaków.
Weszli na promenadę Terrasse Dufferin, którą Neo spacerował tego ranka. Teraz zapełniona była ludźmi. Ogromne, śnieżno-lodowe płaty zbudowały białe wyspy na wodzie. Mniejsze fragmenty lodu tak leniwie przesuwały się z nurtem, że wręcz stały w miejscu.
-W Quebecu znam każdego – odezwała się. – Krążę pomiędzy sklepami, restauracjami, artystami, przewoźnikami… – wymieniała. – Od jednych kupuję, innym sprzedaję. W ten sposób wiążę koniec z końcem.
-A Neo? – spojrzał na nią. – Jak go poznałaś? Kiedy?
-Na ulicy. To było półtora roku temu, gdy sprzedawałam skórzaną biżuterię. Podszedł, stałam gdzieś tutaj – rozejrzała się, próbując odszukać miejsce. – Zaczął mierzyć bransoletki.”
—–
O rety! Kim ja dzisiaj byłam?
Fragment książki Granice Ziemi: Ocaleńcy, autorstwa Iwony Gajdy

Dzień 6

Zaraz wejdziemy na mostek, który jest nad wodospadem. Tęcza niesamowita, bryzę czuć z odległości kiludzisiecou metrów.

Montmorency – duży wodospad na rzece Montmorency, w prowincji Quebec, w Kanadzie. Wodospad znajduje się na pograniczu Beauport, dzielnicy miasta Québec, i gminy Boischatel, około 12 km od centrum starego miasta Québecu, a najbliższe otoczenie to Parc de la Chute-Montmorency.  [ Źródło : Wikipedia]

Dzień 7

Nie starczyło nam czasu, by pojechać nad Wodospad Niagara. Choć przyznaję, że opcję tę rozważaliśmy dość poważnie. Tym bardziej, że wspominałam o nim w mojej książce „Ocaleńcy”. Będąc zatem w Quebecku, cieszyliśmy oczy Montmorency.
 
Wodospad jest o 30 m wyższy od Niagary, ma 84 m wysokości i 46 m szerokości (tak podaje Wikipedia). Na mostek wchodziliśmy pieszo (ok. 450 schodów), aby oglądać „kolosa” i panoramę z każdego mini-tarasu.
 
Ale przyznam, że nie tylko te widoki zapierały dech w piersiach. Co jakiś czas przyklejałam wzrok do turystów, którzy również wchodzili po schodach. Na przykład do mężczyzn z dziećmi na ramionach, do muzułmańskich kobiet ubranych w długie suknie, płaszcze i chusty, oraz starszych osób z laskami. Doprawdy nie wiem, jak oni pokonywali ten dystans w temperaturze przekraczającej 30°C.
 
Zaskoczył mnie też widok rzeki u góry. Kilka metrow przed spadem, była tak spokojna i cicha, jakby nic się nie miało zdarzyć. Naprawdę można byłoby spłynąć, nie wiedząc kiedy…
 
I jeszcze jedna rzecz. Na górze zwróciłam uwagę na przygotowania do zimowego karnawału, który odbędzie się w lutym od 8 do 11 lutego 2024. Ale o tym, niech opowie już taksówkarz z „Ocaleńców”.
– Carnaval de Quebec ściąga tłumy. Każdego roku przyjeżdża milion ludzi z całego świata, żeby zobaczyć rzeźby i Pałac Lodowy Bonhomme, albo pobawić się w śniegu” – taksówkarz poprawił lusterko i zerknął w ich stronę. – Jedni wyjeżdżają, inni przyjeżdżają.
– Co to za święto?” – zainteresowała się Marie.
– Największa na świecie zimowa zabawa. Nie wiedzieliście?” – zapytał zdziwiony. – Ogromne zjeżdżalnie, rzeźby z lodu, kąpiele śnieżne, kajaki na lodzie, psie zaprzęgi, snowboard, parady…- wymieniał. – Czego dusza zapragnie.”
Fragment książki Granice Ziemi: Ocaleńcy, autorstwa Iwony Gajdy
Do relacji załączam zdjęcia z książki, na którym widać zabawy podczas 'Carnaval de Quebec’. 🙂

Dzień 8

Canyon Sainte-Anne dzisiaj 👍✨️🙂✨️
Otwarty od maja do października kanion Sainte-Anne to spektakularny, stromy wąwóz, wyrzeźbiony przez rzekę Sainte-Anne-du-Nord, 6 km na wschód od Beaupré w prowincji Quebec w Kanadzie. Rzeka opada ponad 74-metrowym wodospadem w kanionie.  [Źródło : Wikipedia]

Dzień 9

W drodze po cuda! 
 
Wypożyczyliśmy auto i wyruszyliśmy na obrzeża Quebecku, aby:
  • Poczuć dreszczyk emocji, przemierzając linowe mosty, które wiszą kilkadziesiąt metrów nad rwącą rzeką w kanionie Sainte-Anne;
  • Zanurzyć nasze ręce w krystalicznie czystym jeziorze Saint-Charles (3,8 km 2 powierzchni);
  • Zwiedzić Sanktuarium Sainte-Anne-de-Beaupré, jedno z najważniejszych miejsc kultu religijnego w Kanadzie (miejsce licznych cudów i uzdrowień od 1658 roku);
  • Poznać urodę Wyspy Orleańskiej, która leży w samym sercu rzeki Saint Lawrence, niedaleko miasta Quebec (ma 34 km długości i 8-16 km szerokości);
Program udało się zrealizować w 100 %. To był wspaniały, pełen wrażeń dzień🙂✨️✨️✨️

Dzień 10

Kierunek Montreal.
 
Minął nasz ostatni dzień pobytu w Quebec City, jutro wyruszamy do Montrealu. Jestem przepełniona emocjami. Nie chodzi tylko o te, związane z przeżywaniem chwil rzeczywistych, ale także o te, które wydobywały się z mojego wnętrza. W Quebec bohaterowie „Ocaleńców” towarzyszyli mi niemal na każdym kroku: na ulicach, promenadzie i w kawiarniach.
 
Dziś na przykład spędziliśmy razem czas w klimatycznej Caffe de Paris, gdzie rozgrywa się akcja piątego rozdziału książki. Czytałam mężowi fragmenty, a on rozglądał się wokół, zupełnie tak, jakby Neo, Natalie i Indianka Ataentsic siedzieli obok nas. Było magicznie, choć nie grał akordeonista (jak w książce), lecz z głośników rozbrzmiewał charyzmatyczny głos ZAZ.
 
Muszę Wam powiedzieć, że cieszę się, że napisałam tę książkę, bo teraz mogę wracać do tych chwil tysiące razy…
 
A jak spędziliśmy dzisiejszy dzień? Byliśmy w Musée de la civilisation, które jest jednym z najważniejszych muzeów kultury i cywilizacji w Kanadzie. Doznania były niesamowite – historia Kanady, Pierwszych Narodów i ogólnie ludzkości na naszej Planecie została przedstawiona w sposób interaktywny. Można było zanurzyć się w różnych okresach czasoprzestrzeni i poczuć się częścią ogromnego Wszechświata. Opowieści o Ziemi i Człowieku towarzyszyła wystawa „Love me Gender”.
 
Ponadto dużo spacerowaliśmy po Quebec City, zwiedzając różne zakamarki miasta, co uwieczniłam na zdjęciach…

Dzień 11

Montreal/ Przyjazd
 
Przywitały nas drapacze chmur i wiewiórki. Prawdę mówiąc, nie wiem, które zrobiły na nas większe wrażenie…
 
Ogromne wieżowce sięgały nieba, demonstrując swoją siłę. U ich stóp czuliśmy się mali i obcy. Dlatego mocno złapaliśmy się za ręce i wolnym krokiem podreptaliśmy do najbliższego skweru, aby ustalić, gdzie pójść dalej. W chwili, gdy wpisywaliśmy adres naszego hotelu do GPS, okazało się, że nie jesteśmy tak anonimowi, jak nam się wydawało. Obok nas pojawiło się nagle kilkadziesiąt wiewiórek. Siadały na ławce, zeskakiwały z drzew, podchodziły „po prośbie”…
 
Ciekawe, czym jeszcze zaskoczy nas to miasto, które ponoć jest bardziej francuskie niż Paryż. Na zweryfikowanie tych „pogłosek” mamy cztery dni.
 

Dzień 12

Montreal z duszą na ramieniu
 
Pewnie niewielu takich śmiałków było, aby pieszo iść na Wyspę Świętej Heleny, i to tylko po to, by zobaczyć ogromną kopułę. Wykonana z metalowej siatki trójkątów przyciąga wzrok fotografów i turystów z całego świata. Dlatego pojawia się na niemal wszystkich zdjęciach Montrealu.
 
Zdaje się, że ta kopuła zahipnotyzowała również nas. Zamiast skorzystać z jakiegoś środka transportu, wybraliśmy spacer. Przemierzyliśmy na nogach około 10 kilometrów, nie spotykając po drodze żadnego człowieka (oczywiście poza obszarem miasta). Dlatego „wdepnęliśmy” w różne miejsca, zobaczyliśmy stare i nowe oblicze portu. Przeszliśmy także przez długi most nad rzeką Świętego Wawrzyńca, aż w końcu szczęśliwie dotarliśmy do celu.
 
Nagroda była niezwykła! Kilka pięter wspaniałej wystawy dotyczącej środowiska, no i te widoki! Oto relacja z podróży i kilka informacji o obiekcie.
Biosphère została zbudowana w 1967 roku jako pavilion Stanów Zjednoczonych podczas światowej wystawy Expo 67, która odbyła się w Montrealu. Prezentowano w niej wówczas naukowe i ekologiczne koncepcje związane z ochroną środowiska. W latach 90. Biosphère stała się muzeum poświęconym ochronie środowiska naturalnego. Obecnie jest to miejsce, które promuje ekologię.
Biosphère to symbol Montrealu. Kopuła wykonana jest z metalowej siatki trójkątów. Została zbudowana w 1967 roku jako pavilion Stanów Zjednoczonych podczas światowej wystawy Expo 67.
 
Obecnie jest miejscem, w którym promuje się ekologię. Na krótkim filmie widok z wnętrza kopuły.

Dzień 13

Mont-Royal.
 
Sobota, godzina 9:30. Poranny chłód wciąż jest wyczuwalny, ale słońce przebija się przez chmury, zwiastując piękną pogodę. Idziemy na Mont Royal, najbardziej znane wzgórze w mieście, które wznosi się na wysokość 233 metrów. Liczymy na zachwycające widoki.
Mijamy centrum miasta i przechodzimy przez puste ulice, które jeszcze nocą tętniły życiem. Ta cisza działa na moją wyobraźnię, gdyż w mojej głowie zaczynają rodzić się scenariusze kolejnej książki typu „gdzie podziali się ludzie”.
 
Stromymi schodami przedostajemy się do parku, wchodzimy na leśną drogę i nagle własnym oczom nie wierzę. Są! Kanadyjczycy w sportowych strojach, samotnie lub w grupach, biegną lub uprawiają trekking. Niczym cienie wyrastają znikąd. Im głębiej w las, tym jest ich więcej…
 
Czyli jednak potrafią! Nie tylko błyszczeć w świetle ogromnych drapaczy chmur, ale także doceniać piękno zieleni i ciszy. Chyba zaczynam ich lubić…
 
Ps. Na ostatnich zdjęciach przygotowania do jutrzejszego 2023 Canadian Grand Prix.

Dzień 14

Montreal – dzień trzeci
 
Padało. Trzeba było zmienić plany i kombinować na szybko. Tak czy siak, każda opcja była dobra, bo mogliśmy poznać miasto.
 
Około dziesiątej weszliśmy do pierwszego kościoła, potem następnego. I tak się zaczęła nasza wędrowka 'świętym szlakiem’. U baptystów uczestniczyliśmy w chrzcie świętym dorosłego już człowieka.
 
W kościele anglikańskim odsłuchaliśmy śpiewu chóru, który połączony był z medytacją. Od organizatorow otrzymaliśmy wielkie księgi w dwóch językach, tak że próbowaliśmy wtórować profesjonalistom (ja po angielsku, mąż po francusku).
 
Gdy przybyliśmy pod Katedrę Notre-Dame, okazało się, że oglądanie z iluminacją (specjalnym oświetleniem, które podkreśla architektoniczne i historyczne detale) możliwe będzie dopiero jutro. Tak więc kupiliśmy bilety i poszliśmy dalej …
 
I nagle zaskoczenie! Przed wejściem do kolejnej świątyni kłębiło się najwięcej ludzi. Wszyscy czekali na kabaret-cyrk, ktory lada moment mial rozpocząc się we wnętrzach.
Tak więc odwróciliśmy się na pięcie i ruszyliśmy w miasto, gdyż przestało już padać 🙂✨️✨️✨️

Dzień 15

Montreal – czas na powrót do domu
 
Ostatni dzień w Kanadzie, wielkie przeżycia. Nawet nie spodziewałam się tak ogromnych wzruszeń. Po prostu usiadłam w ławce Bazyliki Notre-Dame o godzinie 17.30 (pół godziny przed rozpoczęciem AURY) i czekałam na „coś”. Na co konkretnie? – nie wiedziałam. Jakąś iluminację? Przedstawienie?
 
W świątyni panował półmrok. Niektórzy zapalali latarki telefonu komórkowego, aby bezpiecznie dojść do ławki. Choć wystarczyło kilka sekund poczekać, by wzrok przyzwyczaił się do ciemności. A potem w mig wyłapał pulsujące światłem przestrzenie, między innymi prezbiterium, wybrane obrazy czy organy.
 
Będę szczera. Po całym dniu intensywnych wrażeń ziewałam i przysypiałam. Zrobiłam kilka zdjęć, po czym położyłam głowę na ramieniu męża i zamknęłam oczy. W międzyczasie ławki zapełniły się setkami ludzi.
 
O godzinie 18.00 donośny głos z mikrofonów poinformował nas „No camera, no video, no photo”. Ktoś przeszedł środkiem kościoła i powtórzył jeszcze raz.
 
I nagle stało się coś niezwykłego. Potężna muzyka orkiestrowa rozległa się we wnętrzu świątyni, a wraz z nią zaczęły migotać ściany. Tysiącem świateł, które opowiadały historię o życiu. Bazylika topiła się, płonęła, waliła, iskrzyła… i Bóg jeden wie, co się z nią i z nami działo. Po 10 – 15 minutach zauważyłam, że oglądam spektakl z otwartymi ustami, więc je zamknęłam. Czegoś podobnego nigdy wcześniej nie przeżyłam, choć zapewniam, że widziałam wiele…
 
Dzisiaj wiem, że warto było pojechać do Kanady, by przeżyć te 25 minut.
 
Aby zobrazować Wam cokolwiek, dołączam link, który znalazłam w internecie:
www.basilique notre-dame aura youtube
 
Tymczasem w relacji poniżej kilka zdjęć z dzisiejszego dnia, między innymi:
  • Widok z La Grande Roue de Montréal, czyli największej w Kanadzie karuzeli kołowowej, która znajduje się na terenie Starego Portu Montrealu (wysokość 60 metrów).
  • Spacer Saint-Catherine Street West, znanej z gejowskiego życia nocnego w Montrealu. Wiele tam również klubów, barów i sklepów, które są popularne wśród społeczności LGBT+.”
Montreal nocą 🙂✨️✨️✨️

Państwo: Holandia

Holandia - Eindhoven

wrzesień 2023

Dzień 1

Plan był taki: Z lotniska w Montréalu przelatujemy na lotnisko w Amsterdamie, skąd kolejką przedostajemy się do centrum miasta, a potem pociągiem do Eindhoven. Prawie się udało…
 
Na lotnisku w Montréalu obserwowaliśmy Chasydów. Nie można było inaczej, gdyż tłumnie siedzieli w naszym sektorze. Kilkadziesiąt osób – starszyzna, mężczyźni, kobiety i dzieci. Przypomnę, że to ortodoksyjni Żydzi, którzy charakteryzują się specyficznym stylem życia i ubiorem. Widok był niezwykły. Niektórzy podchodzili do ścian i odmawiali swoje modlitwy, kolebiąc się; nabierali wodę do swoich kubeczków; żywo rozmawiali przez telefony komórkowe… Przez pewien czas miałam wrażenie, że wędruję śladami Neo nie po Kanadzie, lecz po Izraelu (to trzecia część Oktalogii pt. „Droga do Raju”).
Ale wróćmy do tematu.
 
