Czechy – Olomouc

Czechy - Olomouc

sierpień 2024

Czeskie Olomouc dzisiaj. Słoneczna pogoda przeplatana kroplami deszczu. Starówka wabi słodkościami i kawą, a parki soczystą zielenią. W tle muzyka i festyny, obok siebie my. Innymi słowy: sielsko i anielsko😉✨️✨️✨️

Szwecja – Göteborg​

Szwecja - Göteborg

lipiec 2024

Dzień 1

Goteborg. Bohaterowie 'Pamięci Wszechświata’, czyli 6 cześci 'Hologramowego Świata’ ściągnęli mnie 😃🙃 do Szwecji. Zabawimy więc tutaj 5 dni, zwiedzimy co się da i zrelacjonujemy. Póki co, przywitała nas piękna pogoda, mnóstwo bujnych lasów i niebieskich jezior 💪💪

Dzień 2

Göteborg zachwycił nas zielenią, wodą i czystym powietrzem. Pierwsze godziny spędziliśmy spacerując wzdłuż rzeki i przemierzając ją barkami. Było wspaniale – słońce, wiatr we włosach i spokój… Jutro zanurzymy się w urokliwe uliczki miasta. Póki co, przedstawiam kilka informacji o tej szwedzkiej perełce.😃🙃
 
Göteborg, to drugie co do wielkości miasto w Szwecji po Sztokholmie. Mieszka w nim 600 tysięcy osób (w całej aglomeracji około 1 milion). Miasto zostało założone w 1621 roku przez króla Gustawa II Adolfa, aby zapewnić Szwecji bezpośredni dostęp do Morza Północnego i rozwijać handel międzynarodowy. Od XVIII wieku nieprzerwanie jest jednym z najważniejszych ośrodków handlowych w Skandynawii. Obecnie słynie z przemysłu motoryzacyjnego (Volvo) oraz licznych parków i terenów zielonych. Przez miasto przepływa rzeka Göta älv, która łączy Göteborg z jeziorem Vänern. W latach 1810-1832 wybudowano sztuczny Kanał Göta o długości 190 km, który łączy Göteborg z Sztokholmem poprzez jezioro Vänern i inne wody śródlądowe.

Dzień 3

Dzisiaj spędziliśmy fantastyczny dzień w Slottskogen, zielonym sercu Göteborga. To rozległy park, o powierzchni ponad 137 hektarów, ktory jest po prostu magiczny.✨️✨️✨️
Spotkaliśmy w nim pingwiny, foki i dzikie kaczki, które elegancko ślizgały się po wodzie. Jeziora i stawy, otoczone dzikimi trawami, tatarakiem i kwiatami, odbijały się w wodzie jak w lustrze. Nic dziwnego, że ludzie tłumnie opuścili swoje miejskie „betony”, aby wypoczywać właśnie w tym miejscu. 💥💥💥
 
Odwiedziliśmy także Muzeum Sztuki w Göteborgu, kluczowe miejsce na artystycznej mapie Szwecji. Podziwialiśmy dzieła wielkich mistrzów takich jak Rembrandt czy Van Gogh, a także inne arcydzieła impresjonistyczne i postimpresjonistyczne. Obecnie główną atrakcją muzeum jest wystawa „Anders Petersen: City Diary”, która zgłębia miejskie pejzaże i ludzkie historie.
 
Do relacji załączam też kilka zdjęć ze spaceru po mieście❤️🌹

Dzień 4

Dzień czwarty i ostatni naszego pobytu w Göteborgu✨️✨️✨️
 
Niebo turkusowe, lekki wietrzyk. Wybraliśmy się więc do Ogrodu Botanicznego, którego kolekcja liczy ponoć około 6 tysięcy różnych gatunków roślin.🌹🌷🪴🌳🌴🌾
 
Przyznam, że wrażenia były imponujące. Na początku czułam się jak Alicja w Krainie Czarów. Otaczały mnie kwiaty, kwiaty i jeszcze raz prześliczne kwiaty. 🥀🌷🌹🌾Jedne były ułożone w klomby, niektóre pięły się po pergolach, a jeszcze inne dziko obrastały oczka wodne i strumyki. Gdy natomiast wspinaliśmy się na punkt widokowy, miałam z kolei wrażenie, że jestem Robinsonem Kruzoe na bezludnej wyspie. Wędrowaliśmy po skałach, między dzikimi trawami oraz pod drzewami oplecionymi lianami…🌴🌴
 
Potem poszliśmy do Muzeum Historii Naturalnej, gdzie oglądaliśmy przeogromny szkielet wieloryba i historię powstania życia na Ziemi, od Wielkiego Wybuchu po Homo sapiens. 🤓🧐
 
A po południu? Kursowaliśmy promami po rzece Göta älv, 🛳🛳🛳podziwiając piękne widoki miasta z wody.
 
