To był wulkan emocji. Wybuchł tysiącem wspomnień i wrażeń, jakby chciał przytłumić prawdziwą mnie. I chyba mu się udało, bo nie wiedziałam kim jestem. Szłam śladami moich bohaterów i znowu czułam drżenie ich warg. Potem otarłam łzę spływającą po policzku i okazało się, że ona naprawdę istnieje.
—–
„-Natalie Sulivan? – zapytał Neo – Czy możemy porozmawiać w cztery oczy?”
—–
Zgodziła się. Umówili się na dwunastą przy Portę St-Louis, czyli warownej bramie wjazdowej do Starego MIasta w Quebecku. Poszłam tam.
—–
„Była punktualnie. Przybiegła. Atrakcyjna, w modnym, brązowym płaszczu, nie przypominała potomków imigrantów z Wysp Brytyjskich bądź z Normandii. Raczej bogatą celebrytkę z Włoch, która, czując na plecach oddech paparazzi, ucieka przed blaskiem fleszy.
-Dziękuję, że znalazłaś czas – odparł, zatrzymując oczy na jej długich, kasztanowych włosach.
-Mój ojciec wspominał o waszej rozmowie – powiedziała na wstępie.
-Podejrzewamy, że jakiś imigrant podrobił dokumenty i wykorzystuje twoje nazwisko.
-Sprawy skomplikowały się bardziej -przyznał.
-Jesteś sam? – rozejrzała się i, nie czekając na odpowiedź, ruszyła Rue St-Louis.
-Tak.
-Zarezerwowałam stolik w Aux Anciens Canadiens, to kilka kroków stąd – zerknęła na niego. Teraz zauważył, że ma bardzo ciemne oczy. Brąz tęczówek niemal zlewał się z czernią, co dodawało im głębi, a jednocześnie budziło respekt.
-Jesteś Kanadyjką? – zapytał.”
-Wiem – odparła z uśmiechem. – Trudno w to uwierzyć. Kiedyś sama zwątpiłam w moje pochodzenie i zaczęłam drążyć temat.
-I co się okazało?
-Od kilku pokoleń mieszkamy w Kanadzie. Moi przodkowie mogli przybyć z Francji lub Włoch. Ale, prawdę mówiąc, niewiele znalazłam informacji o korzeniach. Musiałam bazować na pamięci dziadka, gdyż nie zachowały się żadne dokumenty. A ty, skąd pochodzisz? – zmierzyła go wzrokiem. – Podobno przyjechaliście z Nowego Jorku, jednak w twoim wyglądzie widzę domieszkę jakiś azjatyckich genów.
-Tata jest Chińczykiem, a matka była Amerykanką.
Dotarli na miejsce. Restauracja mieściła się w niewielkim budynku, który wyróżniał się na tle innych zabudowań. Przede wszystkim pochyłym dachem, charakterystycznym dla francuskiej architektury XVII wieku. -To najstarszy dom w mieście, stoi tu od 1676 roku – powiedziała, wchodząc. – Jest tłoczno, bo serwują wyśmienite quebeckie potrawy – dodała.”
——
Poszli. A ja niczym cień sunęłam za nimi, weszłam do restauracji, zamówiłam. Tak, jak Neo zanurzyłam widelec w syropie klonowym. Wiedziałam o czym myśli oraz to, że zaraz wyjdzie na spotkanie z Indianką.
——
„-Cytadela to ogromna fortyfikacja – ściszonym głosem dodała jeszcze Natalie, lekko pochylając się nad stołem. – Największa w Ameryce Północnej. Można ją zwiedzać z przewodnikiem lub samodzielnie. Trasa trwa około godziny
-Żartujesz? – spojrzał na nią niepewnie. – Sądzisz, że będzie chciała oglądać zabytki?”
——
Neo wyszedł, ja za nim. Ataentsic stała już przy bramie. Uniosła dłoń, otworzyła i pokazała mu coś. WIedziałam, że to srebrny medalik w kształcie orła. Chwilę porozmawiali i ruszyli w kierunku Promenady. Wsunęłam się między nich.
—–
„-Nie. Niewiele wiem o Indianach – powiedział Neo. – Poza tym nie miałem pojęcia, że jesteś z plemienia Mohawków. Pisałaś o Irokezach.
-Mohawkowie to linia Irokezów – wytłumaczyła natychmiast. – Wyodrębniła się w XVI wieku. Dwieście lat później wyemigrowali ze Stanów do Kanady.
-Czym się zajmujesz?
-Sprzedaję indiańską sztukę i wyroby. Na przykład ręcznie szyte mokasyny, obrazy, rzeźby, a nawet fasolę.
-Fasolę?
-Deseronto Potato to półtyczna fasola z rezerwatu Tyendinaga. Mohawkowie robią z niej puree, tak jak wy z ziemniaków.