Wsieliśmy do samolotu ok. 7 wieczorem i po 6,5 h lotu wylądowaliśmy w Amsterdamie o godzinie 7 rano. Tak, że zniknęła nam noc. Normalnie spalibyśmy w najlepsze, a tu trzeba było witać nowy dzień. Zgodnie z planem przejechaliśmy do centrum miasta i tu niespodzianka. Mój mąż odkrył, że zapomniał okularów w samolocie. Tak, że życie nakreśliło nam nowy scenariusz. Koniec końców okulary mają przysłać do domu, ale nie wiadomo kiedy…
 
Do Eindhoven przybyliśmy ok. 13-tej i natychmiast poszliśmy spać. Tak, że dopiero po południu zwiedziliśmy centrum miasta i napiliśmy się piwa Bawaria (jednego z najstarszych browarów w Holandii).
Na co zwróciłam uwagę w mieście?
  • Na rowery. Na całą masę rowerów. Myślałam, że w Amsterdamie jest ich wiele, ale zobaczcie sami…
  • Na dawny kościół katolicki. Tym razem świątynię zamieniono w restaurację i hotel.
  • Dużo pięknej zieleni.

Dzień 2

Lotnisko w Eindhoven było przepełnione. Ludzie siedzieli blisko siebie, praktycznie ocierali się na korytarzach i w holu. Kolejki do każdego miejsca. Być może dlatego, że przelot odbywał się w okresie wakacyjnym – nie wiem. W każdym razie nasz lot miał opóźnienie około godziny, a po wejściu na pokład samolotu musieliśmy poczekać dodatkowe 20 minut w kolejce przed startem.
 
Lot przebiegł bez problemów, i po 1,5 godziny wylądowaliśmy w Krakowie. Następnie przejechaliśmy samochodem do Mysłowic i byliśmy już u siebie.
 
Nie wiem, jakie macie uczucia po dłuższym czasie poza domem, ale dla mnie wszystko wydawało się dziwne (de facto zawsze tak mam). Po wejściu do mieszkania przez kilka minut spacerowałam po pokojach i przeglądałam meble, krzesła, ściany. Zupełnie, jakbym próbowała odnaleźć się w nich na nowo, trochę inaczej…
 
A potem pojawiła się ta wdzięczność za to, że bezpiecznie wróciliśmy, że się udało! Nim się rozpakowałam, usiadłam przy biurku i napisałam pierwszy po powrocie wiersz. Teraz muszę sobie wszystko poukładać, przemyśleć. Wkrótce podsumuję i napiszę kilka zdań w odniesieniu do książki „Ocaleńcy”.
 
Cieszę się, że mogłam relacjonować tę podróż do Kanady i dzielić się z Wami moimi wrażeniami:)

Holandia - Amsterdam

sierpień 2023

Dzień 1

Wyglądało niewesoło.
 
Walizka miała ważyć 20 kilogramów, więc trzeba było usunąć z niej 2,6 kg ubrań lub innych rzeczy. Zatem o dwunastej w nocy odchudzaliśmy z mężem nasz bagaż. Najpierw on wyrzucał swoje rzeczy, potem ja swoje. Gdy skończyliśmy (20,4 kg) w domu nagle zrobiło się jasno i przeraźliwie głośno. Na południu Polski przechodziła nawałnica, więc zamiast spać drżałam ze strachu, potajemnie obmyślając plan, jak uniknąć tego lotu.
 
Na całe szczęście o szóstej rano pogoda była już ustabilizowana i mogliśmy spokojnie wyjechać na lotnisko do Krakowa.
 
O jedenastej przylecieliśmy do Eindhoven, skąd trzeba było pociągiem przejechać do Amsterdamu. Właśnie wtedy mężowi padł telefon, na którym była „cała Kanada” (dokumemty lotów, rezerwacje, etc.). Ja zaś zamiast kupić bilet do Amsterdamu (w tej maszynie na dworcu), przypadkowo kupiłam do Amersfoort.
 
Powiem wam, że nie było nam do śmiechu. Okazało się, że telefonu nie opłaca się naprawiać, a biletu nie można zwrócić.
 
Na całe szczęście nie poddałam się!
Udało mi się przekonać obsługę na dworcu, aby mi pomogła (6 osób w mundurach). Bardzo miła Pani oficer wzięła sprawy w swoje ręce i przekonała kogo trzeba, aby nam ten bilet wymienili. Mężowi natomiast kupiliśmy nowy telefon. Takiej pamiątki chyba się nie spodziewał.
 
Amsterdam przywitał nas mnóstwem rowerów, serów oraz kolorowych kwiatów. Jutro zwiedzimy więcej miasta, a pojutrze ruszamy w dalszą drogę.

Dzień 2

Dzisiaj pogoda była ładna, dlatego wybraliśmy się krótką przejażdżkę kanałami. Zwiedziliśmy wiele m.in Muzeum Willet-Holthuysen, które jest byłą rezydencją bogatej rodziny żyjącej w XVII wieku, Pomnik Pamięci Holocaustu, wystawę artystyczną. Dużo spacerowaliśmy tez po mieście.
 
Załączam zdjęcia i kilka ważnych informacji.
Amsterdam został założony w XIII wieku nad rzeką Amstel. W XVII wieku rozpoczęto intensywne osuszanie terenów, co umożliwiło rozwój miasta. Zbudowano system kanałów, śluz i pomp wodnych, które kontrolowały poziom wód gruntowych, odprowadzając nadmiar wody z terenów nisko położonych do rzek lub morza.
Obecnie około 27% powierzchni Amsterdamu leży poniżej poziomu morza. Miasto zajmuje powierzchnię około 219 km², posiada 165 kanałów oraz ponad 1200 mostów. Populacja w 2022 roku liczyła blisko 0,9 miliona.
 
Co warto wiedzieć:
Kolonialna Przeszłość. W XVII wieku Holandia była jednym z głównych graczy na arenie międzynarodowego handlu i kolonializmu. To zaś przynosiło zyski, które często płynęły przez Amsterdam. Miasto stało się centrum finansowym, handlowym oraz kulturalnym, przyciągając utalentowanych przedsiębiorców, rzemieślników i artystów.
Innowacje i Kultura. Amsterdam był ważnym ośrodkiem naukowym i kulturalnym. W XVII wieku pojawiły się tam znaczące postacie intelektualne, np. Rembrandt, Vermeer czy Spinoza. Miasto było także miejscem, gdzie powstały pierwsze giełdy papierów wartościowych.
 
Żydzi zaczęli przybywać do Amsterdamu w XVI wieku, przyczyniając się do rozwoju handlu i finansów miasta. W czasie II wojny światowej Niemcy wymordowali ponad 100 000 Żydów z Amsterdamu. Pomnik Pamięci Holocaustu, z lustrami symbolizującymi zaginionych, upamiętnia tę tragedię (przedstawiony na zdjęciach).
Rower w Amsterdamie jest powszechnym środkiem transportu. Ich liczba przekracza 1,5 miliona. Miasto jest również znane z otwartego podejścia do różnych kultur, religii oraz orientacji seksualnych.
 
 

Państwo: Grecja

Grecja - Saloniki

grudzień 2023

Dzień 1

 Gdy byłam kilkuletnią dziewczynką pojechałam z rodzicami na wczasy po Ɓałkanach. Wtedy podróżowaliśmy samochodem, spaliśmy na dzikich plażach i jedliśmy jedzenie z harcerskich menażek. Jedynym z krajów, które zwiedziliśmy wówczas była Grecja. Pamiętam ten kraj bardzo dobrze. Godzinne kąpiele w cieplym morzu, samotne błądzenie po ulicach Aten (gdyż zgubiłam się tam o północy) i trzęsienie ziemi w Salonikach …
Grecji poświęciłam książkę „Rzeka Prawd”, wielokrotnie jeździłam też do tego kraju na wakacje. Jednak dopiero dzisiaj wróciłam do Salonik. Stojąc na brzegu morza czułam, jak bije moje dziecięce serce…

Dzień 2

Ach te Saloniki… Choć w mieście pomników jest sporo, to Kassandros swojego nie ma. A powinien? No chyba tak. Przecież był królem Macedonii i założył miasto w 315 roku p.n.e. na cześć Thessalonike, swojej żony, która de facto była siostrą Aleksandra Wielkiego.
No i tak się stało, że potomni nazwę zostawili, a o założycielu zapomnieli. Ciekawe, dlaczego? Bo jak mniemam, historia ich interesuje. Na ulicach Salonik mnóstwo jest wykopalisk i dziur w ziemi. Jeszcze więcej niż pomników. Czego szukają? Resztek dawnego świata? A może źródeł zysku?
 
Dzisiejsze Saloniki tętnią życiem. Populacja liczy 800 tys. ludzi, co czyni je drugim, po Atenach, największym miastem w Grecji. Zobaczcie, jak pięknie wyglądają w świątecznym okresie 🙂✨️✨️✨️

Dzień 3

Dzisiaj pokonaliśmy pieszo ponad 20 kilometrów. Spacerowaliśmy ulicami miasta, którego sto lat temu praktycznie nie było. Zniknęło z powierzchni ziemi zaledwie w 32 godziny, pozostawiając bez dachu nad głową 70 tysięcy mieszkańców.
Pożar wybuchł 18 sierpnia 1917 roku, około godziny piętnastej. Podobno iskra z kuchennego pieca wpadła na stos słomy. A potem wszystko potoczyło się błyskawicznie, gdyż silny wiatr przenosił ogień z budynku na budynek. Strawił 9500 domów na obszarze jednego kilometra kwadratowego.
 
W aktach odnotowano: „Spopielone zostały tam wszystkie banki, wszystkie siedziby firm handlowych, wszystkie hotele oraz praktycznie wszystkie sklepy, teatry i kina. Większość kościołów szczęśliwie przetrwała, ale po wspaniałej bizantyjskiej bazylice Świętego Dimitriosa pozostały jedynie gołe mury”.

Dzień 4

Nasz weekend w Grecji dobiega końca. Saloniki ugościły nas wspaniale: piękną pogodą i świąteczną aurą. Przez trzy dni zwiedziliśmy wszystkie najważniejsze atrakcje i oczywiście pozdrowiliśmy setki kotów, które wychodziły nam naprzeciw. Trochę żal opuszczać ten kraj „mlekiem i miodem płynący”, ale przecież Polska jest jeszcze piękniejsza 🙂
 
Co zobaczyliśmy dzisiaj w Salonikach?
W południe wybraliśmy się do ZOO, które znajduje się na wzgórzu Kedrinou. Szliśmy około trzy kilometry pod górę. Najpierw droga wiodła przez miejskie zabudowania, a potem gęsty las. Widoki na morze zapierały dech w piersiach. Samo ZOO jest bardziej przepięknym parkiem krajobrazowym niż miejscem, w którym można zobaczyć egzotyczne zwierzęta. Przebywają tam głównie kaczki, gęsi, pelikany i inne ptactwo wodne. Widziałam też osła i rogacze. Niestety, warunki, w których przebywają, pozostawiają dużo do życzenia.
 
Drugą część dnia spędziliśmy nad morzem. Rejs po Zatoce Salonickiej był krótki, ale za to niezwykle relaksujący.

Państwo: Francja

Francja - Paryż

styczeń 2024

Dzień 1

Sto spojrzeń na wieżę Eiffla, Sekwana migocząca światłami i Płomień Wolności ku czci Księżnej Ðiany. A w tym wszystkim ja pogubiona między światami: tym realnym i tym wymyślonym. Jutro pójde z mężem na Montmartre, może tam znajde Pierra i Nicole …albo siebie❤️

Dzień 2

Na zdjęciach Wzgórze Montmartre z bazyliką Sacré-Cœur, czyli dzielnica, gdzie niegdyś żyła artystyczna bohema Paryża. Miejsce, które wiele lat temu skradło moje serce. Dlatego na tych uliczkach, w galeriach i ciasnych zaułkach rozgrywają się wątki fabularne moich książek „Wolność” i „Energia Życia”. Dzisiaj ponownie zanurzałam się w tym, jakże cudownym klimacie.
 
Odwiedziłam także Muzeum Salvadora Dali. Ten hiszpański, ekscentryczny malarz zasługuje na chwilę uwagi, gdyż dokładnie 23 stycznia 2024 roku mija 35. rocznica jego śmierci.
 
Przypominam, że malarz znany jest z surrealistycznych dzieł, które łączyły dziwaczne, oniryczne motywy z imponującym rzemiosłem i niezwykłą szczegółowością. Jego najbardziej znane dzieło, „Płynące zegary” z obrazu „Pamięć trwałości”, stało się ikoną surrealizmu, przedstawiając zniekształcone zegary w zdeformowanym, nierealnym krajobrazie, który wydaje się być jakby wyjęty z snu. Dalí był także znany ze swojej ekscentrycznej osobowości i burzliwej relacji z Galą, która była jego muzą, kochanką, żoną i menedżerką.
 
Na zdjęciach widać także Katedrę Notre-Dame i intensywne prace renowacyjne po pożarze w 2019 roku oraz ulice Paryża / w tym: dzielnicy Saint-Germain-des-Près/.

Dzień 3

Pokonaliśmy pieszo 25 kilometrów. Wędrówkę rozpoczęliśmy od zwiedzania nowoczesnego centrum biznesowego Paryża, La Défense, które powstało w latach 50. XX wieku. To właśnie tutaj Pierre, bohater mojej książki „Wolność”, poznawał kulisy pracy w wielkiej korporacji. Na tarasie widokowym Wielkiej Arki, tj. monumentalnego budynku przypominającego łuk triumfalny (110 metrów wysokości, 108 metrów szerokości i 112 metrów długości), rozmyślał o swoim życiu, a przy „Kciuku” Césara Baldacciniego przeprowadzał ważną rozmowę ze swoją przełożoną.
 
Z La Défense udaliśmy się w kierunku Łuku Triumfalnego na placu Charles’a de Gaulle. Ta trasa w większości była rozkopana, gdyż przeprowadzano uliczne renowacje. Dopiero Aleje Champs-Élysées emanowały elegancją wielkich marek modowych.
 
Z Placu de la Concorde przeszliśmy przez ogród Tuileries, rozciągający się na tyłach Luwru. O tej porze roku ogrody „nie powalały z nóg” kwiecistą oprawą, ale bardziej rozległymi przestrzeniami, które nijak można było objąć obiektywem.
Na zakończenie naszej wędrówki udaliśmy się w kierunku Centrum Pompidou, wyjątkowego miejsca kultury współczesnej z charakterystyczną kolorową fasadą i eksponowanymi rurami. W drodze do hotelu podziwialiśmy miasto, a w szczególności liczne galerie artystyczne, które odegrały kluczową role w fabule mojej książki.

Dzień 4

Kabaret Moulin Rouge to ikona paryskiego życia nocnego i kultury. Zlokalizowany jest przy Boulevard de Clichy, w pobliżu Place Pigalle, czyli w centrum intensywnego nocnego życia, barów i klubów. Łatwo go rozpoznać, gdyż zachowuje swoją oryginalną fasadę z charakterystycznym czerwonym wiatrakiem, symbolizującym paryską bohemę i kulturę rozrywkową.
 
Otwarty został w 1889 roku, a szczyt popularności osiągnął na przełomie XIX i XX wieku, stając się kluczowym elementem nocnego życia dzielnicy Montmartre. Przyciągał liczne znane osobistości, takie jak malarz Henri de Toulouse-Lautrec, piosenkarka Édith Piaf, pisarz Ernest Hemingway, tancerka Josephine Baker i malarz Pablo Picasso, słynąc z burleski i eleganckiego występu can-can. Działa do dziś, utrzymując swoją legendarną atmosferę.
Wybrane fakty z życia Moulin Rouge
  • Henri de Toulouse-Lautrec, słynny francuski malarz, odegrał kluczową rolę w promocji Moulin Rouge. Jego plakaty reklamujące kabaret, przedstawiające sceny z życia nocnego i portrety tancerek, stały się ikonami sztuki Belle Époque. Te dzieła nie tylko przyczyniły się do sławy Moulin Rouge, ale także do uznania Toulouse-Lautreca jako jednego z najważniejszych postimpresjonistycznych artystów.
  • W Moulin Rouge odbył się jeden z pierwszych pokazów filmowych w historii. W 1895 roku bracia Lumière zaprezentowali tutaj swój wynalazek – kinematograf, co przyciągnęło uwagę szerokiej publiczności i zapoczątkowało erę kina.
  • Moulin Rouge miał znaczący wpływ na modę i styl życia w Paryżu na przełomie XIX i XX wieku. Styl ubioru tancerek can-can, z charakterystycznymi falbankami i wysokimi butami, wywarł wpływ na modę i stał się symbolem odważnej kobiecości. Ponadto, kabaret ten przyczynił się do popularyzacji absyntu, nazywanego wówczas „zieloną wróżką”, który stał się popularnym napojem wśród artystów i pisarzy tamtego okresu.
Na zdjęciach zobaczyć można także:
1. Place de la République, z monumentalnym pomnikiem Republiki, symbolizującym trzy wartości Republiki Francuskiej: wolność, równość i braterstwo;
2. Place de la Bastille, miejsce, które stało się symbolem Rewolucji Francuskiej, zwłaszcza po zdobyciu twierdzy Bastylii 14 lipca 1789 roku. Obecnie plac jest ważnym centrum kulturalnym, z Operą Bastille jako jednym z głównych punktów orientacyjnych i miejscem licznych wydarzeń kulturalnych i politycznych;
3. Panteon i kościół Saint-Etienne-du-Mont;
4 Maskotkę Igrzysk Olimpijskich Paryż 2024;
4. Polskie akcenty w Paryżu;

Dzień 5

Sprawdziłam – Paryż stoi. Zatem spokojnie mogę wracać do Hologramowego Świata. Przyznam, że budowa pierwszego genu dla nowej, lepszej ludzkości bardzo mnie zaabsorbowała, więc z entuzjazmem przemieniam się znowu w atom węgla. A swoją drogą – spójrzcie na wieczorne niebo i samolot. Czyż ten obraz nie wygląda zjawiskowo?