To był fantastyczny dzień😀 Jutro zbieramy się już do domu, tak więc zwiedzać raczej nie będziemy.
 
I na koniec: czy polecam Göteborg na wycieczkę lub dłuższy pobyt? Tak, zdecydowanie tak!✨️✨️✨️

Wielka Brytania – Manchaster

Wielka Brytania - Manchaster

czerwiec 2024

Dzień 1

Jadę, by zobaczyć dom Emmeline Pankhurst! To niesamowite uczucie poznawać świat opisywanego właśnie bohatera. Hologramowy Świat zaczarował mnie…
 
Miasto zaskoczyło mnie swoim wyglądem.
 
Z niewiadomych mi powodów wyobraziłam sobie nowoczesną aglomerację. Tymczasem zobaczyłam mieszankę fabrycznej Łodzi i katowickiego Nikiszowca, z domieszką klasycznej brytyjskiej architektury.
 
Co poza tym? Mnóstwo barwnych postaci różnych ras i orientacji, muzyka na głównych ulicach i przedługie kolejki do restaurcji i pubów. 💪
Emmeline Pankhurst była niezwykłą postacią. Wystawiając się na cierpienie i ostracyzm społeczny, zmieniła życie wielu kobiet.
 
Urodziła się w Manchesterze w 1858 roku, w czasach, gdy kobiety nie miały praktycznie żadnych praw w niemal każdym aspekcie życia, – począwszy od edukacji, przez zarządzanie pieniędzmi, aż po opiekę nad dziećmi. Żyła w świecie, w którym bieda i ubóstwo dotykały większą część społeczeństwa, a prostytucja była powszechnie tolerowaną praktyką, szczególnie wśród niższych warstw społecznych. Dla wielu dziewcząt i kobiet stanowila jedyną opcję na przeżycie, narażając je na wiele chorób i wczesną śmierć.
 
Emmeline Pankhurst zdecydowanie sprzeciwiała się tej sytuacji. W 1903 roku założyła Women’s Social and Political Union (WSPU), organizację, która prowadziła radykalne działania takie jak demonstracje, strajki głodowe i akty wandalizmu, mające na celu zwrócenie uwagi na niesprawiedliwe traktowanie kobiet i ich brak praw wyborczych. Te akcje wiązały się z aresztowaniami, brutalnymi interwencjami policji oraz społecznym potępieniem.
 
Dzięki jej determinacji, kobiety w Wielkiej Brytanii zyskały ograniczone prawa wyborcze w 1918 roku i pełne prawa wyborcze w 1928 roku. Niestety, Emmeline Pankhurst zmarła w tym samym roku, nie dożywszy pełnej realizacji tych zmian.
 
W Manchesterze, jej rodzinnym mieście, znajduje się The Pankhurst Centre, które nie tylko upamiętnia jej życie i działalność, ale również służy jako muzeum i centrum społecznościowe poświęcone dziedzictwu walki kobiet o równouprawnienie.

Dzień 2

Typowo angielska pogoda, czyli mżawka przeplatana chwilowymi przejaśnieniami. A mnie w duszy graj! Muzea za darmo, więc obskoczyliśmy cztery plus bibliotekę.
 
Zaczęliśmy od Emmeline Pankhurst Centre, gdzie poznaliśmy historię sufrażystek walczących o prawa kobiet. Oglądałam stół, przy którym odbywały się pierwsze spotkania kobiet, filmy historyczne z protestującymi, a na zakończenie kupiłam książkę autorstwa Helen Pankhurst (prawnuczki Emmeline) o prawach kobiet. Następnie odwiedziliśmy Manchester Art Gallery, pełną niesamowitych dzieł sztuki z różnych epok. Potem przyszła kolej na Science and Industry Museum, które pokazuje technologiczną rewolucję, od parowozów po komputery.  People’s History Museum przeniosło nas w świat walki o prawa pracownicze i demokrację. Na koniec zajrzeliśmy do Central Library, imponującej zarówno architekturą, jak i zbiorami. Po drodze byliśmy świadkami demonstracji poparcia dla wolnego Hongkongu. Wstąpiliśmy też do Manchester Cathedral na uroczystość, która nie była mszą, ale śpiewem chóru połączonym z ceremonią.
 
Powiem tak: uczta dla duszy i ciała. 15 kilometrów spaceru + historia w najlepszym wydaniu. Podoba mi się ten Manchester!

Dzień 3

Jutro wracamy już do Polski, więc przesyłam garść informacji o mieście. Czy warto przylecieć tu na kilka dni? Na pewno! 💪💪
 
Manchester to miasto pełne kontrastów, gdzie XIX-wieczna robotnicza zabudowa z czerwonej cegły przeplata się z nowoczesną architekturą XXI wieku, tworząc unikalny pejzaż.
 
