SC: Samolot jako symboliczne miejsce zawieszenia między „już” a „jeszcze nie” pojawia się w książce kilkukrotnie. Czy mogłaby Pani opowiedzieć więcej o jego roli jako przestrzeni przejściowej w świadomości bohatera?
IG: Samolot symbolizuje dla mnie życie. Leci do celu — tak jak my zmierzamy ku swojemu przeznaczeniu.
Wokół rozciąga się niebo: dzień i noc, burze i spokojne przestworza, wewnątrz zaś pasażerowie rozmawiają, jedzą, śpią.
Tak jak w naszym życiu pojawiają się wzloty, upadki, przeszkody i przejściowe kryzysy. Niezależnie od wszystkiego — od lęków, strat, chwilowej rozpaczy — lot trwa.
Płyniemy przez czas i doświadczenia, często nieświadomi, że – mimo wszystko — lecimy dalej.
Dla bohatera samolot jest nie tylko przestrzenią podróży, ale także przestrzenią przemiany — zawieszeniem między tym, kim był, a tym, kim ma się stać.
SC: Czy w procesie pisania pojawił się moment, w którym sama zaczęła się Pani zastanawiać nad granicami własnego Ego – i na ile ta książka stała się dla Pani również osobistą podróżą?
IG: Praktycznie od początku pisania „Hologramowego Świata” przekroczyłam granice własnego Ego.
Nie sądziłam, że zdołam objąć umysłem tyle teorii naukowych, filozoficznych i tyle historii narodów, że sięgnę tak głęboko.
Czuję, że przez cały cykl prowadzi mnie wyższa siła, intuicja…
Przy „Ego” bywało jednak trudno. Kilka razy chciałam przerwać ten projekt — miałam wątpliwości, czy przyjęta forma nie zakłóci spójności całej serii.
Ale właśnie dzięki tej lekko „ułomnej”, rytmicznej narracji mogłam oddać prawdziwą naturę Ego: mądrą i naiwną, zuchwałą i kruchą zarazem. Tak jak bohater w samolocie, tak i ja uczyłam się ufać drodze.
SC: W warstwie językowej unika Pani obfitości na rzecz precyzyjnego wyrażania myśli. Czy uważa Pani, że oszczędność w formie jest konieczna, by lepiej oddać chaos i wielowarstwowość współczesnego świata?
IG: Uważam, że piękno i wielkość leżą w prostocie. Nie trzeba koloryzować prawdy ani ubierać jej w trudne słowa czy akademickie formuły — bo one tylko zaciemniają obraz. Prawdę trzeba wyrażać otwarcie, docierać do sedna, do samej głębi — wtedy będzie żyła i oświetlała nam drogę.
SC: Czy koncepcja „świata jako hologramu” – świata pozorów, wielokrotnych odbić, złudzeń – to według Pani diagnoza naszych czasów, czy raczej ostrzeżenie przed kierunkiem, w którym zmierzamy?
IG: Wiara, nadzieja i miłość to dla mnie filary człowieczeństwa. Hologram natomiast jest odzwierciedleniem świata zniekształconego przez informacje, media i technologie — i ludzi zamkniętych w iluzji.
Dla mnie to zarówno diagnoza naszych czasów, jak i ostrzeżenie przed kierunkiem, w którym zmierzamy.
SC: Elizabeth, jako „ludzka połowa”, symbolizuje utraconą jedność. Czy widzi Pani dziś w kulturze lub literaturze jakiekolwiek przestrzenie, w których człowiekowi udaje się choć na chwilę odzyskać tę spójność?
IG: Aby uzyskać jedność, spójność, pełnię – trzeba sięgnąć do własnego wnętrza, do człowieczeństwa. Zapukać do drzwi „ja” i zapytać: kim jestem? Co jest dla mnie naprawdę ważne? Jeśli nie usłyszymy odpowiedzi – czekać. Stać pod drzwiami, pukać i pytać – aż do skutku.
A sztuka i literatura? Są przestrzeniami, które pomagają nam w tej transformacji, dotykając wewnętrznej warstwy nas – tej nieuświadomionej.
Każdego porusza coś innego — inny przekaz, inna forma — ale zawsze jest to przestrzeń do głębszego poznania siebie.
SC: Pani książka nie daje łatwych odpowiedzi i stawia przed czytelnikiem intelektualne wyzwanie. Czy wierzy Pani, że literatura powinna dziś raczej konfrontować i zmuszać do refleksji – niż dostarczać eskapistycznej rozrywki?
IG: Myślę, że dziś potrzebujemy książek, które otwierają serce, porządkują myśli i pomagają odnaleźć własne miejsce w świecie. Dlatego wierzę, że prawdziwa literatura nie ucieka od trudnych pytań — ale pomaga znaleźć na nie odpowiedzi.
SC: Dziękuję za poświęcony mi czas.