Państwo: Chiny

Chiny - Pekin, Xian, Qufu, Tai Shan

kwiecień 2024

Współczesna cywilizacja znajduje się krok od samozniszczenia. Niestety to nie science fiction, a prawda. Autor przedstawia fakty historyczne i aktualne dane, przenosząc czytelnika do: Chin, Izraela, Stanów Zjednoczonych, Argentyny i Australii. W pierwszej części Ziemia znalazła się na liście planet przeznaczonych do zniszczenia. Neo ma przedstawić Duchowi OZZ Raport, który potwierdzi lub cofnie tę decyzję. Na wieść o przebudzeniu Terakotowej Armii wyrusza do Chin. Nie wie, że jest też człowiekiem.

Powrót Cesarza to pierwsza część oktalogii, która obejmuje dwa cykle Raport Ziemi (1-5) i Granice Ziemi (6-8). Książki zabierają czytelnika w podróż po teraźniejszości i przeszłości narodów. Przedstawiają fakty historyczne i aktualne dane. Pisane są z wykorzystaniem techniki strumienia świadomości, utrzymane na granicy jawy i snu przynoszą niezwykle oryginalną wizję rzeczywistości.

Dzień 1

Witam z Pekinu🙃✨️ ✨️
 
Po 11-stu godzinach lotu dotarłam na miejsce. Miasta jeszcze nie zwiedziłam, choć pierwsze wrażenia już są:
  1. Lotnisko przeogromne (skromnie powiedzane) – niestety fotografować nie wolno. Np po odbiór walizki jechaliśmy pociągiem.
  2. Oko ” Wielkiego Brata” wszechobecne. Osoby w mundurach są po prostu wszędzie: w autobusach ( 3 osoby ), w metrze ( przechodzilismy przez kilka ” barykad” takich jak na lotniskach. Stoją, przy wejściu na schody ruchome, przy zejściu… etc. I kamerki, kamerki itp. Sprawdzają, prześwietlają, drygują ruchem.
  3. Mnóstwo rowerów na chodnikach. Większość ubrana w śpiwory. Uchwyciłam na zdjęciach.
  4. Na ulicach dużo róznej maści skuterów i motorów, a suną cicho jak myszy…
Jutro wyruszam na zwiedzanie miasta.
 
Póki co, wskakuję do łóżka, gdyż oczy już strajkują.
W Pekinie jest teraz 15. 40 🙃🙂✨️✨️✨️
Pekin. Nocny spacer w kierunku Placu Niebiańskiego Spokoju, który jest największym publicznym placem na świecie. Zwiedzać będziemy tę atrakcję w czwartek, gdyż na ten dzień wykupiliśmy bilety.
 
Wczoraj ulica była zagrodzona przez służby mundurowe kilkaset metrów przed. Poinformowano nas, że „Tian’anmen Square”niedostępny we wtorek”. 🙃✨️✨️
 
Centrum Pekinu nocą jest piękne i trochę dziwne ✨️✨️
 
Świat wielkich marek pomieszany z maleńkimi ’ manufakturami, rodzimymi barami na przylegających uliczkach i wieżowcami, rodem z poprzedniej epoki🙂🙃✨️✨️

Dzień 2

Pekin i dwa światy.
 
Dzisiaj spacerowaliśmy po Zhongshan Park, który zlokalizowany jest pomiędzy Zakazanym Miastem, a Bramą Niebiańskiego Spokoju. Park ma ponad 1000 lat i porastają go równie stare drzewa. Ale ten post nie o nich, lecz o tulipanach, pośród których brodziłam dzisiaj, niczym nimfa 🙂 Czerwone, żółte, białe… i innych kolorów – otaczały mnie z każdej strony. Jakby tego było mało, to jeszcze były róże i kwiaty kwitnących wiśni (sakura!). Oj….było tak cudownie.
 
Ale na zdjęciach nie tylko Park i okolice, ale również Hutongi, czyli tradycyjne chińskie domki.
 
Na te budynki zwróciłam uwagę także w mojej książce „Powrót Cesarza”. Dlaczego? Ponieważ są szczególne. Parterowe, zbudowane na planie prostokąta, z nieotynkowanej cegły, ze wspólnymi dziedzińcami wewnątrz. Kiedyś bez wodociągów i ogrzewania. Dzisiaj sznurami ciągną się wzdłuż głównych ulic, nie rzadko zajmując chodnik i „wymuszajac” chodzenie jednym pasem jezdni. Chińczycy w nich mieszkają, sprzedają (tworząc sklepy), gotują (tworząc bary), warsztaty np. ślusarskie, krawieckie, wulkanizacyjne i sto innych działalności.
 
W takie osiedla hutongów można wejść bardzo wąskimi uliczkami i … no właśnie , zgubić się. Dzisiaj udało nam się to zrobić. Szukając drogi wyjścia widzieliśmy świat bardzo biedny, praktycznie schowany za murem. I powiem Wam serce ściskało za gardło, gdy czasami otwarły się drzwi do tychże mieszkań: graty na gratach, brud i nędza. Na szczęście było jasno i po 40 minutach znowu znaleźliśmy się na ulicy pełnej błyszczących ozdób…
Przedreptaliśmy dzisiaj prawie 25 km, a jutro czas na chiński mur. Mam nadzieję, że damy radę:)

Dzień 3

Wielki Chiński Mur.
Jak wygląda taka wycieczka?
 
Już opowiadam…
* 8,5 h – od momentu wejścia do autokaru i powrotu;
* 6 km spacerem po murze; Kilkaset schodów – w górę i w dół;
* Na ostatnim stromym odcinku 450 stopni (wyliczyła aplikacja);
* Przejazd kolejką linową w dwie strony;
 
Już w Polsce wykupiliśmy sobie „zwiedzanie z anglojęzycznym przewodnikiem”. Autokarem (1,5 godziny) zostaliśmy podwiezieni do centrum turystycznego, który przypominał nam mini „Krupówki” w chińskim wydaniu – dużo straganów, sklepików, kolorowych parasolów nad głowami etc. Podczas jazdy przewodniczka dużo opowiadała o Chinach i murze. Przedstawiła też dwie opcje zwiedzania „West Route” lub „East Route”, z których mieliśmy wybrać jedną. Postawiliśmy na pierwszą.
 
W sali konferencynej przedstawiono nam szczegółowy plan zwiedzania (slajdy na ekranie + opowieść), zjedliśmy lunch (opcja dodatkowo płatna). Potem busem wahadłowym podjechaliśmy na miejsce. Pokazaliśmy paszporty na bramkach, spisano nas (w sumie 4 razy) i …..reszta na zdjęciach.
 
BYŁO SUPER!!!

Dzień 4

Mao Zedong – Czerwony Cesarz Chin.
 
To jedna z kluczowych postaci mojej książki o Chinach „Powrót Cesarza”. Przeczytałam o nim wiele. Zbyt wiele, aby dzisiaj, na tym Placu- uśmiechać się. Hmm…
Na zdjeciach:
  • Plac Niebiańskiego Spokoju,
  • plac Tian’anmen – Największy publiczny plac na świecie.
  • Także tłumy ludzi, którzy próbują się tam dzisiaj dostać (Ja stałam godzinę w trzech kolejkach z kontrolami).
  • Na końcu – foto jednej witryn sklepowych i moja książka. 😐😐😐

Dzień 5

Chiny Śladami Neo…
 
Główny bohater „Powrotu Cesarza” I części Oktalogii uosabia cielesną i duchową stronę człowieka.
 
Neo – człowiek przeprowadza nas przez problemy współczesnego świata. Jest bardziej oczywisty, gdyż taki jak my.
 
Neo- duch natomiast, dotyka mistycznej strony człowieka. Wprowadza czytelnika do innej czasoprzestrzeni, przybliżając nam historię narodów. Wciąż krąży między epokami, ludźmi i czasem, pokazując nam świat z różnych perspektyw.
 
Spróbujmy wyobrazić sobie, jak Neo- duch mógłby przemieszczać się po współczesnych Chinach 💪💪✨️✨️✨️✨️

Dzień 6

Pekin. Zobaczcie sami, posłuchajcie – co Ci seniorzy wyprawiają na ulicach, skwerach i w zaukach miasta 💪💪

Dzień 7

Pekin. No, taka sytuacja..
 
Nie wiedzieć czemu, ale stałam się atrakcją 'turystyczną’ w Chinach. Podchodzą do mnie dzieci i młodzież, by zrobić sobie ze mną zdjęcie. Na początku nie wiedziałam, o co im chodzi. Krążyły obok, podchodziły i mówiły coś po chińsku….
 
Dopiero, gdy w Zakazanym Mieście dziewczyny z jakiegoś gimnazjum przestawiły się ładnie po angielsku i powiedzialy, że chcą zdjęcie- wszystko stało się jasne. Tak, że teraz pozuję coraz częściej 😃😂✨️✨️✨️
 
Na zdjęciach:
  • Centrum Olimpijskie, Zakazane Miasto,
  • wypożyczalnie strojów chińskich dla zwiedzających,
  • Park i opadające płatki ŵiśni,
  • świątynia Taoizmu i Konfucjusza.

Dzień 8

W drogę do Xi’an💪
 
Jutro jadę do Xi’an. Do miasta, które w przedziwny sposób zawładnęło moim sercem.
Sprawiło, że to właśnie w nim urodził się główny bohater moich 8 książek, że w nim poznał milość swojego życia. I to właśnie na ulicach tego miasta rozegrały się kluczowe ŵątki fabuły „Powrotu Cesarza”.
 
Xi’an miało po prostu wszystko, czego pragnęła moja dusza. Powstalo ponad 3 tys.lat temu, było stolicą 13 dynastii oraz wyznaczało początek i koniec Jedwabnego Szlaku. A w pobliżu? Terakotowa Armia!
 
Co się okaże, gdy zobaczę je w rzeczywistości? Co poczuję podążając śladami Neo? Nie wiem.
 
Chwytam zatem byka za rogi i ruszam w drogę💪💪Czuję się, jakby mnie czekało jedno z najważniejszych spotkań w moim życiu…
 
Na zdǰeciach drapacze chmur w Pekinie, inne budynki i parki ✨️✨️✨️✨️✨️

Dzień 9

Z Pekinu do Xi’an.
 
Na pierwszym planie widok z mojego hotelowego okna. Okazało się, że mamy lokum na 25 piętrze. Hmm…😬🫨🫨 Na drugim i trzecim zdǰeciu wyświetlacz prędkości pociągu, którym dzisiaj jechałam. A dalej zdjęcia z podróży – kilka rzutów z okna pociągu Generalnie jechaliśmy 4 godziny13minut.
 
Przez całą drogę krajobraz naprzemienny: wielkie połacie zagospodarowanych łąk i blokowiska (setki wieżowców ok 30-50 piętrowych pogrupowanych symetrycznie i nic dookoła). Kto tam mieszka? Co tam robi? Nie mam pojęcia. 🤔🤔Czasami pomiędzy pojawiają się niskie, biedne, odrapane domo- baraki.😒

Dzień 10

Xi’an i nieoczekiwane łzy…
 
Dla wielu ludzi miejskie mury w Xi’an są dawną fortyfikacją zbudowaną z kamienia. Ðlugą na prawie 15 km, wysoką na 12 metrów i szeroką na kilkanaście metrow. Dla mnie jednak stały się czymś znacznie ważniejszym, gdyz symbolem spełnienia marzeń. ✨️✨️
 
Dokladnie 3 lata temu pisząc” Powrót Cesarza” wędrowałam nimi dziesiątki razy. Oglądałam relacje podróżnikow, zdǰęcia, czytalam opisy… I nawet mi się nie śniło, że ta wizja stanie się rzeczywistością.
 
Dlatego dzisiaj, chodząc po nich – czułam się, jakbym weszła do wymyślonego przeze mnie świata…
 
Gdy ocknęlam się wreszcie, gdy po dwoch godzinach zeszłam na Ziemię (dosłownie – schodami i w przenośni) wówczas na witrynie sklepowej zobaczyłam 15 cenymetrową, pozłacaną figurkę. To była postać terakotowego wojownika, który w mojej książce miał przydomek ’ Generała Boo. I wtedy wszystkie emocje nagle puściły.
 
Łzy płynęły mi jedna za drugą, a ja niczym dziecko tulilam w rękach chińską figurkę…😭😥😥 Aż się boję co będzie, gdy jutro zobaczę całą Terakotową Armię 😮

Dzień 11

Terakotowi Wojownicy💪💪
 
Byłam i widzialam Terakotowych Wojowników. Stali w rzędach, bez kolorów, w milczeniu. Chyba trochę przestraszeni i zdziwieni współczesnym światem. Rozkrzyczanymi ludźmi, którzy po 2200 latach otoczyli ich wokół.
 
A poza tym, co widzialam? Kwitnie biznes. Pamiątki, restauracje, a także fabryki, które produkują żołnierzy na zamówienie. Można chcieć z własną twarzą. Dajemy zdjęcie, ulepią, wypalą w piecu i dostarczą do domu – za jakieś 100 tys zł. 😄😀
 
A wszystko zaczęło się w 1974 r., gdy chłopi kopiący studnię natrafili na fragmenty glinianych żołnierzy i koni. Okazało się, że jest to armia Pierwszego Cesarza dynastii Qin, który sprawował rządy w III wieku przed naszą erą. W miarę upływu czasu dokopano się już do ponad 8,1 tys. rzeźb. Nie tylko żołnierzy, ale także rodziny Cesarza, konkubin, medyków, administracji, zwierząt, akrobatów.
 
W 1987 r. Terakotowa Armia została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Dzień 12

Chiny. Jaskinie Smoczych Wrót 👹👹
 
Dzisiaj byliśmy w Longmen. Według przewodnika to „małe, prowincjonalne miasteczko”, choc moze zamieszkiwać je nawet 3 miliony ludzi. Od VIII wieku p.n.e. było ono siedzibą wielu cesarzy i królów. Nas interesowały jednak groty Buddów, które wykuto w skałach jakieś 1200- 1500 lat temu. Jaskinie ciągną się na odcinku jednego kilometra wzdłuż Żółtej Rzeki, a w swoich wnętrzach skrywają m.in. posągi Buddy / 10 tys. Buddów, jego uczniów, bodhisattwów, królów, cesarzy.
 
I w tym miejscu pozwolę sobie na chwilę dygresji…
 
Do Longmen dotarliśmy w 1,5 godziny szybkim pociągiem /350km/h/, który jednak zdawał sie stać w miejscu, w porównaniu do jazdy samochodem prowadzonym przez miejscowego Chińczyka. Ów „jegomość” zaczepił nas na przystanku autobusowym, a gdy ulegliśmy jego namowom – pokazał nam, jak wygląda balansowanie między życiem, a śmiercią. Gdy ten przedzierał się pomiędzy innymi samochodami, autobusami, motorami oraz pieszymi – wydawało mi sie nawet, że nie oddychałam. Ale przecież musiałam, gdyż przejechaliśmy 10 km…

Dzień 13

Xi’an nocą.
 
Taki właśnie świat znajduje się na naszej Ziemi. Bajeczny? Dziwny? Może. Ale w tym tłumie ludzi, którzy celebrowali zwykły dzień czułam wyjątkowość chwili. Oni naprawdę cieszyli się życiem…✨️✨️🙂
 
I co jeszcze? Rozmach powala na kolana. Można zapomnieć o wszystkim. Światła, zgiełk i muzyka zagłuszają myśli. Posłuchajcie odgłosów w tle… Ale, ale…
 
Pod hotelem Westin udało mi się spędzić trochę czasu z bohaterami mojej książki. Widziałam, jak Neo z Sarą wychodzą przez główne drzwi i podsłuchiwałam o czym rozmawiają.🫨
 
A na deptaku? Jak zwykle. Chińczycy „widzieli” we mnie „gwiazdę” (choć nie przeczytali jeszcze moich ksiązek😯) i prosili o wspólne zdjęcie. Przyznam, że ja już się przyzwyczaiłam do ich zaczepek, mąż niestety jeszcze nie …🤣🤣
 
Do filmu podpinam moje ulubione zdjęcie z małą dziewczynką i jej rodziną, którzy przebrali się w stroje z dawnych czasów.
 