Ale po kolei…
Około 200 lat temu, w okresie rewolucji przemysłowej, Manchester tętnił życiem robotniczym. Rewolucja przemysłowa, która rozpoczęła się w połowie XVIII wieku i trwała do połowy XIX wieku, przekształciła Manchester w jedno z najważniejszych miast przemysłowych na świecie. Miasto było znane jako „Cottonopolis” dzięki swojemu przemysłowi tekstylnemu, a liczba fabryk tekstylnych przekraczała 180.
Głównym szlakiem komunikacyjnym był kanał Manchester Ship Canal, otwarty w 1894 roku, który umożliwiał statkom oceanicznym dotarcie do centrum miasta. W latach 50. XX wieku kanał przewoził prawie 20 milionów ton towarów.
 
Pod koniec XX wieku, po okresie upadku przemysłu, tereny wokół kanału były opuszczone i zaniedbane. W latach 90. XX wieku rozpoczęto ich rewitalizację, przekształcając je w nowoczesne centrum medialne i kulturalne.
Na zdjęciach można zobaczyć nowoczesną dzielnicę medialną, gdzie swoją siedzibę ma BBC oraz Imperial War Museum North, które prezentuje historię konfliktów z udziałem Wielkiej Brytanii.
 
Ps. W planach jeszcze zwiedzanie muzeum footbolu 😃✨️✨️✨️
Manchester i piłka😃💪
 
Chyba nikomu nie trzeba mówić, jak ważna dla Anglików jest piłka nożna – wszyscy tu grają od najmłodszych lat. Manchester jest domem dla dwóch słynnych klubów, Manchester United i Manchester City.
 
Zapraszam zatem na krótki spacer po Narodowym Muzeum Piłki Nożnej w Manchesterze,✨️✨️✨️
 
Ja tymczasem już na polskiej ziemi, myślami błądząca w Hologramowym Świecie 🙂

Czechy – Ostrawa

Czechy - Ostrava

maj 2024

ZOO w Ostrawie. Świętowanie dnia dziecka rozpoczęte❤️❤️✨️✨️✨️

Chiny

Chiny - Pekin, Xian, Qufu, Tai Shan

kwiecień 2024

Współczesna cywilizacja znajduje się krok od samozniszczenia. Niestety to nie science fiction, a prawda. Autor przedstawia fakty historyczne i aktualne dane, przenosząc czytelnika do: Chin, Izraela, Stanów Zjednoczonych, Argentyny i Australii. W pierwszej części Ziemia znalazła się na liście planet przeznaczonych do zniszczenia. Neo ma przedstawić Duchowi OZZ Raport, który potwierdzi lub cofnie tę decyzję. Na wieść o przebudzeniu Terakotowej Armii wyrusza do Chin. Nie wie, że jest też człowiekiem.

Powrót Cesarza to pierwsza część oktalogii, która obejmuje dwa cykle Raport Ziemi (1-5) i Granice Ziemi (6-8). Książki zabierają czytelnika w podróż po teraźniejszości i przeszłości narodów. Przedstawiają fakty historyczne i aktualne dane. Pisane są z wykorzystaniem techniki strumienia świadomości, utrzymane na granicy jawy i snu przynoszą niezwykle oryginalną wizję rzeczywistości.

Dzień 1

Witam z Pekinu🙃✨️ ✨️
 
Po 11-stu godzinach lotu dotarłam na miejsce. Miasta jeszcze nie zwiedziłam, choć pierwsze wrażenia już są:
  1. Lotnisko przeogromne (skromnie powiedzane) – niestety fotografować nie wolno. Np po odbiór walizki jechaliśmy pociągiem.
  2. Oko ” Wielkiego Brata” wszechobecne. Osoby w mundurach są po prostu wszędzie: w autobusach ( 3 osoby ), w metrze ( przechodzilismy przez kilka ” barykad” takich jak na lotniskach. Stoją, przy wejściu na schody ruchome, przy zejściu… etc. I kamerki, kamerki itp. Sprawdzają, prześwietlają, drygują ruchem.
  3. Mnóstwo rowerów na chodnikach. Większość ubrana w śpiwory. Uchwyciłam na zdjęciach.
  4. Na ulicach dużo róznej maści skuterów i motorów, a suną cicho jak myszy…
Jutro wyruszam na zwiedzanie miasta.
 
Póki co, wskakuję do łóżka, gdyż oczy już strajkują.
W Pekinie jest teraz 15. 40 🙃🙂✨️✨️✨️
Pekin. Nocny spacer w kierunku Placu Niebiańskiego Spokoju, który jest największym publicznym placem na świecie. Zwiedzać będziemy tę atrakcję w czwartek, gdyż na ten dzień wykupiliśmy bilety.
 