Cóż to za niesamowita podróż 🙂🙃

Dzień 14

Zmiana planów 👻👻
 
W ślad za bohaterami mojej książki postanowiliśmy zwiedzić dzisiaj 'Muzeum Historyczne Prowincji Shaanxi’. Niestety, nie postąpiłam zgodnie z ich radami i nie zarezerwowałam wejściówki na WeChacie.
 
Kasjerka nie znalazła wolnych miejsc i zaproponowała zwiedzanie „on Tuesday”, a w tym czasie będziemy już w Qufu.
 
Tak, że…pooglądaliśmy sobie plac przed budynkiem i metrem pojechaliśmy na peryferia miasta, by napatrzeć się na Żółtą Rzekę. No i było na co, gdyż kilka metrow spod wody wyrastały drzewa 😯😯 Widok niezwykły…
 
Na zdjęciach przedstawiam też kilka ujęć z bodaj największej Galerii Handlowej, jaką do tej pory widziałam. Także obrazy jednego z najwybitniejszych malarzy ( załączam info o nim na zdjęciu), którego wystawę odwiedziliśmy.
 
I oczywiście dzisiaj rowniez nie obyło się bez „gwiazdorzenia”🙃🙂 To nieprawdopodobne, jak ten czerwony kolor na nich działa💥💥💥

Dzień 15

W stronę Qufu!
 
Dzisiaj żegnaliśmy Xi’an. Muszę przyznać, że z nutą niedosytu. Miasto wywarło na nas ogromne wrażenie. Nie tylko wielkością ( ok. 7,2 mln mieszkancow), ale i przyjazną atmosferą. Atrakcji jest tak wiele, że nie sposób zobaczyć je w tydzień.
 
Na zdjęciach uwieczniłam m.in.
  • Buddyjską świątynię i Wielką Pagodę Dzikich Gęsi, którą wybudowano w 652 r., by przechowywać sutry i figurki Buddy;
  • galerię handlową z boiskiem wewnątrz;
  • ulice w muzułmańskiej dzielnicy;
  • Wielki Meczet;.
Jutro wyruszamy do Qufu, czyli rodzinnego muasta Konfucjusza, największego chińskiego filozofa.

Dzień 16

Cztery noce w Qufu!
 
Po pięciu godzinach jazdy pociągiem przedostaliśmy się z Xi’an do Qufu. To stosunkowo niewielkie miasto, jak na warunki chińskie (ok. 400 tys. mieszkańców) zlokalizowane na wschodzie kraju. W Okresie Wiosen i Jesieni ( 722–481 p.n.e.) było stolicą państwa Lu, jednego z najbardziej rozwiniętych cywilizacyjnie w tamtych czasach.
 
Nas zwabił jednak Konfucjusz i zabytki z nim związane, które wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO. O mędrcu wspominałam w mojej książce „Powrót Cesarza”. Sama zaś akcja toczy się też w pobliżu Świątyni i Lasu Konfucjusza.
 
No i coś jeszcze 😮 Nieopodal stąd znajduje się najważniejsza z Pięciu Świętych Gór Taolizmu- Tai Shan. To właśnie tej Górze składało hołd 72 Cesarzy, prosząc o poparcie Niebios dla swojej władzy. Od 10 tys. lat, codziennie, wchodzi na nią ponad 10 tys ludzi (niektórzy na kolanach), pokonując 7200 betonowych schodów. Na tym Szlaku rozpoczęła się właśnie akcja Oktalogii…
 
Czy uda mi się na nią dotrzeć? Nie wiem.
 
Póki co, zapraszam na podróż rikszą po Ulicach Qufu💪💪

Dzień 17

” Taksówka wjechała do Qufu. Neo spojrzał na turystów, którzy chodzili po ulicach. Przyjechali po to, by poczuć mistycyzm unoszący się ponad świątynią Konfucjusza? Stanąć nad jego grobem, dotknąć historii? Myślał. Dwie–trzy godziny zwiedzania. Gdzie pójdą? Na cmentarz, na którym spoczywa 100 tysięcy członków jego rodziny? Zobaczyć dom składający się ze 150 budynków? A może Świątynię, w skład której wchodzi 100 następnych zabudowań?
–Czy myślisz, że Konfucjusz tego chciał? – spojrzał na Mistrza.
–Aby go tak czczono?
–Jak Boga.
–Konfucjusz widział w religii zabobon. Na łożu śmierci zabronił, aby modlono się za niego. Uczył, jak być dobrym i wartościowym człowiekiem. Sądzę, że właśnie takiej spuścizny chciałby. A jeśli chodzi o sławę? – Ying Wu zamyślił się – Jak wiesz, przypisuje się mu autorstwo wielu ksiąg – zaczął mówić – choć możliwe, że żadnej z nich nie napisał. Był kiepskim politykiem i mówcą. Podobno zniechęcał słuchaczy wrodzoną wyniosłością. Za życia nie zgromadził też wielu uczniów.
–Co z tego wynika?
–Olbrzymie znaczenie po śmierci. Chińczycy wynieśli go na piedestały uznając jego poglądy za ideologię państwową już w II wieku n.e. A potem potoczyło się jak lawina: tytuł największego Mędrca i Nauczyciela, Świątynie ku jego czci w każdym mieście, honorowy tytuł cesarski etc. Nie wiadomo, jaką mamy misję do spełnienia i kiedy – powiedział z namysłem Ying Wu. Konfucjusz też pewnie nie wiedział…”
 
Fragment mojej ksiązki „Powrot Cesarza”.
Na zdjęciach Świątynia i cmentarz Konfucjusza oraz dwór rodziny Kongów.
 

Dzień 17

Tai Shan😇😇
Prosto z lotniska Jinan Yaoqiang udali się do prowincji Szantung. Tam głównym traktem rozpoczęli wędrówkę na szczyt góry Tai Shan. Mieli do pokonania 7200 betonowych schodów. […]
Pokonanie trasy na szczyt zajmuje średnio około 4–5 godzin. Przez pierwsze dwie Neo nie rozmawiał z Mistrzem, lecz rozmyślał. Próbował zrozumieć jaką tajemnicę skrywa w sobie ta góra, skoro dwaj Mistrzowie Klasztoru Shaolin zgodnie twierdzili, że wejście na jej szczyt rozwiąże jego problemy.
Doskonale wiedział, że Tai Shan jest najważniejszą z Pięciu Świętych Gór Taoizmu. Czcili ją wszyscy Chińczycy, także wyznawcy Buddy, Konfucjusza i różnych pradawnych bóstw i demonów. Codziennie wchodziło na nią ponad 10 tysięcy ludzi, niektórzy na kolanach. I tak od 3 tysięcy lat. Wierzyli, że Tai ma niebiańską moc przyciągania do siebie pozaziemskich sił i potrafi odrodzić duszę. Siedemdziesięciu dwóch Cesarzy Chin składało jej ofiary prosząc o poparcie Niebios dla swojej władzy. To na jej szczycie Qin Shi Huang ogłosił zjednoczenie całego Cesarstwa oddając jej hołd.
–To jakiś nonsens z tymi górami – powiedział Neo ojcu, gdy przemierzali ten szlak 12 lat temu.
–Każda kultura ma swoje święte góry – odpowiedział wtedy – Grecja ma Olimp, Turcja–Ararat, a Japonia–Fudżi. Chiny mają Pięć Świętych Gór Taolizmu. Tai Shan jest najważniejszą z nich.
–Dlaczego jest najważniejszą? – zainteresował się Neo.
–Bo powstała z głowy Pangu – odpowiedział ojciec – Gdy we wszechświecie panował chaos wówczas potężna istota Pangu wprowadziła ład – zaczął opowiadać – Dłutem i młotkiem przez 18 tysięcy lat porządkowała wszystko oddzielając Ziemię od Nieba. Po śmierci Pangu, jej kończyny i głowa zamieniły się w Pięć Świętych Gór, krew i łzy w rzeki i strumienie, oddech we wiatr, a włosy w rośliny – wymieniał.
 
Fragment książki „Powrót Cesarza” autorstwa Iwony Gajdy.
 
Na zdjęciach Tai Shan dzisiaj. Na górę wjechaliśmy kolejką linową. Zeszliśmy po kilku tysiącach schodach, podziwiając wchodzących 💪💪
 

Dzień 17

W kierunku Pekinu✨️✨️✨️
Jutro opuszczamy Qufu! Rodzime miasto Konfucjusza na każdym kroku obdarowywało nas ciepłymi uśmiechami, gestami pozdrowienia i fleszami aparatów. Czuliśmy się, jak „przybysze z innego świata” – jedyni biali wśród Azjatów.
Cóż .. w tej sytuacji nie pozostało nam nic innego, jak godnie reprezentować naszą kulturę i odwzajemniać serdeczności 🙂🙂
Na filmie Qufu po godz. 20.00. Światła migoczą milionami kolorow, muzyka gra w każdym zaułku, a mieszkańcy śpiewają, tańczą i rozpoczynają drugie życie…💥💥💥💥
My tymczasem przygotowujemy się już do wyjazdu. Jutro wsiadamy w szybką kolej i przemieszczamy się do Pekinu. Tam spędzimy ostatnie trzy noce w Chinach ,🫠🫠

Dzień 18

Takie „zwierza grasują” dzisiaj na deptaku w Pekinie. Aż trudno uwierzyć, że nie wyskoczą…

Dzień 19

Pałac Letni 🙂✨️✨️✨️
 
Na zakończenie podroży w Chinach postanowiliśmy zwiedzić Pałac Letni i Ogród Cesarski. Przyznam, że byłam ciekawa tych miejsc, gdyż uznawane są jako najatrakcyjniejsze w Pekinie.
 
O czym konkretnie mowa? O letniej rezydencji cesarskej, która w XVIII wieku przeżywała swój renesans. Później zaś była doszczętnie spalona i odbudowana, po czym ponownie zniszczona itd….- w zależności od tego, jak toczyła się historia Chin.
Rezydencja zajmuje powierzchnię niemal 3 km2., z czego trzy czwarte stanowi jezioro Kunming. Poza tym jest tam mnóstwo zieleni, świątyń, pawilonów, mostów i altanek, nad którym góruje Wzgórze Długowieczności.
 
Po 6- godzinnym spacerze, jak najbardziej potwierdzam opinie podróżników, o tym że to miejsce jest piękne💥💥💥💥

Dzień 20

W powietrzu💥💥
 
Lot samolotem z Pekinu do Frankfurtu trwał 12 godzin i 15 minut. Widok zza okna zapierał dech w piersiach, w szczególności niekończące się stepy środkowej Azji, przecinane przez pojedyńcze-samotne drogi bez końca. Skaliste góry natomiast opowiadały jakieś straszne historie, że ciarki biegały mi po plecach…😯😮
 
Przez tysiące kilometrów Ziemia zdawała się być wyludniona😬😬
Dopiero nad Gruzją zrobiło się zielono✨️✨️✨️

Państwo: Argentyna

Argentyna - Buenos Aires

wrzesień 2024

Dzień 1

Pokonaliśmy odległość ok. 12,5 tys. km i po 21 godzinach (z przesiadką we Frankfurcie i 5-godzinnym postojem) dotarliśmy do Buenos Aires. Przyznam, że porządnie nas wytrzęsło w samolocie. Na nowo poznawaliśmy się z mężem we własnych ramionach 🤩🤩🤩. No i w takim 'błogo-hucznym’ nastroju otworzyliśmy drzwi do Nowego Świata lub Ziemi Obiecanej (jak kiedyś nazywano Argentynę). A o tym, co zobaczymy, już w następnych ❤️💪🧐🧐

Dzień 2

Buenos Aires. La Boca❤️🧐🧐
„Neo spacerował nadmorskim deptakiem, wpatrując się w kolorowe kostki nawierzchni. Myśli przeskakiwały mu bezwiednie z tematu na temat. W tej karuzeli wspomnień i odczuć nie widział składu ani ładu. Podobnie jak w kolorach, które zmieniały się pod jego stopami. Choć z drugiej strony wiedział przecież, że każda z tych ulotnych chwil tworzy jeden los, który bądź co bądź, jest jego życiem. A wszystkie te momenty doprowadziły go tutaj, na ten kolorowy deptak nad Rio Matanza–Riachuelo.”
 
„Idąc ulicami La Boca, rozmawiali. Najpierw o tym, że dzielnica, którą spacerują, to najpiękniejszy zakątek miasta, a potem o początkach Buenos Aires.
– Nazwa la boca oznacza po hiszpańsku „usta” – powiedziała Nicole. – Niektórzy mówią, że w 1536 roku hiszpański konkwistador Pedro de Mendoza założył tutaj pierwszą osadę. Z czasem rozwinął się handel i przemysł, przypływały statki z niewolnikami, a później pojawili się emigranci z Genui, Niemiec i Grecji.
– I widzieli w Argentynie ziemię obiecaną?
– Uciekali przed światem, który ich niszczył. Jak rodzice twojej babci – uśmiechnęła się.
– Tak. Ciekawe, jak im się ułożyło…? – szepnął i wpadł w dziwną zadumę.
Oboje szli teraz pochłonięci własnymi myślami. Neo wyobraził sobie rzesze emigrantów, którzy z sercami pełnymi wiary i pustymi kieszeniami przyjechali budować nowe życie na drugim końcu świata. Ileż odwagi musieli mieć w sobie, aby zaryzykować, kupując bilet w jedną stronę? – pomyślał. Nierzadko z dziećmi, bez znajomości kraju, języka.
– Spójrz na te domy – przerwała ciszę Nicole. – To conventillos, zbudowane na początku XX wieku, w których mieszkali emigranci.
– Są bardzo małe, kolorowe i nieco zabawne z tymi rzeźbami na balkonach – powiedział, spoglądając na kukły ustawione nad ich głowami.
– Jeden pokój, kuchnia, łazienka, a mieszkały w nich całe rodziny – tłumaczyła. – Kiedyś budowano je z blachy i ustawiano na palach w obawie przed powodziami. Benito Quinquela Martín, jeden z najpopularniejszych malarzy argentyńskich, pokrywał ściany domów farbami, które pozostały po malowaniu statków.”
 
Fragmenty książki „Ręka Boga”.
Dzisiaj naprawdę zobaczyłam świat, który w wyobraźni widziałam już setki razy. A gdy wreszcie przejrzałam na oczy, ruszyłam śladami moich bohaterów po La Boca…

Dzień 3

Buenos Aires: moje pierwsze wrażenie.
 
Miasto pełne kontrastów – ogromne i różnorodne, gdzie bogactwo sąsiaduje z biedą, a nowoczesne wieżowce i luksusowe dzielnice przeplatają się z tradycyjnymi, mniej zamożnymi częściami.
Buenos Aires – stolica Argentyny, jedno z największych miast Ameryki Południowej. Powierzchnia: 203 km². Populacja: ponad 3 mln mieszkańców (15 mln w aglomeracji). Założone w 1536 roku przez hiszpańskiego konkwistadora Pedro de Mendozę.
Na zdjęciach widać m.in.
1. Cmentarz Recoleta – miejsce pochówku Evy Perón.
2. Puerto Madero – nowoczesną dzielnicę nad rzeką Río de la Plata, z wieżowcami, odnowionymi budynkami stoczni oraz licznymi kawiarniami i biurami.
3. Casa Rosada i Plaza de Mayo – pałac prezydencki, z którego balkonu przemawiali Juan i Eva Perón.
4. Galerías Pacífico – nowoczesną galerię handlową z imponującą kopułą ozdobioną freskami.

Dzień 4

Spacer z „krokodylami”!
 
Postanowiliśmy spędzić dzień z dala od miejskiego zgiełku, spacerując po Reserva Ecológica Costanera Sur. To chroniony park położony nad brzegiem Rio de la Plata, na skraju miasta. Byliśmy szczęśliwi, wiosna w pełni – wokół kaktusy, śpiewające ptaki i mokradła porośnięte bujną zielenią. Wiatr był silny, ale słońce przyjemnie grzało na niebieskim niebie. Jednym słowem, raj na ziemi. Nawet widzieliśmy dziwne „ogórki” rosnące na drzewach!
 
Ale co to!? Po około 5 kilometrach spaceru nagle zorientowaliśmy się, że nie byliśmy sami. Z prawej na lewą (i z powrotem) zaczęły przechodzić przed nami małe „krokodylki” o długości około metra. Muszę przyznać, że nigdy wcześniej nie zrobiło mi się tak gorąco! Jak się później dowiedzieliśmy, były to warany argentyńskie!

Dzień 5

Dzień 6

Buenos Aires nocą i lecimy dalej!
 
Jutro zmiana scenerii. Wsiadamy do samolotu i lecimy 1300 km na północ – do Iguazú. Właśnie tam, na granicy Argentyny i Brazylii, w regionie gór Sierra de Misiones, znajdują się największe kaskady w Ameryce Południowej – Wodospady Iguazú💪💪
 
Ps. Dzisiaj temperatura w tym regionie wynosiła 38°C, więc czas przygotować kremy do opalania!

Argentyna - Iguazú

Dzień 7

Argentyna. Iguazú. Pierwszy lot argentyńskimi liniami mamy za sobą. Wieczorem dotarliśmy do Parku Narodowego Iguazú, gdzie przez 4 dni będziemy eksplorować okoliczne tereny. Już na pierwszy rzut oka widać, że trzeba zaprzyjaźnić się z dzikimi lasami👀👀
 
Przyznam, że może to być nie lada wyzwanie. W drodze z lotniska do hotelu co chwilę mijaliśmy znaki z obrazkami zwierząt (w tym także tygrysów!), które ostrzegały, by zachować ostrożność.🫢🫢🫢

Dzień 8

Wodospady Iguazú w Argentynie 😮✨️✨️✨️
 
Dzisiaj widziałam jeden z największych cudów natury na świecie – wodospady Iguazú! To około 275 kaskad rozciągających się na 2,7 km. Ich wysokość sięga średnio 82 metrów, co sprawia, że są wyższe niż słynne wodospady Niagara (51 metrów). Choć nie dorównują wysokością wodospadowi Salto Ángel w Wenezueli (979 metrów), Iguazú zachwycają swoją potęgą i szerokością. Najbardziej imponującym miejscem jest „Gardło Diabła”, gdzie woda z ogromnym hukiem spada w głęboką przepaść.
 
Wodospady te leżą na granicy Argentyny i Brazylii, w sercu Parku Narodowego Iguazú.
Jutro wybieramy się do Brazylii, aby spojrzeć na nie z tamtej strony! 💪💪
 
Ps. Potegę/ siłę wody lepiej widać na filmach, które publikuję w następnym poście.

Brazylia - Iguazú

Dzień 9

Wodospady Iguazu widziane z Brazylii.
 

Dzień 10

Brazylia. Parque das Aves (Park Ptaków)
🦅🐦🦆🦜
 
Zwiedziliśmy dzisiaj przepiękny ogród, w którym mieszka 1500 ptaków z Ameryki Południowej. Przyznam, że takiego ćwierkotania, świergotu czy trelu dawno nie słyszałam. Obok naszych głów przelatywały ogromne, kolorowe ary oraz inne gatunki ptaków. Przechodziliśmy z jednej woliery do drugiej, dzieląc z nimi przestrzeń.✨️✨️✨️😮😮
Oprócz ptaków, widzieliśmy także mnóstwo pięknych motyli, krokodyle, jaszczurki, pytona, żółwie i wiele innych stworzeń. 🪱🪰🦟🦂
 
A wszystko to znajdowało się w otoczeniu przepięknej przyrody: wysokich palm, bananowców oraz kwiatów dziesiątek gatunków. To była uczta dla wszystkich zmysłów jednocześnie. 💪💪
 

Argentyna - Misiones

Dzień 11

Argentyna Północna objazdem i lecimy w kierunku lodowców 💪💪
 
Dzisiaj wybraliśmy się na wycieczkę objazdową po północnej części Argentyny, a konkretnie po prowincji Misiones. To tereny pełne gęstych lasów tropikalnych, porastanych m.in. przez araukarie, lapacho oraz palmy. Można w nich natknąć się m.in. na jaguary (o czym świadczą znaki ostrzegawcze przy drodze), małpy, węże, kapucynki, tukany oraz tapiry i kolibry. 🦂🦟🦜🦅🦂
 
Jakie wrażenia? Z okien samochodu uderzała nas bieda – pomiędzy drzewami widzieliśmy domy-szałasy ziejące nędzą, wokół których toczyło się leniwe życie. Wisiało tam pranie na sznurach, a półnagie dzieci i kobiety, wyglądem przypominające rdzennych mieszkańców regionu, zajmowały się codziennymi sprawami. Przy drodze stało mnóstwo prowizorycznych straganów z patyków, na których niewiele było towarów – głównie sadzonki roślin.
 
W kontraście – głębiej w lasach natomiast zauważyliśmy zadbane kurorty turystyczne, oferujące zupełnie inny obraz tego regionu.
Warto dodać, że prowincja Misiones, granicząca z Brazylią i Paragwajem, słynie z przemytu narkotyków i broni, co przekłada się na widoczną obecność policji na drogach oraz w okolicach rzeki Parany. Zostaliśmy zatrzymywani i pouczani przez służby kilkukrotnie. 🖐🖐✋️✋️
 
Polską perłą w tym regionie jest Kopalnia Wanda, słynąca z wydobycia kamieni półszlachetnych, takich jak agaty, ametysty, topazy i kryształy górskie. Kopalnia została założona w 1936 roku przez polskich osadników i od tamtego czasu jest także enklawą polskości w regionie. Szacuje się, że w okolicach kopalni Wanda mieszka około 12 tysięcy osób polskiego pochodzenia, które do dziś obchodzą polskie święta i kultywują rodzime tradycje. 👍👍👍👍
 
Warto nadmienić, że w całej Argentynie mieszka obecnie około 140 tysięcy Polaków i osób polskiego pochodzenia, głównie w Buenos Aires, prowincji Misiones, Córdobie oraz Rosario.

Argentyna - Patagonia

Dzień 12

Argentyna – Patagonia👍👍
 
Z gorącego Iguazu (38-45°C) na północy Argentyny przenieśliśmy się na południe, do zimnego El Calafate (2-8°C). Pokonaliśmy około 3200 km, a podróż z 5-godzinną przesiadką w Buenos Aires trwała około 12 godzin.
 
I jak? 👀👀👀 No cóż…
 
Powiem tak – pierwsze wrażenia są nieco dziwne. Mamy podejrzenia, że wylądowaliśmy gdzieś na końcu świata 🧐🧐🧐 Takich krajobrazów jeszcze nie widzieliśmy.
Ale, ale…Na szczęście był tu już Neo, mój główny bohater „Ręki Boga”, i wydeptał nam ślady 😊. Na zwiedzanie lodowców, jezior, Parku Torres del Paine oraz Fitz Roya mamy 5 dni💪💪
 
Na filmie Buenos Aires i Patagonia z okien samolotu.

Argentyna - El Calafate

Dzień 13

El Calafate
 
El Calafate to niewielkie miasteczko położone w argentyńskiej Patagonii, nad brzegiem jeziora Argentino. Każdego roku zjeżdża się do niego ponad pół miliona turystów, by podziwiać surowy lodowcowy krajobraz oraz przyrodnicze cuda Parku Narodowego Los Glaciares.
 
Choć El Calafate zostało oficjalnie założone w 1927 roku, to warto wiedzieć, że tereny te od tysięcy lat zamieszkiwały plemiona Tehuelche, które uważane są za jedne z najstarszych rdzennych ludów Patagonii. W wyniku kolonizacji, która nasiliła się w XIX wieku, rdzenna ludność została wyniszczona wskutek chorób, konfliktów oraz przymusowej asymilacji.
 
Obecnie populacja El Calafate liczy około 30 tysięcy mieszkańców, w większości potomków europejskich imigrantów (głównie hiszpańskich i włoskich), z niewielką liczbą rdzennych Patagończyków oraz innych grup napływowych.

Argentyna - Parku Narodowym Los Glaciares

Dzień 14

Argentyna. Lodowiec Perito Moreno.
 
Długo czekałam na to spotkanie. Gigant zachwycił mnie do tego stopnia, że zbudowałam wokół niego część fabuły książki „Ręka Boga”. Ale powiem Wam: warto było czekać! Jest wspaniały i wciąż do mnie „gada”. 💪💪
 
Lodowiec Perito Moreno to jeden z najsłynniejszych lodowców Argentyny, położony w Parku Narodowym Los Glaciares w Patagonii. Jego długość wynosi około 30 km, a wysokość lodowych ścian to 60-70 metrów nad wodą jeziora Argentino. Powierzchnia lodowca jest różnie szacowana, w zależności od metody pomiaru – niektóre źródła podają 250 km², uwzględniając jedynie główną bryłę lodowca, podczas gdy inne, podając 650 km², włączają również otaczające go jęzory lodowcowe i obszary zasilające.
 
Lodowiec Perito Moreno przez lata był wyjątkowy pod względem stabilności, jednak obecne dane wskazują na początek jego topnienia, co przypisuje się zmianom klimatycznym. Lodowiec ten został nazwany na cześć Francisco Moreno, argentyńskiego badacza Patagonii z XIX wieku. Rocznie odwiedza go około 750 tysięcy turystów, co czyni go popularnym celem podróży dzięki jego spektakularnemu procesowi odrywania się brył lodowych do jeziora.

Argentyna - Ruta 40 do El Chaltén

Dzień 15

Dzisiaj podążałam śladami moich bohaterów z „Ręki Boga”: Neo i Nicole. To była podróż niezwykła, wręcz transcendentalna. Dlaczego? Ponieważ trudno było mi znaleźć granicę między wyobraźnią a rzeczywistością, szczególnie gdy świat literacki namiętnie splatał się z tym rzeczywistym, tworząc coś na kształt jednego przeżycia. Obok mnie był mój mąż, uczestnicy wycieczki, ale również Neo i Nicole, moi literaccy towarzysze podróży👀👀👀
 
Jak wyglądał ten dzień?
Wyruszyliśmy z samego rana z El Calafate, by odkryć majestatyczne szczyty Fitz Roy i odbyć trekking po Parku Narodowym Los Glaciares. Przemierzyliśmy trasę wiodącą Ruta 40, jedną z najbardziej znanych dróg Argentyny, prowadzącą przez serce Patagonii. Droga liczyła około 220 km i wiodła przez typowy patagoński krajobraz – rozległe, monotonne stepy pełne niskich traw, takich jak coirón, oraz drobnych krzewów calafate, które porastały suche i wietrzne przestrzenie pampy. W trakcie podróży oglądaliśmy guanako – krewniaka lamy – które pasły się na stepach, a niekiedy nawet przelatywały przez jezdnię, stając się symbolem dzikości tego regionu.
 
Zatrzymaliśmy się na postoj w historycznym hotelu La Leona, gdzie moi bohaterowie spędzili noc, tak że dokładnie słyszałam każde ich słowo.🤔🤔
 
W miarę zbliżania się do El Chaltén, naszym oczom ukazał się monumentalny Fitz Roy (3405 m n.p.m.).🗻🗻
 
Po dotarciu do El Chaltén ruszyliśmy krótką trasą trekkingową, prowadzącą na różne punkty widokowe, z których podziwialiśmy krajobrazy Parku Narodowego Los Glaciares oraz szczyty Fitz Roy i Cerro Torre. Dotarliśmy też do ukrytego wodospadu Chorrillo del Salto – jego malownicze otoczenie, z bujną roślinnością i szumem spadającej wody, komponowało się idealnie z dzikim, niemal mistycznym charakterem Patagonii.
Wycieczkę zakończyliśmy w maleńkiej restauracji w El Chaltén, delektując się lokalnymi smakami.☕️☕️
 
Neo i Nicole towarzyszyli mi przez cały dzień, sprawiając, że miałam wrażenie, iż świat fikcji i rzeczywistości naprawdę stały się jednym!

Argentyna - Jezioro Argentino

Dzień 16

Trekking przez jezioro Argentino!
 
To był szalony pomysł, ale stwierdziliśmy: „A co tam, spróbujmy!” 💪💪
 
Postanowiliśmy z mężem przejść po dnie jeziora Argentino trasę ok. 3 kilometrów z jednego brzegu na drugi. Na pierwszy rzut oka teren wydawał się dość suchy, ale jednocześnie niesamowicie rozległy, co utrudniało ocenę, jak to naprawdę wygląda 🧐🧐🧐
Powiem Wam, to była przygoda jak żadna inna! Tylko my i ptaki, w otoczeniu niekończących się, płaskich przestrzeni, które zmieniały się jak w kalejdoskopie. Raz otaczały nas kłębki kolorowej trawy – pampa w całej swej okazałości! Potem stąpaliśmy po suchej, popękanej glinie, by za chwilę brodzić butami w błocie.
Najbardziej emocjonujący moment nastąpił na środku jeziora, gdy nagle okazało się, że przed nami płynie rzeczka. Trzeba było podjąć decyzję – przeprawić się przez nią albo wracać. Zdjęliśmy więc buty i przeszliśmy na drugą stronę. 👍👍 A potem było jeszcze ciekawiej – przed nami pojawił się labirynt rzeczek i strumieni. Trochę gimnastyki i kreatywnego skakania z jednej suchej kępy na drugą, ale oj, jak się wtedy bawiliśmy! Dawno nie mieliśmy tak udanego spaceru 🙃🙂
🌏🌏🌏
 
A oto, jak wyglądała nasza trasa: wyruszyliśmy z punktu numer 7 i przeszliśmy około 6 kilometrów na północ, docierając do punktu numer 9. Stamtąd przeszliśmy przez jezioro, mijając wyspę „Isla Solitaria” na jego środku, aż dotarliśmy do punktu numer 1. Następnie kontynuowaliśmy wzdłuż brzegu, mijając Rezerwat Laguna Nimez, aż do punktu numer 3, gdzie wyszliśmy na brzeg. Na koniec przeszliśmy jeszcze około 7 kilometrów, wracając do punktu wyjścia – punktu numer 7.
W sumie pokonaliśmy około 16 kilometrów, okrążając obszar o powierzchni 700 hektarów, czyli „Reserva Bahía Redonda”.
🌊🌊🌊

Jezioro Argentino jest największym jeziorem w Argentynie. Leży w Patagonii i zajmuje powierzchnię 1 466 km². Jego średnia głębokość wynosi 150 metrów, a najgłębszy punkt to 500 metrów. Nie jest jednak najgłębszym jeziorem w Argentynie, ustępując miejsca trzem innym jeziorom, z których najgłębsze to Jezioro San Martín (836 metrów).

Dzień 17

Żegnamy Patagonię i lecimy dalej!
 
Chciałoby się zostać jeszcze dłużej. Na tych bezkresnych, dzikich pampach, które właśnie rodzą się do życia po długiej zimie. I zachłannie kradną promyki słońca, zmieniając w ich świetle kolory oraz oblicza. Chciałoby się posłuchać jeszcze godowego śpiewu ptaków, napełnić płuca świeżym powietrzem, zachwycić oczy błękitem nieba i turkusowym kolorem wody jeziora Argentino… ale już pora lecieć dalej… Do Buenos Aires!
🧐🧐🧐
 
Na zdjęciach widoki z 50 km trekkingu wokół El Calafate i jeziora Argentino. Otaczające miasteczko góry to część pasma Andów Patagońskich, znane lokalnie jako Sierra de los Cerros.

Jezioro Argentino jest największym jeziorem w Argentynie. Leży w Patagonii i zajmuje powierzchnię 1 466 km². Jego średnia głębokość wynosi 150 metrów, a najgłębszy punkt to 500 metrów. Nie jest jednak najgłębszym jeziorem w Argentynie, ustępując miejsca trzem innym jeziorom, z których najgłębsze to Jezioro San Martín (836 metrów).

Argentyna - Lot z Patagonii do Buenos Aires

Dzień 18

Patagonia żegnała nas wschodzącym słońcem, a Buenos Aires przywitało wrzawą. Przyznam, że ten nagły przeskok do cywilizacji okazał się tym razem wyjątkowo trudny. Ale dość narzekania, prowadź, przygodo! Przed nami trzy dni zwiedzania miasta – lista już gotowa! Czeka nas także ekscytująca wycieczka, ale o tym na razie cicho sza…

Argentyna - Museo Evita w Buenos Aires

Dzień 19

Evita, czyli Eva Perón.
 
Dla jednych święta, dla innych matka ubogich. Są jednak i tacy, którzy widzą w niej manipulantkę, wykorzystującą swój wizerunek do zdobycia sławy i pieniędzy. Kim naprawdę była Eva Perón?
 
Eva Perón, z domu María Eva Duarte, przyszła na świat 7 maja 1919 roku w Los Toldos, w prowincji Buenos Aires. Jej rodzina żyła w skromnych warunkach, a po śmierci ojca Eva i jej matka musiały walczyć o utrzymanie. Marząc o lepszym życiu, już w wieku 15 lat wyjechała do Buenos Aires. Tam próbowała swoich sił w aktorstwie, przez kilka lat grając na scenie teatralnej, w filmach i w radiu.
 
W 1945 roku los na jej drodze postawił Juana Peróna. Starszy od niej o 21 lat oficer, właśnie torował sobie drogę do prezydentury. Evita w mig pojęła tę polityczną strategię, ale jeszcze szybciej zdobyła serce Juana, zostając jego żoną. Tworzyli doskonale rozumiejący się duet. On rządził twardą ręką i obdarzał klasę robotniczą wsparciem socjalnym, natomiast Eva przyciągała tłumy, wykorzystując talent aktorski i instynkt polityczny. Szczególnie dużo robiła dla kobiet i ubogich. To właśnie dzięki jej staraniom i pracy w 1947 roku kobiety w Argentynie uzyskały prawo do głosowania.
 