Wczoraj ulica była zagrodzona przez służby mundurowe kilkaset metrów przed. Poinformowano nas, że „Tian’anmen Square”niedostępny we wtorek”. 🙃✨️✨️
 
Centrum Pekinu nocą jest piękne i trochę dziwne ✨️✨️
 
Świat wielkich marek pomieszany z maleńkimi ’ manufakturami, rodzimymi barami na przylegających uliczkach i wieżowcami, rodem z poprzedniej epoki🙂🙃✨️✨️

Dzień 2

Pekin i dwa światy.
 
Dzisiaj spacerowaliśmy po Zhongshan Park, który zlokalizowany jest pomiędzy Zakazanym Miastem, a Bramą Niebiańskiego Spokoju. Park ma ponad 1000 lat i porastają go równie stare drzewa. Ale ten post nie o nich, lecz o tulipanach, pośród których brodziłam dzisiaj, niczym nimfa 🙂 Czerwone, żółte, białe… i innych kolorów – otaczały mnie z każdej strony. Jakby tego było mało, to jeszcze były róże i kwiaty kwitnących wiśni (sakura!). Oj….było tak cudownie.
 
Ale na zdjęciach nie tylko Park i okolice, ale również Hutongi, czyli tradycyjne chińskie domki.
 
Na te budynki zwróciłam uwagę także w mojej książce „Powrót Cesarza”. Dlaczego? Ponieważ są szczególne. Parterowe, zbudowane na planie prostokąta, z nieotynkowanej cegły, ze wspólnymi dziedzińcami wewnątrz. Kiedyś bez wodociągów i ogrzewania. Dzisiaj sznurami ciągną się wzdłuż głównych ulic, nie rzadko zajmując chodnik i „wymuszajac” chodzenie jednym pasem jezdni. Chińczycy w nich mieszkają, sprzedają (tworząc sklepy), gotują (tworząc bary), warsztaty np. ślusarskie, krawieckie, wulkanizacyjne i sto innych działalności.
 
W takie osiedla hutongów można wejść bardzo wąskimi uliczkami i … no właśnie , zgubić się. Dzisiaj udało nam się to zrobić. Szukając drogi wyjścia widzieliśmy świat bardzo biedny, praktycznie schowany za murem. I powiem Wam serce ściskało za gardło, gdy czasami otwarły się drzwi do tychże mieszkań: graty na gratach, brud i nędza. Na szczęście było jasno i po 40 minutach znowu znaleźliśmy się na ulicy pełnej błyszczących ozdób…
Przedreptaliśmy dzisiaj prawie 25 km, a jutro czas na chiński mur. Mam nadzieję, że damy radę:)

Dzień 3

Wielki Chiński Mur.
Jak wygląda taka wycieczka?
 
Już opowiadam…
* 8,5 h – od momentu wejścia do autokaru i powrotu;
* 6 km spacerem po murze; Kilkaset schodów – w górę i w dół;
* Na ostatnim stromym odcinku 450 stopni (wyliczyła aplikacja);
* Przejazd kolejką linową w dwie strony;
 
Już w Polsce wykupiliśmy sobie „zwiedzanie z anglojęzycznym przewodnikiem”. Autokarem (1,5 godziny) zostaliśmy podwiezieni do centrum turystycznego, który przypominał nam mini „Krupówki” w chińskim wydaniu – dużo straganów, sklepików, kolorowych parasolów nad głowami etc. Podczas jazdy przewodniczka dużo opowiadała o Chinach i murze. Przedstawiła też dwie opcje zwiedzania „West Route” lub „East Route”, z których mieliśmy wybrać jedną. Postawiliśmy na pierwszą.
 
W sali konferencynej przedstawiono nam szczegółowy plan zwiedzania (slajdy na ekranie + opowieść), zjedliśmy lunch (opcja dodatkowo płatna). Potem busem wahadłowym podjechaliśmy na miejsce. Pokazaliśmy paszporty na bramkach, spisano nas (w sumie 4 razy) i …..reszta na zdjęciach.
 
BYŁO SUPER!!!

Dzień 4

Mao Zedong – Czerwony Cesarz Chin.
 
To jedna z kluczowych postaci mojej książki o Chinach „Powrót Cesarza”. Przeczytałam o nim wiele. Zbyt wiele, aby dzisiaj, na tym Placu- uśmiechać się. Hmm…
Na zdjeciach:
  • Plac Niebiańskiego Spokoju,
  • plac Tian’anmen – Największy publiczny plac na świecie.
  • Także tłumy ludzi, którzy próbują się tam dzisiaj dostać (Ja stałam godzinę w trzech kolejkach z kontrolami).
  • Na końcu – foto jednej witryn sklepowych i moja książka. 😐😐😐

Dzień 5

Chiny Śladami Neo…
 
Główny bohater „Powrotu Cesarza” I części Oktalogii uosabia cielesną i duchową stronę człowieka.
 
Neo – człowiek przeprowadza nas przez problemy współczesnego świata. Jest bardziej oczywisty, gdyż taki jak my.
 
Neo- duch natomiast, dotyka mistycznej strony człowieka. Wprowadza czytelnika do innej czasoprzestrzeni, przybliżając nam historię narodów. Wciąż krąży między epokami, ludźmi i czasem, pokazując nam świat z różnych perspektyw.
 
Spróbujmy wyobrazić sobie, jak Neo- duch mógłby przemieszczać się po współczesnych Chinach 💪💪✨️✨️✨️✨️

Dzień 6

Pekin. Zobaczcie sami, posłuchajcie – co Ci seniorzy wyprawiają na ulicach, skwerach i w zaukach miasta 💪💪

Dzień 7

Pekin. No, taka sytuacja..
 
Nie wiedzieć czemu, ale stałam się atrakcją 'turystyczną’ w Chinach. Podchodzą do mnie dzieci i młodzież, by zrobić sobie ze mną zdjęcie. Na początku nie wiedziałam, o co im chodzi. Krążyły obok, podchodziły i mówiły coś po chińsku….
 
Dopiero, gdy w Zakazanym Mieście dziewczyny z jakiegoś gimnazjum przestawiły się ładnie po angielsku i powiedzialy, że chcą zdjęcie- wszystko stało się jasne. Tak, że teraz pozuję coraz częściej 😃😂✨️✨️✨️
 
Na zdjęciach:
  • Centrum Olimpijskie, Zakazane Miasto,
  • wypożyczalnie strojów chińskich dla zwiedzających,
  • Park i opadające płatki ŵiśni,
  • świątynia Taoizmu i Konfucjusza.

Dzień 8

W drogę do Xi’an💪
 
Jutro jadę do Xi’an. Do miasta, które w przedziwny sposób zawładnęło moim sercem.
Sprawiło, że to właśnie w nim urodził się główny bohater moich 8 książek, że w nim poznał milość swojego życia. I to właśnie na ulicach tego miasta rozegrały się kluczowe ŵątki fabuły „Powrotu Cesarza”.
 
Xi’an miało po prostu wszystko, czego pragnęła moja dusza. Powstalo ponad 3 tys.lat temu, było stolicą 13 dynastii oraz wyznaczało początek i koniec Jedwabnego Szlaku. A w pobliżu? Terakotowa Armia!
 
Co się okaże, gdy zobaczę je w rzeczywistości? Co poczuję podążając śladami Neo? Nie wiem.
 
Chwytam zatem byka za rogi i ruszam w drogę💪💪Czuję się, jakby mnie czekało jedno z najważniejszych spotkań w moim życiu…
 
Na zdǰeciach drapacze chmur w Pekinie, inne budynki i parki ✨️✨️✨️✨️✨️

Dzień 9

Z Pekinu do Xi’an.
 
Na pierwszym planie widok z mojego hotelowego okna. Okazało się, że mamy lokum na 25 piętrze. Hmm…😬🫨🫨 Na drugim i trzecim zdǰeciu wyświetlacz prędkości pociągu, którym dzisiaj jechałam. A dalej zdjęcia z podróży – kilka rzutów z okna pociągu Generalnie jechaliśmy 4 godziny13minut.
 
Przez całą drogę krajobraz naprzemienny: wielkie połacie zagospodarowanych łąk i blokowiska (setki wieżowców ok 30-50 piętrowych pogrupowanych symetrycznie i nic dookoła). Kto tam mieszka? Co tam robi? Nie mam pojęcia. 🤔🤔Czasami pomiędzy pojawiają się niskie, biedne, odrapane domo- baraki.😒

Dzień 10

Xi’an i nieoczekiwane łzy…
 
Dla wielu ludzi miejskie mury w Xi’an są dawną fortyfikacją zbudowaną z kamienia. Ðlugą na prawie 15 km, wysoką na 12 metrów i szeroką na kilkanaście metrow. Dla mnie jednak stały się czymś znacznie ważniejszym, gdyz symbolem spełnienia marzeń. ✨️✨️
 
Dokladnie 3 lata temu pisząc” Powrót Cesarza” wędrowałam nimi dziesiątki razy. Oglądałam relacje podróżnikow, zdǰęcia, czytalam opisy… I nawet mi się nie śniło, że ta wizja stanie się rzeczywistością.
 
Dlatego dzisiaj, chodząc po nich – czułam się, jakbym weszła do wymyślonego przeze mnie świata…
 
Gdy ocknęlam się wreszcie, gdy po dwoch godzinach zeszłam na Ziemię (dosłownie – schodami i w przenośni) wówczas na witrynie sklepowej zobaczyłam 15 cenymetrową, pozłacaną figurkę. To była postać terakotowego wojownika, który w mojej książce miał przydomek ’ Generała Boo. I wtedy wszystkie emocje nagle puściły.
 