Założona przez nią fundacja natomiast zapewniała dach nad głową i ciepłe posiłki najuboższym. Zbudowała też liczne sierocińce, gdzie bezdomne dzieci mogły znaleźć schronienie i edukację, co dawało im szansę na nowy start w życiu.
 
Choć Eva zmarła młodo, w wieku zaledwie 33 lat, zrobiła dla Argentyny więcej niż jakakolwiek inna kobieta w historii tego kraju. Do dziś pozostaje symbolem walki o równość i sprawiedliwość społeczną, a jej legendę wspomina się nie tylko w Argentynie, ale na całym świecie.
 
„Nie pragnę niczego więcej niż tego, abyście pamiętali mnie jako kobietę, która oddała swoje serce swojemu ludowi.” – powiedziała w 1951 podczas swojego słynnego przemówienia.
 
Zmarła 26 lipca 1952 roku na raka szyjki macicy. W ostatniej drodze towarzyszyło jej około 2 miliony ludzi, którzy tłumnie zebrali się w Buenos Aires, aby pożegnać swoją ukochaną „Evitę”.
 
Eva Perón została pochowana w rodzinnym grobowcu Duarte na Cmentarzu Recoleta w Buenos Aires. Każdego roku jej grób odwiedzają tysiące ludzi.
Na zdjęciu Museo Evita w Buenos Aires, które dawniej było schronieniem dla bezdomnych dzieci, założonym przez Evę Perón.
 
Także:
  • Hipódromo de Palermo – słynny tor wyścigów konnych.
  • Parque El Rosedal – piękny park z ogrodem różanym.
  • Jardín Japonés – największy ogród japoński poza Japonią.
  • Floralis Genérica – ogromna, ruchoma rzeźba kwiatowa z metalu, symbolizująca kwitnienie.

Argentyna - Museo de la Inmigración

Dzień 20

Argentyna -Ziemia Obiecana! ⛴️⛴️⛴️

„Neo wyobraził sobie rzesze emigrantów, którzy z sercami pełnymi wiary i pustymi kieszeniami przyjechali budować nowe życie na drugim końcu świata. Ileż odwagi musieli mieć w sobie, aby zaryzykować, kupując bilet w jedną stronę? – pomyślał. – Nierzadko z dziećmi, bez znajomości kraju, języka.

[fragment Ręka Boga; Iwona Gajda].

>>Na zdjęciach 🧐🧐🧐
Hotel de Inmigrantes w Buenos Aires, otwarty w 1911 roku, był kluczowym ośrodkiem przejściowym dla milionów imigrantów przybywających do Argentyny na początku XX wieku. Zlokalizowany w pobliżu portu, pełnił rolę tymczasowego schronienia, oferując bezpłatne zakwaterowanie, wyżywienie, pomoc medyczną oraz wsparcie w znalezieniu pracy i osiedleniu się w nowym kraju. 🥖🥖
 
Hotel mógł pomieścić jednocześnie aż 3000 osób, a przebywający tam imigranci pozostawali zazwyczaj od 5 do 10 dni. Oprócz zakwaterowania, w hotelu funkcjonowały biura doradztwa zawodowego i nauki języka, co pomagało nowoprzybyłym w integracji. Dziś budynek pełni funkcję muzeum, upamiętniającego ten ważny etap w historii kraju.
 
>>Wielka Imigracja👧🧑👱👨🧔‍♀️🧔‍♀️
Od początku XIX do połowy XX wieku do Argentyny napłynęło około 7 milionów imigrantów. Największe fale przypadały na okres 1880–1914, kiedy przyjechało około 4 milionów osób. Największe grupy stanowili Włosi (40%) i Hiszpanie (33%), a także Francuzi, Niemcy, Polacy, Rosjanie i imigranci z Bliskiego Wschodu.
 
Po I wojnie światowej napływ zmniejszył się, przyjechało około 1,5 miliona osób. Po II wojnie światowej do kraju trafiło kolejne 500 tys. uchodźców z Europy.
 
Szacuje się, że około 80–90% imigrantów dotarło do Argentyny przez port w Buenos Aires.

Urugwaj - Colonia del Sacramento

Dzień 21

Wycieczka do Urugwaju💪💪
 
Dzisiaj przepłynęliśmy promem przez estuarium rzeki La Plata (50 km) i po godzinie 15 minutach morskiej podróży dotarliśmy na urugwajską Ziemię.
🌏🌏🌏
 
Colonia del Sacramento to jedno z najstarszych miast w Urugwaju, założone w 1680 roku przez Portugalczyków. Historia Colonia jest pełna konfliktów, ponieważ miasto wielokrotnie przechodziło z rąk do rąk między Hiszpanami i Portugalczykami, zanim ostatecznie zostało przyłączone do Hiszpanii na mocy traktatu w 1777 roku.
👍👍👍
 
Colonia del Sacramento została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO w 1995 roku dzięki swojemu wyjątkowemu historycznemu centrum, które zachowało kolonialną architekturę z wpływami zarówno portugalskimi, jak i hiszpańskimi. To właśnie te różnorodne style architektoniczne i historyczne znaczenie sprawiają, że miasto jest bardzo atrakcyjne dla turystów.

Argentyna - Buenos Aires

Dzień 22

Cóż to za TEATR 💪💪
 
Teatro Colón w Buenos Aires uznawany jest za jeden z najważniejszych teatrów operowych na świecie, obok takich miejsc jak La Scala w Mediolanie, Wiedeńska Opera Państwowa w Wiedniu, Metropolitan Opera w Nowym Jorku czy Royal Opera House w Londynie.
Dlaczego?
 
📢📢Akustyka: Słynie z jednej z najlepszych akustyk na świecie, co jest uznawane zarówno przez artystów, jak i krytyków muzycznych.
 
👯👯Artyści: Występowali tutaj najwięksi śpiewacy operowi, dyrygenci oraz tancerze, jak Luciano Pavarotti, Maria Callas, Plácido Domingo, a także legendarne zespoły baletowe. 🫅🫅
 
Prestiż: Przyciągał wielu znamienitych gości, takich jak Królowa Elżbieta II, Księżna Diana, Albert Einstein, a także Eva Perón i Fidel Castro. To właśnie tutaj najważniejsze postacie z różnych dziedzin spotykały się, by podziwiać najwybitniejsze występy operowe i baletowe.
 
🎥🎥Znaczenie historyczne: Od momentu otwarcia w 1908 roku, Teatro Colón miał wpływ na rozwój sztuki operowej w Ameryce Łacińskiej i na świecie. Jest także częstym miejscem premier i ważnych wydarzeń muzycznych.
Zapraszam do obejrzenia wnętrz🧐🧐🧐

Dzień 23

Pożegnanie z Argentyną.
Buenos Aires. La Boca❤️🧐🧐
 
„Neo spacerował nadmorskim deptakiem, wpatrując się w kolorowe kostki nawierzchni. Myśli przeskakiwały mu bezwiednie z tematu na temat. W tej karuzeli wspomnień i odczuć nie widział składu ani ładu. Podobnie jak w kolorach, które zmieniały się pod jego stopami. Choć z drugiej strony wiedział przecież, że każda z tych ulotnych chwil tworzy jeden los, który bądź co bądź, jest jego życiem. A wszystkie te momenty doprowadziły go tutaj, na ten kolorowy deptak nad Rio Matanza–Riachuelo.”
 
Fragmenty książki „Ręka Boga” mojego autorstwa👍👍

Powrót do domu - Buenos Aires - Frankfurt - Katowice

Dzień 24

W domu!
 
Po 15 godzinach spędzonych w samolotach na trasie Buenos Aires – Frankfurt – Katowice i kilku na lotniskach, dotarłam w końcu do domu. Pyrzowice mokre od deszczu, ziąb w powietrzu. W ogródku brak samochodu (skradziony w międzyczasie), inaczej mówiąc: trochę niemrawo, średnio. Za to serce przepełnione wrażeniami ze wspaniałej wyprawy, a także wiarą w jutro. Bo przecież jest tyle powodów do radości!
 
Syn odebrał nas z lotniska 🌼🌼, mąż podarował na zakończenie wycieczki mój ulubiony perfum ❤️❤️, a na biurku układam właśnie pamiątki z wyprawy oraz książkę Ręka Boga, która niczym magiczny eliksir zabrała mnie ze świata fikcji literackiej w sam środek akcji 💪💪.
 
Tak… jest teraz pewna nostalgia, niedosyt, dekonsternacja i zmęczenie zarazem. Jak to w życiu czasami bywa …Ale gdy tylko się ogarnę, natychmiast pióro w dłoń! Zabiorę się też za nagrywanie kolejnego odcinka z podróży Śladami Neo, czyli „Jak ja widzę tę Argentynę 🧐🧐„.

Argentyna - Buenos Aires

wrzesień 2024

Dzień 1

Pokonaliśmy odległość ok. 12,5 tys. km i po 21 godzinach (z przesiadką we Frankfurcie i 5-godzinnym postojem) dotarliśmy do Buenos Aires. Przyznam, że porządnie nas wytrzęsło w samolocie. Na nowo poznawaliśmy się z mężem we własnych ramionach 🤩🤩🤩. No i w takim 'błogo-hucznym’ nastroju otworzyliśmy drzwi do Nowego Świata lub Ziemi Obiecanej (jak kiedyś nazywano Argentynę). A o tym, co zobaczymy, już w następnych ❤️💪🧐🧐

Dzień 2

Buenos Aires. La Boca❤️🧐🧐
„Neo spacerował nadmorskim deptakiem, wpatrując się w kolorowe kostki nawierzchni. Myśli przeskakiwały mu bezwiednie z tematu na temat. W tej karuzeli wspomnień i odczuć nie widział składu ani ładu. Podobnie jak w kolorach, które zmieniały się pod jego stopami. Choć z drugiej strony wiedział przecież, że każda z tych ulotnych chwil tworzy jeden los, który bądź co bądź, jest jego życiem. A wszystkie te momenty doprowadziły go tutaj, na ten kolorowy deptak nad Rio Matanza–Riachuelo.”
 
„Idąc ulicami La Boca, rozmawiali. Najpierw o tym, że dzielnica, którą spacerują, to najpiękniejszy zakątek miasta, a potem o początkach Buenos Aires.
– Nazwa la boca oznacza po hiszpańsku „usta” – powiedziała Nicole. – Niektórzy mówią, że w 1536 roku hiszpański konkwistador Pedro de Mendoza założył tutaj pierwszą osadę. Z czasem rozwinął się handel i przemysł, przypływały statki z niewolnikami, a później pojawili się emigranci z Genui, Niemiec i Grecji.
– I widzieli w Argentynie ziemię obiecaną?
– Uciekali przed światem, który ich niszczył. Jak rodzice twojej babci – uśmiechnęła się.
– Tak. Ciekawe, jak im się ułożyło…? – szepnął i wpadł w dziwną zadumę.
Oboje szli teraz pochłonięci własnymi myślami. Neo wyobraził sobie rzesze emigrantów, którzy z sercami pełnymi wiary i pustymi kieszeniami przyjechali budować nowe życie na drugim końcu świata. Ileż odwagi musieli mieć w sobie, aby zaryzykować, kupując bilet w jedną stronę? – pomyślał. Nierzadko z dziećmi, bez znajomości kraju, języka.
– Spójrz na te domy – przerwała ciszę Nicole. – To conventillos, zbudowane na początku XX wieku, w których mieszkali emigranci.
– Są bardzo małe, kolorowe i nieco zabawne z tymi rzeźbami na balkonach – powiedział, spoglądając na kukły ustawione nad ich głowami.
– Jeden pokój, kuchnia, łazienka, a mieszkały w nich całe rodziny – tłumaczyła. – Kiedyś budowano je z blachy i ustawiano na palach w obawie przed powodziami. Benito Quinquela Martín, jeden z najpopularniejszych malarzy argentyńskich, pokrywał ściany domów farbami, które pozostały po malowaniu statków.”
 
Fragmenty książki „Ręka Boga”.
Dzisiaj naprawdę zobaczyłam świat, który w wyobraźni widziałam już setki razy. A gdy wreszcie przejrzałam na oczy, ruszyłam śladami moich bohaterów po La Boca…

Dzień 3

Buenos Aires: moje pierwsze wrażenie.
 
Miasto pełne kontrastów – ogromne i różnorodne, gdzie bogactwo sąsiaduje z biedą, a nowoczesne wieżowce i luksusowe dzielnice przeplatają się z tradycyjnymi, mniej zamożnymi częściami.
Buenos Aires – stolica Argentyny, jedno z największych miast Ameryki Południowej. Powierzchnia: 203 km². Populacja: ponad 3 mln mieszkańców (15 mln w aglomeracji). Założone w 1536 roku przez hiszpańskiego konkwistadora Pedro de Mendozę.
Na zdjęciach widać m.in.
1. Cmentarz Recoleta – miejsce pochówku Evy Perón.
2. Puerto Madero – nowoczesną dzielnicę nad rzeką Río de la Plata, z wieżowcami, odnowionymi budynkami stoczni oraz licznymi kawiarniami i biurami.
3. Casa Rosada i Plaza de Mayo – pałac prezydencki, z którego balkonu przemawiali Juan i Eva Perón.
4. Galerías Pacífico – nowoczesną galerię handlową z imponującą kopułą ozdobioną freskami.

Dzień 4

Spacer z „krokodylami”!
 
Postanowiliśmy spędzić dzień z dala od miejskiego zgiełku, spacerując po Reserva Ecológica Costanera Sur. To chroniony park położony nad brzegiem Rio de la Plata, na skraju miasta. Byliśmy szczęśliwi, wiosna w pełni – wokół kaktusy, śpiewające ptaki i mokradła porośnięte bujną zielenią. Wiatr był silny, ale słońce przyjemnie grzało na niebieskim niebie. Jednym słowem, raj na ziemi. Nawet widzieliśmy dziwne „ogórki” rosnące na drzewach!
 
Ale co to!? Po około 5 kilometrach spaceru nagle zorientowaliśmy się, że nie byliśmy sami. Z prawej na lewą (i z powrotem) zaczęły przechodzić przed nami małe „krokodylki” o długości około metra. Muszę przyznać, że nigdy wcześniej nie zrobiło mi się tak gorąco! Jak się później dowiedzieliśmy, były to warany argentyńskie!

Dzień 5

Dzień 6

Buenos Aires nocą i lecimy dalej!
 
Jutro zmiana scenerii. Wsiadamy do samolotu i lecimy 1300 km na północ – do Iguazú. Właśnie tam, na granicy Argentyny i Brazylii, w regionie gór Sierra de Misiones, znajdują się największe kaskady w Ameryce Południowej – Wodospady Iguazú💪💪
 
Ps. Dzisiaj temperatura w tym regionie wynosiła 38°C, więc czas przygotować kremy do opalania!

Argentyna - Iguazú

Dzień 7

Argentyna. Iguazú. Pierwszy lot argentyńskimi liniami mamy za sobą. Wieczorem dotarliśmy do Parku Narodowego Iguazú, gdzie przez 4 dni będziemy eksplorować okoliczne tereny. Już na pierwszy rzut oka widać, że trzeba zaprzyjaźnić się z dzikimi lasami👀👀
 
Przyznam, że może to być nie lada wyzwanie. W drodze z lotniska do hotelu co chwilę mijaliśmy znaki z obrazkami zwierząt (w tym także tygrysów!), które ostrzegały, by zachować ostrożność.🫢🫢🫢

Dzień 8

Wodospady Iguazú w Argentynie 😮✨️✨️✨️
 
Dzisiaj widziałam jeden z największych cudów natury na świecie – wodospady Iguazú! To około 275 kaskad rozciągających się na 2,7 km. Ich wysokość sięga średnio 82 metrów, co sprawia, że są wyższe niż słynne wodospady Niagara (51 metrów). Choć nie dorównują wysokością wodospadowi Salto Ángel w Wenezueli (979 metrów), Iguazú zachwycają swoją potęgą i szerokością. Najbardziej imponującym miejscem jest „Gardło Diabła”, gdzie woda z ogromnym hukiem spada w głęboką przepaść.
 
Wodospady te leżą na granicy Argentyny i Brazylii, w sercu Parku Narodowego Iguazú.
Jutro wybieramy się do Brazylii, aby spojrzeć na nie z tamtej strony! 💪💪
 
Ps. Potegę/ siłę wody lepiej widać na filmach, które publikuję w następnym poście.

Brazylia - Iguazú

Dzień 9

Wodospady Iguazu widziane z Brazylii.
 