Łzy płynęły mi jedna za drugą, a ja niczym dziecko tulilam w rękach chińską figurkę…😭😥😥 Aż się boję co będzie, gdy jutro zobaczę całą Terakotową Armię 😮

Dzień 11

Terakotowi Wojownicy💪💪
 
Byłam i widzialam Terakotowych Wojowników. Stali w rzędach, bez kolorów, w milczeniu. Chyba trochę przestraszeni i zdziwieni współczesnym światem. Rozkrzyczanymi ludźmi, którzy po 2200 latach otoczyli ich wokół.
 
A poza tym, co widzialam? Kwitnie biznes. Pamiątki, restauracje, a także fabryki, które produkują żołnierzy na zamówienie. Można chcieć z własną twarzą. Dajemy zdjęcie, ulepią, wypalą w piecu i dostarczą do domu – za jakieś 100 tys zł. 😄😀
 
A wszystko zaczęło się w 1974 r., gdy chłopi kopiący studnię natrafili na fragmenty glinianych żołnierzy i koni. Okazało się, że jest to armia Pierwszego Cesarza dynastii Qin, który sprawował rządy w III wieku przed naszą erą. W miarę upływu czasu dokopano się już do ponad 8,1 tys. rzeźb. Nie tylko żołnierzy, ale także rodziny Cesarza, konkubin, medyków, administracji, zwierząt, akrobatów.
 
W 1987 r. Terakotowa Armia została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Dzień 12

Chiny. Jaskinie Smoczych Wrót 👹👹
 
Dzisiaj byliśmy w Longmen. Według przewodnika to „małe, prowincjonalne miasteczko”, choc moze zamieszkiwać je nawet 3 miliony ludzi. Od VIII wieku p.n.e. było ono siedzibą wielu cesarzy i królów. Nas interesowały jednak groty Buddów, które wykuto w skałach jakieś 1200- 1500 lat temu. Jaskinie ciągną się na odcinku jednego kilometra wzdłuż Żółtej Rzeki, a w swoich wnętrzach skrywają m.in. posągi Buddy / 10 tys. Buddów, jego uczniów, bodhisattwów, królów, cesarzy.
 
I w tym miejscu pozwolę sobie na chwilę dygresji…
 
Do Longmen dotarliśmy w 1,5 godziny szybkim pociągiem /350km/h/, który jednak zdawał sie stać w miejscu, w porównaniu do jazdy samochodem prowadzonym przez miejscowego Chińczyka. Ów „jegomość” zaczepił nas na przystanku autobusowym, a gdy ulegliśmy jego namowom – pokazał nam, jak wygląda balansowanie między życiem, a śmiercią. Gdy ten przedzierał się pomiędzy innymi samochodami, autobusami, motorami oraz pieszymi – wydawało mi sie nawet, że nie oddychałam. Ale przecież musiałam, gdyż przejechaliśmy 10 km…

Dzień 13

Xi’an nocą.
 
Taki właśnie świat znajduje się na naszej Ziemi. Bajeczny? Dziwny? Może. Ale w tym tłumie ludzi, którzy celebrowali zwykły dzień czułam wyjątkowość chwili. Oni naprawdę cieszyli się życiem…✨️✨️🙂
 
I co jeszcze? Rozmach powala na kolana. Można zapomnieć o wszystkim. Światła, zgiełk i muzyka zagłuszają myśli. Posłuchajcie odgłosów w tle… Ale, ale…
 
Pod hotelem Westin udało mi się spędzić trochę czasu z bohaterami mojej książki. Widziałam, jak Neo z Sarą wychodzą przez główne drzwi i podsłuchiwałam o czym rozmawiają.🫨
 
A na deptaku? Jak zwykle. Chińczycy „widzieli” we mnie „gwiazdę” (choć nie przeczytali jeszcze moich ksiązek😯) i prosili o wspólne zdjęcie. Przyznam, że ja już się przyzwyczaiłam do ich zaczepek, mąż niestety jeszcze nie …🤣🤣
 
Do filmu podpinam moje ulubione zdjęcie z małą dziewczynką i jej rodziną, którzy przebrali się w stroje z dawnych czasów.
 
Cóż to za niesamowita podróż 🙂🙃

Dzień 14

Zmiana planów 👻👻
 
W ślad za bohaterami mojej książki postanowiliśmy zwiedzić dzisiaj 'Muzeum Historyczne Prowincji Shaanxi’. Niestety, nie postąpiłam zgodnie z ich radami i nie zarezerwowałam wejściówki na WeChacie.
 
Kasjerka nie znalazła wolnych miejsc i zaproponowała zwiedzanie „on Tuesday”, a w tym czasie będziemy już w Qufu.
 
Tak, że…pooglądaliśmy sobie plac przed budynkiem i metrem pojechaliśmy na peryferia miasta, by napatrzeć się na Żółtą Rzekę. No i było na co, gdyż kilka metrow spod wody wyrastały drzewa 😯😯 Widok niezwykły…
 
Na zdjęciach przedstawiam też kilka ujęć z bodaj największej Galerii Handlowej, jaką do tej pory widziałam. Także obrazy jednego z najwybitniejszych malarzy ( załączam info o nim na zdjęciu), którego wystawę odwiedziliśmy.
 
I oczywiście dzisiaj rowniez nie obyło się bez „gwiazdorzenia”🙃🙂 To nieprawdopodobne, jak ten czerwony kolor na nich działa💥💥💥

Dzień 15

W stronę Qufu!
 
Dzisiaj żegnaliśmy Xi’an. Muszę przyznać, że z nutą niedosytu. Miasto wywarło na nas ogromne wrażenie. Nie tylko wielkością ( ok. 7,2 mln mieszkancow), ale i przyjazną atmosferą. Atrakcji jest tak wiele, że nie sposób zobaczyć je w tydzień.
 
Na zdjęciach uwieczniłam m.in.
  • Buddyjską świątynię i Wielką Pagodę Dzikich Gęsi, którą wybudowano w 652 r., by przechowywać sutry i figurki Buddy;
  • galerię handlową z boiskiem wewnątrz;
  • ulice w muzułmańskiej dzielnicy;
  • Wielki Meczet;.
Jutro wyruszamy do Qufu, czyli rodzinnego muasta Konfucjusza, największego chińskiego filozofa.

Dzień 16

Cztery noce w Qufu!
 
Po pięciu godzinach jazdy pociągiem przedostaliśmy się z Xi’an do Qufu. To stosunkowo niewielkie miasto, jak na warunki chińskie (ok. 400 tys. mieszkańców) zlokalizowane na wschodzie kraju. W Okresie Wiosen i Jesieni ( 722–481 p.n.e.) było stolicą państwa Lu, jednego z najbardziej rozwiniętych cywilizacyjnie w tamtych czasach.
 
Nas zwabił jednak Konfucjusz i zabytki z nim związane, które wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO. O mędrcu wspominałam w mojej książce „Powrót Cesarza”. Sama zaś akcja toczy się też w pobliżu Świątyni i Lasu Konfucjusza.
 
No i coś jeszcze 😮 Nieopodal stąd znajduje się najważniejsza z Pięciu Świętych Gór Taolizmu- Tai Shan. To właśnie tej Górze składało hołd 72 Cesarzy, prosząc o poparcie Niebios dla swojej władzy. Od 10 tys. lat, codziennie, wchodzi na nią ponad 10 tys ludzi (niektórzy na kolanach), pokonując 7200 betonowych schodów. Na tym Szlaku rozpoczęła się właśnie akcja Oktalogii…
 
Czy uda mi się na nią dotrzeć? Nie wiem.
 
Póki co, zapraszam na podróż rikszą po Ulicach Qufu💪💪

Dzień 17

” Taksówka wjechała do Qufu. Neo spojrzał na turystów, którzy chodzili po ulicach. Przyjechali po to, by poczuć mistycyzm unoszący się ponad świątynią Konfucjusza? Stanąć nad jego grobem, dotknąć historii? Myślał. Dwie–trzy godziny zwiedzania. Gdzie pójdą? Na cmentarz, na którym spoczywa 100 tysięcy członków jego rodziny? Zobaczyć dom składający się ze 150 budynków? A może Świątynię, w skład której wchodzi 100 następnych zabudowań?
–Czy myślisz, że Konfucjusz tego chciał? – spojrzał na Mistrza.
–Aby go tak czczono?
–Jak Boga.
–Konfucjusz widział w religii zabobon. Na łożu śmierci zabronił, aby modlono się za niego. Uczył, jak być dobrym i wartościowym człowiekiem. Sądzę, że właśnie takiej spuścizny chciałby. A jeśli chodzi o sławę? – Ying Wu zamyślił się – Jak wiesz, przypisuje się mu autorstwo wielu ksiąg – zaczął mówić – choć możliwe, że żadnej z nich nie napisał. Był kiepskim politykiem i mówcą. Podobno zniechęcał słuchaczy wrodzoną wyniosłością. Za życia nie zgromadził też wielu uczniów.
–Co z tego wynika?
–Olbrzymie znaczenie po śmierci. Chińczycy wynieśli go na piedestały uznając jego poglądy za ideologię państwową już w II wieku n.e. A potem potoczyło się jak lawina: tytuł największego Mędrca i Nauczyciela, Świątynie ku jego czci w każdym mieście, honorowy tytuł cesarski etc. Nie wiadomo, jaką mamy misję do spełnienia i kiedy – powiedział z namysłem Ying Wu. Konfucjusz też pewnie nie wiedział…”
 
Fragment mojej ksiązki „Powrot Cesarza”.
Na zdjęciach Świątynia i cmentarz Konfucjusza oraz dwór rodziny Kongów.
 