Dzień 10

Brazylia. Parque das Aves (Park Ptaków)
🦅🐦🦆🦜
 
Zwiedziliśmy dzisiaj przepiękny ogród, w którym mieszka 1500 ptaków z Ameryki Południowej. Przyznam, że takiego ćwierkotania, świergotu czy trelu dawno nie słyszałam. Obok naszych głów przelatywały ogromne, kolorowe ary oraz inne gatunki ptaków. Przechodziliśmy z jednej woliery do drugiej, dzieląc z nimi przestrzeń.✨️✨️✨️😮😮
Oprócz ptaków, widzieliśmy także mnóstwo pięknych motyli, krokodyle, jaszczurki, pytona, żółwie i wiele innych stworzeń. 🪱🪰🦟🦂
 
A wszystko to znajdowało się w otoczeniu przepięknej przyrody: wysokich palm, bananowców oraz kwiatów dziesiątek gatunków. To była uczta dla wszystkich zmysłów jednocześnie. 💪💪
 

Argentyna - Misiones

Dzień 11

Argentyna Północna objazdem i lecimy w kierunku lodowców 💪💪
 
Dzisiaj wybraliśmy się na wycieczkę objazdową po północnej części Argentyny, a konkretnie po prowincji Misiones. To tereny pełne gęstych lasów tropikalnych, porastanych m.in. przez araukarie, lapacho oraz palmy. Można w nich natknąć się m.in. na jaguary (o czym świadczą znaki ostrzegawcze przy drodze), małpy, węże, kapucynki, tukany oraz tapiry i kolibry. 🦂🦟🦜🦅🦂
 
Jakie wrażenia? Z okien samochodu uderzała nas bieda – pomiędzy drzewami widzieliśmy domy-szałasy ziejące nędzą, wokół których toczyło się leniwe życie. Wisiało tam pranie na sznurach, a półnagie dzieci i kobiety, wyglądem przypominające rdzennych mieszkańców regionu, zajmowały się codziennymi sprawami. Przy drodze stało mnóstwo prowizorycznych straganów z patyków, na których niewiele było towarów – głównie sadzonki roślin.
 
W kontraście – głębiej w lasach natomiast zauważyliśmy zadbane kurorty turystyczne, oferujące zupełnie inny obraz tego regionu.
Warto dodać, że prowincja Misiones, granicząca z Brazylią i Paragwajem, słynie z przemytu narkotyków i broni, co przekłada się na widoczną obecność policji na drogach oraz w okolicach rzeki Parany. Zostaliśmy zatrzymywani i pouczani przez służby kilkukrotnie. 🖐🖐✋️✋️
 
Polską perłą w tym regionie jest Kopalnia Wanda, słynąca z wydobycia kamieni półszlachetnych, takich jak agaty, ametysty, topazy i kryształy górskie. Kopalnia została założona w 1936 roku przez polskich osadników i od tamtego czasu jest także enklawą polskości w regionie. Szacuje się, że w okolicach kopalni Wanda mieszka około 12 tysięcy osób polskiego pochodzenia, które do dziś obchodzą polskie święta i kultywują rodzime tradycje. 👍👍👍👍
 
Warto nadmienić, że w całej Argentynie mieszka obecnie około 140 tysięcy Polaków i osób polskiego pochodzenia, głównie w Buenos Aires, prowincji Misiones, Córdobie oraz Rosario.

Argentyna - Patagonia

Dzień 12

Argentyna – Patagonia👍👍
 
Z gorącego Iguazu (38-45°C) na północy Argentyny przenieśliśmy się na południe, do zimnego El Calafate (2-8°C). Pokonaliśmy około 3200 km, a podróż z 5-godzinną przesiadką w Buenos Aires trwała około 12 godzin.
 
I jak? 👀👀👀 No cóż…
 
Powiem tak – pierwsze wrażenia są nieco dziwne. Mamy podejrzenia, że wylądowaliśmy gdzieś na końcu świata 🧐🧐🧐 Takich krajobrazów jeszcze nie widzieliśmy.
Ale, ale…Na szczęście był tu już Neo, mój główny bohater „Ręki Boga”, i wydeptał nam ślady 😊. Na zwiedzanie lodowców, jezior, Parku Torres del Paine oraz Fitz Roya mamy 5 dni💪💪
 
Na filmie Buenos Aires i Patagonia z okien samolotu.

Argentyna - El Calafate

Dzień 13

El Calafate
 
El Calafate to niewielkie miasteczko położone w argentyńskiej Patagonii, nad brzegiem jeziora Argentino. Każdego roku zjeżdża się do niego ponad pół miliona turystów, by podziwiać surowy lodowcowy krajobraz oraz przyrodnicze cuda Parku Narodowego Los Glaciares.
 
Choć El Calafate zostało oficjalnie założone w 1927 roku, to warto wiedzieć, że tereny te od tysięcy lat zamieszkiwały plemiona Tehuelche, które uważane są za jedne z najstarszych rdzennych ludów Patagonii. W wyniku kolonizacji, która nasiliła się w XIX wieku, rdzenna ludność została wyniszczona wskutek chorób, konfliktów oraz przymusowej asymilacji.
 
Obecnie populacja El Calafate liczy około 30 tysięcy mieszkańców, w większości potomków europejskich imigrantów (głównie hiszpańskich i włoskich), z niewielką liczbą rdzennych Patagończyków oraz innych grup napływowych.

Argentyna - Parku Narodowym Los Glaciares

Dzień 14

Argentyna. Lodowiec Perito Moreno.
 
Długo czekałam na to spotkanie. Gigant zachwycił mnie do tego stopnia, że zbudowałam wokół niego część fabuły książki „Ręka Boga”. Ale powiem Wam: warto było czekać! Jest wspaniały i wciąż do mnie „gada”. 💪💪
 
Lodowiec Perito Moreno to jeden z najsłynniejszych lodowców Argentyny, położony w Parku Narodowym Los Glaciares w Patagonii. Jego długość wynosi około 30 km, a wysokość lodowych ścian to 60-70 metrów nad wodą jeziora Argentino. Powierzchnia lodowca jest różnie szacowana, w zależności od metody pomiaru – niektóre źródła podają 250 km², uwzględniając jedynie główną bryłę lodowca, podczas gdy inne, podając 650 km², włączają również otaczające go jęzory lodowcowe i obszary zasilające.
 
Lodowiec Perito Moreno przez lata był wyjątkowy pod względem stabilności, jednak obecne dane wskazują na początek jego topnienia, co przypisuje się zmianom klimatycznym. Lodowiec ten został nazwany na cześć Francisco Moreno, argentyńskiego badacza Patagonii z XIX wieku. Rocznie odwiedza go około 750 tysięcy turystów, co czyni go popularnym celem podróży dzięki jego spektakularnemu procesowi odrywania się brył lodowych do jeziora.

Argentyna - Ruta 40 do El Chaltén

Dzień 15

Dzisiaj podążałam śladami moich bohaterów z „Ręki Boga”: Neo i Nicole. To była podróż niezwykła, wręcz transcendentalna. Dlaczego? Ponieważ trudno było mi znaleźć granicę między wyobraźnią a rzeczywistością, szczególnie gdy świat literacki namiętnie splatał się z tym rzeczywistym, tworząc coś na kształt jednego przeżycia. Obok mnie był mój mąż, uczestnicy wycieczki, ale również Neo i Nicole, moi literaccy towarzysze podróży👀👀👀
 
Jak wyglądał ten dzień?
Wyruszyliśmy z samego rana z El Calafate, by odkryć majestatyczne szczyty Fitz Roy i odbyć trekking po Parku Narodowym Los Glaciares. Przemierzyliśmy trasę wiodącą Ruta 40, jedną z najbardziej znanych dróg Argentyny, prowadzącą przez serce Patagonii. Droga liczyła około 220 km i wiodła przez typowy patagoński krajobraz – rozległe, monotonne stepy pełne niskich traw, takich jak coirón, oraz drobnych krzewów calafate, które porastały suche i wietrzne przestrzenie pampy. W trakcie podróży oglądaliśmy guanako – krewniaka lamy – które pasły się na stepach, a niekiedy nawet przelatywały przez jezdnię, stając się symbolem dzikości tego regionu.
 
Zatrzymaliśmy się na postoj w historycznym hotelu La Leona, gdzie moi bohaterowie spędzili noc, tak że dokładnie słyszałam każde ich słowo.🤔🤔
 
W miarę zbliżania się do El Chaltén, naszym oczom ukazał się monumentalny Fitz Roy (3405 m n.p.m.).🗻🗻
 
Po dotarciu do El Chaltén ruszyliśmy krótką trasą trekkingową, prowadzącą na różne punkty widokowe, z których podziwialiśmy krajobrazy Parku Narodowego Los Glaciares oraz szczyty Fitz Roy i Cerro Torre. Dotarliśmy też do ukrytego wodospadu Chorrillo del Salto – jego malownicze otoczenie, z bujną roślinnością i szumem spadającej wody, komponowało się idealnie z dzikim, niemal mistycznym charakterem Patagonii.
Wycieczkę zakończyliśmy w maleńkiej restauracji w El Chaltén, delektując się lokalnymi smakami.☕️☕️
 
Neo i Nicole towarzyszyli mi przez cały dzień, sprawiając, że miałam wrażenie, iż świat fikcji i rzeczywistości naprawdę stały się jednym!

Argentyna - Jezioro Argentino

Dzień 16

Trekking przez jezioro Argentino!
 
To był szalony pomysł, ale stwierdziliśmy: „A co tam, spróbujmy!” 💪💪
 
Postanowiliśmy z mężem przejść po dnie jeziora Argentino trasę ok. 3 kilometrów z jednego brzegu na drugi. Na pierwszy rzut oka teren wydawał się dość suchy, ale jednocześnie niesamowicie rozległy, co utrudniało ocenę, jak to naprawdę wygląda 🧐🧐🧐
Powiem Wam, to była przygoda jak żadna inna! Tylko my i ptaki, w otoczeniu niekończących się, płaskich przestrzeni, które zmieniały się jak w kalejdoskopie. Raz otaczały nas kłębki kolorowej trawy – pampa w całej swej okazałości! Potem stąpaliśmy po suchej, popękanej glinie, by za chwilę brodzić butami w błocie.
Najbardziej emocjonujący moment nastąpił na środku jeziora, gdy nagle okazało się, że przed nami płynie rzeczka. Trzeba było podjąć decyzję – przeprawić się przez nią albo wracać. Zdjęliśmy więc buty i przeszliśmy na drugą stronę. 👍👍 A potem było jeszcze ciekawiej – przed nami pojawił się labirynt rzeczek i strumieni. Trochę gimnastyki i kreatywnego skakania z jednej suchej kępy na drugą, ale oj, jak się wtedy bawiliśmy! Dawno nie mieliśmy tak udanego spaceru 🙃🙂
🌏🌏🌏
 
A oto, jak wyglądała nasza trasa: wyruszyliśmy z punktu numer 7 i przeszliśmy około 6 kilometrów na północ, docierając do punktu numer 9. Stamtąd przeszliśmy przez jezioro, mijając wyspę „Isla Solitaria” na jego środku, aż dotarliśmy do punktu numer 1. Następnie kontynuowaliśmy wzdłuż brzegu, mijając Rezerwat Laguna Nimez, aż do punktu numer 3, gdzie wyszliśmy na brzeg. Na koniec przeszliśmy jeszcze około 7 kilometrów, wracając do punktu wyjścia – punktu numer 7.
W sumie pokonaliśmy około 16 kilometrów, okrążając obszar o powierzchni 700 hektarów, czyli „Reserva Bahía Redonda”.
🌊🌊🌊

Jezioro Argentino jest największym jeziorem w Argentynie. Leży w Patagonii i zajmuje powierzchnię 1 466 km². Jego średnia głębokość wynosi 150 metrów, a najgłębszy punkt to 500 metrów. Nie jest jednak najgłębszym jeziorem w Argentynie, ustępując miejsca trzem innym jeziorom, z których najgłębsze to Jezioro San Martín (836 metrów).

Dzień 17

Żegnamy Patagonię i lecimy dalej!
 
Chciałoby się zostać jeszcze dłużej. Na tych bezkresnych, dzikich pampach, które właśnie rodzą się do życia po długiej zimie. I zachłannie kradną promyki słońca, zmieniając w ich świetle kolory oraz oblicza. Chciałoby się posłuchać jeszcze godowego śpiewu ptaków, napełnić płuca świeżym powietrzem, zachwycić oczy błękitem nieba i turkusowym kolorem wody jeziora Argentino… ale już pora lecieć dalej… Do Buenos Aires!
🧐🧐🧐
 
Na zdjęciach widoki z 50 km trekkingu wokół El Calafate i jeziora Argentino. Otaczające miasteczko góry to część pasma Andów Patagońskich, znane lokalnie jako Sierra de los Cerros.

Jezioro Argentino jest największym jeziorem w Argentynie. Leży w Patagonii i zajmuje powierzchnię 1 466 km². Jego średnia głębokość wynosi 150 metrów, a najgłębszy punkt to 500 metrów. Nie jest jednak najgłębszym jeziorem w Argentynie, ustępując miejsca trzem innym jeziorom, z których najgłębsze to Jezioro San Martín (836 metrów).

Argentyna - Lot z Patagonii do Buenos Aires

Dzień 18

Patagonia żegnała nas wschodzącym słońcem, a Buenos Aires przywitało wrzawą. Przyznam, że ten nagły przeskok do cywilizacji okazał się tym razem wyjątkowo trudny. Ale dość narzekania, prowadź, przygodo! Przed nami trzy dni zwiedzania miasta – lista już gotowa! Czeka nas także ekscytująca wycieczka, ale o tym na razie cicho sza…

Argentyna - Museo Evita w Buenos Aires

Dzień 19

Evita, czyli Eva Perón.
 
Dla jednych święta, dla innych matka ubogich. Są jednak i tacy, którzy widzą w niej manipulantkę, wykorzystującą swój wizerunek do zdobycia sławy i pieniędzy. Kim naprawdę była Eva Perón?
 
Eva Perón, z domu María Eva Duarte, przyszła na świat 7 maja 1919 roku w Los Toldos, w prowincji Buenos Aires. Jej rodzina żyła w skromnych warunkach, a po śmierci ojca Eva i jej matka musiały walczyć o utrzymanie. Marząc o lepszym życiu, już w wieku 15 lat wyjechała do Buenos Aires. Tam próbowała swoich sił w aktorstwie, przez kilka lat grając na scenie teatralnej, w filmach i w radiu.
 
W 1945 roku los na jej drodze postawił Juana Peróna. Starszy od niej o 21 lat oficer, właśnie torował sobie drogę do prezydentury. Evita w mig pojęła tę polityczną strategię, ale jeszcze szybciej zdobyła serce Juana, zostając jego żoną. Tworzyli doskonale rozumiejący się duet. On rządził twardą ręką i obdarzał klasę robotniczą wsparciem socjalnym, natomiast Eva przyciągała tłumy, wykorzystując talent aktorski i instynkt polityczny. Szczególnie dużo robiła dla kobiet i ubogich. To właśnie dzięki jej staraniom i pracy w 1947 roku kobiety w Argentynie uzyskały prawo do głosowania.
 
Założona przez nią fundacja natomiast zapewniała dach nad głową i ciepłe posiłki najuboższym. Zbudowała też liczne sierocińce, gdzie bezdomne dzieci mogły znaleźć schronienie i edukację, co dawało im szansę na nowy start w życiu.
 
Choć Eva zmarła młodo, w wieku zaledwie 33 lat, zrobiła dla Argentyny więcej niż jakakolwiek inna kobieta w historii tego kraju. Do dziś pozostaje symbolem walki o równość i sprawiedliwość społeczną, a jej legendę wspomina się nie tylko w Argentynie, ale na całym świecie.
 
„Nie pragnę niczego więcej niż tego, abyście pamiętali mnie jako kobietę, która oddała swoje serce swojemu ludowi.” – powiedziała w 1951 podczas swojego słynnego przemówienia.
 
Zmarła 26 lipca 1952 roku na raka szyjki macicy. W ostatniej drodze towarzyszyło jej około 2 miliony ludzi, którzy tłumnie zebrali się w Buenos Aires, aby pożegnać swoją ukochaną „Evitę”.
 
Eva Perón została pochowana w rodzinnym grobowcu Duarte na Cmentarzu Recoleta w Buenos Aires. Każdego roku jej grób odwiedzają tysiące ludzi.
Na zdjęciu Museo Evita w Buenos Aires, które dawniej było schronieniem dla bezdomnych dzieci, założonym przez Evę Perón.
 
Także:
  • Hipódromo de Palermo – słynny tor wyścigów konnych.
  • Parque El Rosedal – piękny park z ogrodem różanym.
  • Jardín Japonés – największy ogród japoński poza Japonią.
  • Floralis Genérica – ogromna, ruchoma rzeźba kwiatowa z metalu, symbolizująca kwitnienie.

Argentyna - Museo de la Inmigración

Dzień 20

Argentyna -Ziemia Obiecana! ⛴️⛴️⛴️

„Neo wyobraził sobie rzesze emigrantów, którzy z sercami pełnymi wiary i pustymi kieszeniami przyjechali budować nowe życie na drugim końcu świata. Ileż odwagi musieli mieć w sobie, aby zaryzykować, kupując bilet w jedną stronę? – pomyślał. – Nierzadko z dziećmi, bez znajomości kraju, języka.

[fragment Ręka Boga; Iwona Gajda].

>>Na zdjęciach 🧐🧐🧐
Hotel de Inmigrantes w Buenos Aires, otwarty w 1911 roku, był kluczowym ośrodkiem przejściowym dla milionów imigrantów przybywających do Argentyny na początku XX wieku. Zlokalizowany w pobliżu portu, pełnił rolę tymczasowego schronienia, oferując bezpłatne zakwaterowanie, wyżywienie, pomoc medyczną oraz wsparcie w znalezieniu pracy i osiedleniu się w nowym kraju. 🥖🥖
 
Hotel mógł pomieścić jednocześnie aż 3000 osób, a przebywający tam imigranci pozostawali zazwyczaj od 5 do 10 dni. Oprócz zakwaterowania, w hotelu funkcjonowały biura doradztwa zawodowego i nauki języka, co pomagało nowoprzybyłym w integracji. Dziś budynek pełni funkcję muzeum, upamiętniającego ten ważny etap w historii kraju.
 
>>Wielka Imigracja👧🧑👱👨🧔‍♀️🧔‍♀️
Od początku XIX do połowy XX wieku do Argentyny napłynęło około 7 milionów imigrantów. Największe fale przypadały na okres 1880–1914, kiedy przyjechało około 4 milionów osób. Największe grupy stanowili Włosi (40%) i Hiszpanie (33%), a także Francuzi, Niemcy, Polacy, Rosjanie i imigranci z Bliskiego Wschodu.
 
Po I wojnie światowej napływ zmniejszył się, przyjechało około 1,5 miliona osób. Po II wojnie światowej do kraju trafiło kolejne 500 tys. uchodźców z Europy.
 
Szacuje się, że około 80–90% imigrantów dotarło do Argentyny przez port w Buenos Aires.

Urugwaj - Colonia del Sacramento

Dzień 21

Wycieczka do Urugwaju💪💪
 
Dzisiaj przepłynęliśmy promem przez estuarium rzeki La Plata (50 km) i po godzinie 15 minutach morskiej podróży dotarliśmy na urugwajską Ziemię.
🌏🌏🌏
 
Colonia del Sacramento to jedno z najstarszych miast w Urugwaju, założone w 1680 roku przez Portugalczyków. Historia Colonia jest pełna konfliktów, ponieważ miasto wielokrotnie przechodziło z rąk do rąk między Hiszpanami i Portugalczykami, zanim ostatecznie zostało przyłączone do Hiszpanii na mocy traktatu w 1777 roku.
👍👍👍
 
Colonia del Sacramento została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO w 1995 roku dzięki swojemu wyjątkowemu historycznemu centrum, które zachowało kolonialną architekturę z wpływami zarówno portugalskimi, jak i hiszpańskimi. To właśnie te różnorodne style architektoniczne i historyczne znaczenie sprawiają, że miasto jest bardzo atrakcyjne dla turystów.

Argentyna - Buenos Aires

Dzień 22

Cóż to za TEATR 💪💪
 
Teatro Colón w Buenos Aires uznawany jest za jeden z najważniejszych teatrów operowych na świecie, obok takich miejsc jak La Scala w Mediolanie, Wiedeńska Opera Państwowa w Wiedniu, Metropolitan Opera w Nowym Jorku czy Royal Opera House w Londynie.
Dlaczego?
 
📢📢Akustyka: Słynie z jednej z najlepszych akustyk na świecie, co jest uznawane zarówno przez artystów, jak i krytyków muzycznych.
 
👯👯Artyści: Występowali tutaj najwięksi śpiewacy operowi, dyrygenci oraz tancerze, jak Luciano Pavarotti, Maria Callas, Plácido Domingo, a także legendarne zespoły baletowe. 🫅🫅
 
Prestiż: Przyciągał wielu znamienitych gości, takich jak Królowa Elżbieta II, Księżna Diana, Albert Einstein, a także Eva Perón i Fidel Castro. To właśnie tutaj najważniejsze postacie z różnych dziedzin spotykały się, by podziwiać najwybitniejsze występy operowe i baletowe.
 
🎥🎥Znaczenie historyczne: Od momentu otwarcia w 1908 roku, Teatro Colón miał wpływ na rozwój sztuki operowej w Ameryce Łacińskiej i na świecie. Jest także częstym miejscem premier i ważnych wydarzeń muzycznych.
Zapraszam do obejrzenia wnętrz🧐🧐🧐

Dzień 23

Pożegnanie z Argentyną.
Buenos Aires. La Boca❤️🧐🧐
 
„Neo spacerował nadmorskim deptakiem, wpatrując się w kolorowe kostki nawierzchni. Myśli przeskakiwały mu bezwiednie z tematu na temat. W tej karuzeli wspomnień i odczuć nie widział składu ani ładu. Podobnie jak w kolorach, które zmieniały się pod jego stopami. Choć z drugiej strony wiedział przecież, że każda z tych ulotnych chwil tworzy jeden los, który bądź co bądź, jest jego życiem. A wszystkie te momenty doprowadziły go tutaj, na ten kolorowy deptak nad Rio Matanza–Riachuelo.”
 
Fragmenty książki „Ręka Boga” mojego autorstwa👍👍

Powrót do domu - Buenos Aires - Frankfurt - Katowice

Dzień 24

W domu!
 
Po 15 godzinach spędzonych w samolotach na trasie Buenos Aires – Frankfurt – Katowice i kilku na lotniskach, dotarłam w końcu do domu. Pyrzowice mokre od deszczu, ziąb w powietrzu. W ogródku brak samochodu (skradziony w międzyczasie), inaczej mówiąc: trochę niemrawo, średnio. Za to serce przepełnione wrażeniami ze wspaniałej wyprawy, a także wiarą w jutro. Bo przecież jest tyle powodów do radości!
 
Syn odebrał nas z lotniska 🌼🌼, mąż podarował na zakończenie wycieczki mój ulubiony perfum ❤️❤️, a na biurku układam właśnie pamiątki z wyprawy oraz książkę Ręka Boga, która niczym magiczny eliksir zabrała mnie ze świata fikcji literackiej w sam środek akcji 💪💪.
 
Tak… jest teraz pewna nostalgia, niedosyt, dekonsternacja i zmęczenie zarazem. Jak to w życiu czasami bywa …Ale gdy tylko się ogarnę, natychmiast pióro w dłoń! Zabiorę się też za nagrywanie kolejnego odcinka z podróży Śladami Neo, czyli „Jak ja widzę tę Argentynę 🧐🧐„.

Państwo: Czechy

Czechy - Olomouc

sierpień 2024

Czeskie Olomouc dzisiaj. Słoneczna pogoda przeplatana kroplami deszczu. Starówka wabi słodkościami i kawą, a parki soczystą zielenią. W tle muzyka i festyny, obok siebie my. Innymi słowy: sielsko i anielsko😉✨️✨️✨️

Czechy - Ostrava

maj 2024

ZOO w Ostrawie. Świętowanie dnia dziecka rozpoczęte❤️❤️✨️✨️✨️

Czechy - Adrspach

lipiec 2023

Skalne Miasto w Czechach Adrspach;
 
Dzisiaj spedzilam wspaniałe chwile w rodzinnym gronie. Było pięknie 🧡❤️🩷
 
3,5 kilometrowy szlak wiedzie skalnym labiryntem Teplickich i Adrszpaskich Skał. Wokół niezwykła przyroda, zapierające dech widoki, a na koniec wędrówka wokół krystalicznie czystego jeziora. Bajka na Ziemi
 

Argentyna – Buenos Aires

Argentyna - Buenos Aires

wrzesień 2024

Dzień 1

Pokonaliśmy odległość ok. 12,5 tys. km i po 21 godzinach (z przesiadką we Frankfurcie i 5-godzinnym postojem) dotarliśmy do Buenos Aires. Przyznam, że porządnie nas wytrzęsło w samolocie. Na nowo poznawaliśmy się z mężem we własnych ramionach 🤩🤩🤩. No i w takim 'błogo-hucznym’ nastroju otworzyliśmy drzwi do Nowego Świata lub Ziemi Obiecanej (jak kiedyś nazywano Argentynę). A o tym, co zobaczymy, już w następnych ❤️💪🧐🧐

Dzień 2

Buenos Aires. La Boca❤️🧐🧐
„Neo spacerował nadmorskim deptakiem, wpatrując się w kolorowe kostki nawierzchni. Myśli przeskakiwały mu bezwiednie z tematu na temat. W tej karuzeli wspomnień i odczuć nie widział składu ani ładu. Podobnie jak w kolorach, które zmieniały się pod jego stopami. Choć z drugiej strony wiedział przecież, że każda z tych ulotnych chwil tworzy jeden los, który bądź co bądź, jest jego życiem. A wszystkie te momenty doprowadziły go tutaj, na ten kolorowy deptak nad Rio Matanza–Riachuelo.”
 
„Idąc ulicami La Boca, rozmawiali. Najpierw o tym, że dzielnica, którą spacerują, to najpiękniejszy zakątek miasta, a potem o początkach Buenos Aires.
– Nazwa la boca oznacza po hiszpańsku „usta” – powiedziała Nicole. – Niektórzy mówią, że w 1536 roku hiszpański konkwistador Pedro de Mendoza założył tutaj pierwszą osadę. Z czasem rozwinął się handel i przemysł, przypływały statki z niewolnikami, a później pojawili się emigranci z Genui, Niemiec i Grecji.
– I widzieli w Argentynie ziemię obiecaną?
– Uciekali przed światem, który ich niszczył. Jak rodzice twojej babci – uśmiechnęła się.
– Tak. Ciekawe, jak im się ułożyło…? – szepnął i wpadł w dziwną zadumę.
Oboje szli teraz pochłonięci własnymi myślami. Neo wyobraził sobie rzesze emigrantów, którzy z sercami pełnymi wiary i pustymi kieszeniami przyjechali budować nowe życie na drugim końcu świata. Ileż odwagi musieli mieć w sobie, aby zaryzykować, kupując bilet w jedną stronę? – pomyślał. Nierzadko z dziećmi, bez znajomości kraju, języka.
– Spójrz na te domy – przerwała ciszę Nicole. – To conventillos, zbudowane na początku XX wieku, w których mieszkali emigranci.
– Są bardzo małe, kolorowe i nieco zabawne z tymi rzeźbami na balkonach – powiedział, spoglądając na kukły ustawione nad ich głowami.
– Jeden pokój, kuchnia, łazienka, a mieszkały w nich całe rodziny – tłumaczyła. – Kiedyś budowano je z blachy i ustawiano na palach w obawie przed powodziami. Benito Quinquela Martín, jeden z najpopularniejszych malarzy argentyńskich, pokrywał ściany domów farbami, które pozostały po malowaniu statków.”
 
Fragmenty książki „Ręka Boga”.
Dzisiaj naprawdę zobaczyłam świat, który w wyobraźni widziałam już setki razy. A gdy wreszcie przejrzałam na oczy, ruszyłam śladami moich bohaterów po La Boca…

Dzień 3

Buenos Aires: moje pierwsze wrażenie.
 
Miasto pełne kontrastów – ogromne i różnorodne, gdzie bogactwo sąsiaduje z biedą, a nowoczesne wieżowce i luksusowe dzielnice przeplatają się z tradycyjnymi, mniej zamożnymi częściami.
Buenos Aires – stolica Argentyny, jedno z największych miast Ameryki Południowej. Powierzchnia: 203 km². Populacja: ponad 3 mln mieszkańców (15 mln w aglomeracji). Założone w 1536 roku przez hiszpańskiego konkwistadora Pedro de Mendozę.
Na zdjęciach widać m.in.
1. Cmentarz Recoleta – miejsce pochówku Evy Perón.
2. Puerto Madero – nowoczesną dzielnicę nad rzeką Río de la Plata, z wieżowcami, odnowionymi budynkami stoczni oraz licznymi kawiarniami i biurami.
3. Casa Rosada i Plaza de Mayo – pałac prezydencki, z którego balkonu przemawiali Juan i Eva Perón.
4. Galerías Pacífico – nowoczesną galerię handlową z imponującą kopułą ozdobioną freskami.

Dzień 4

Spacer z „krokodylami”!
 
Postanowiliśmy spędzić dzień z dala od miejskiego zgiełku, spacerując po Reserva Ecológica Costanera Sur. To chroniony park położony nad brzegiem Rio de la Plata, na skraju miasta. Byliśmy szczęśliwi, wiosna w pełni – wokół kaktusy, śpiewające ptaki i mokradła porośnięte bujną zielenią. Wiatr był silny, ale słońce przyjemnie grzało na niebieskim niebie. Jednym słowem, raj na ziemi. Nawet widzieliśmy dziwne „ogórki” rosnące na drzewach!
 
Ale co to!? Po około 5 kilometrach spaceru nagle zorientowaliśmy się, że nie byliśmy sami. Z prawej na lewą (i z powrotem) zaczęły przechodzić przed nami małe „krokodylki” o długości około metra. Muszę przyznać, że nigdy wcześniej nie zrobiło mi się tak gorąco! Jak się później dowiedzieliśmy, były to warany argentyńskie!

Dzień 5

Dzień 6

Buenos Aires nocą i lecimy dalej!
 
Jutro zmiana scenerii. Wsiadamy do samolotu i lecimy 1300 km na północ – do Iguazú. Właśnie tam, na granicy Argentyny i Brazylii, w regionie gór Sierra de Misiones, znajdują się największe kaskady w Ameryce Południowej – Wodospady Iguazú💪💪
 
Ps. Dzisiaj temperatura w tym regionie wynosiła 38°C, więc czas przygotować kremy do opalania!

Argentyna – Iguazu

Argentyna - Iguazú

Dzień 7

Argentyna. Iguazú. Pierwszy lot argentyńskimi liniami mamy za sobą. Wieczorem dotarliśmy do Parku Narodowego Iguazú, gdzie przez 4 dni będziemy eksplorować okoliczne tereny. Już na pierwszy rzut oka widać, że trzeba zaprzyjaźnić się z dzikimi lasami👀👀
 
Przyznam, że może to być nie lada wyzwanie. W drodze z lotniska do hotelu co chwilę mijaliśmy znaki z obrazkami zwierząt (w tym także tygrysów!), które ostrzegały, by zachować ostrożność.🫢🫢🫢

Dzień 8

Wodospady Iguazú w Argentynie 😮✨️✨️✨️
 
Dzisiaj widziałam jeden z największych cudów natury na świecie – wodospady Iguazú! To około 275 kaskad rozciągających się na 2,7 km. Ich wysokość sięga średnio 82 metrów, co sprawia, że są wyższe niż słynne wodospady Niagara (51 metrów). Choć nie dorównują wysokością wodospadowi Salto Ángel w Wenezueli (979 metrów), Iguazú zachwycają swoją potęgą i szerokością. Najbardziej imponującym miejscem jest „Gardło Diabła”, gdzie woda z ogromnym hukiem spada w głęboką przepaść.
 
Wodospady te leżą na granicy Argentyny i Brazylii, w sercu Parku Narodowego Iguazú.
Jutro wybieramy się do Brazylii, aby spojrzeć na nie z tamtej strony! 💪💪
 
Ps. Potegę/ siłę wody lepiej widać na filmach, które publikuję w następnym poście.

Brazylia – Iguazu

Brazylia - Iguazú

Dzień 9

Wodospady Iguazu widziane z Brazylii.
 

Dzień 10

Brazylia. Parque das Aves (Park Ptaków)
🦅🐦🦆🦜
 
Zwiedziliśmy dzisiaj przepiękny ogród, w którym mieszka 1500 ptaków z Ameryki Południowej. Przyznam, że takiego ćwierkotania, świergotu czy trelu dawno nie słyszałam. Obok naszych głów przelatywały ogromne, kolorowe ary oraz inne gatunki ptaków. Przechodziliśmy z jednej woliery do drugiej, dzieląc z nimi przestrzeń.✨️✨️✨️😮😮
Oprócz ptaków, widzieliśmy także mnóstwo pięknych motyli, krokodyle, jaszczurki, pytona, żółwie i wiele innych stworzeń. 🪱🪰🦟🦂
 
A wszystko to znajdowało się w otoczeniu przepięknej przyrody: wysokich palm, bananowców oraz kwiatów dziesiątek gatunków. To była uczta dla wszystkich zmysłów jednocześnie. 💪💪