Dzień 17

Tai Shan😇😇
Prosto z lotniska Jinan Yaoqiang udali się do prowincji Szantung. Tam głównym traktem rozpoczęli wędrówkę na szczyt góry Tai Shan. Mieli do pokonania 7200 betonowych schodów. […]
Pokonanie trasy na szczyt zajmuje średnio około 4–5 godzin. Przez pierwsze dwie Neo nie rozmawiał z Mistrzem, lecz rozmyślał. Próbował zrozumieć jaką tajemnicę skrywa w sobie ta góra, skoro dwaj Mistrzowie Klasztoru Shaolin zgodnie twierdzili, że wejście na jej szczyt rozwiąże jego problemy.
Doskonale wiedział, że Tai Shan jest najważniejszą z Pięciu Świętych Gór Taoizmu. Czcili ją wszyscy Chińczycy, także wyznawcy Buddy, Konfucjusza i różnych pradawnych bóstw i demonów. Codziennie wchodziło na nią ponad 10 tysięcy ludzi, niektórzy na kolanach. I tak od 3 tysięcy lat. Wierzyli, że Tai ma niebiańską moc przyciągania do siebie pozaziemskich sił i potrafi odrodzić duszę. Siedemdziesięciu dwóch Cesarzy Chin składało jej ofiary prosząc o poparcie Niebios dla swojej władzy. To na jej szczycie Qin Shi Huang ogłosił zjednoczenie całego Cesarstwa oddając jej hołd.
–To jakiś nonsens z tymi górami – powiedział Neo ojcu, gdy przemierzali ten szlak 12 lat temu.
–Każda kultura ma swoje święte góry – odpowiedział wtedy – Grecja ma Olimp, Turcja–Ararat, a Japonia–Fudżi. Chiny mają Pięć Świętych Gór Taolizmu. Tai Shan jest najważniejszą z nich.
–Dlaczego jest najważniejszą? – zainteresował się Neo.
–Bo powstała z głowy Pangu – odpowiedział ojciec – Gdy we wszechświecie panował chaos wówczas potężna istota Pangu wprowadziła ład – zaczął opowiadać – Dłutem i młotkiem przez 18 tysięcy lat porządkowała wszystko oddzielając Ziemię od Nieba. Po śmierci Pangu, jej kończyny i głowa zamieniły się w Pięć Świętych Gór, krew i łzy w rzeki i strumienie, oddech we wiatr, a włosy w rośliny – wymieniał.
 
Fragment książki „Powrót Cesarza” autorstwa Iwony Gajdy.
 
Na zdjęciach Tai Shan dzisiaj. Na górę wjechaliśmy kolejką linową. Zeszliśmy po kilku tysiącach schodach, podziwiając wchodzących 💪💪
 

Dzień 17

W kierunku Pekinu✨️✨️✨️
Jutro opuszczamy Qufu! Rodzime miasto Konfucjusza na każdym kroku obdarowywało nas ciepłymi uśmiechami, gestami pozdrowienia i fleszami aparatów. Czuliśmy się, jak „przybysze z innego świata” – jedyni biali wśród Azjatów.
Cóż .. w tej sytuacji nie pozostało nam nic innego, jak godnie reprezentować naszą kulturę i odwzajemniać serdeczności 🙂🙂
Na filmie Qufu po godz. 20.00. Światła migoczą milionami kolorow, muzyka gra w każdym zaułku, a mieszkańcy śpiewają, tańczą i rozpoczynają drugie życie…💥💥💥💥
My tymczasem przygotowujemy się już do wyjazdu. Jutro wsiadamy w szybką kolej i przemieszczamy się do Pekinu. Tam spędzimy ostatnie trzy noce w Chinach ,🫠🫠

Dzień 18

Takie „zwierza grasują” dzisiaj na deptaku w Pekinie. Aż trudno uwierzyć, że nie wyskoczą…

Dzień 19

Pałac Letni 🙂✨️✨️✨️
 
Na zakończenie podroży w Chinach postanowiliśmy zwiedzić Pałac Letni i Ogród Cesarski. Przyznam, że byłam ciekawa tych miejsc, gdyż uznawane są jako najatrakcyjniejsze w Pekinie.
 
O czym konkretnie mowa? O letniej rezydencji cesarskej, która w XVIII wieku przeżywała swój renesans. Później zaś była doszczętnie spalona i odbudowana, po czym ponownie zniszczona itd….- w zależności od tego, jak toczyła się historia Chin.
Rezydencja zajmuje powierzchnię niemal 3 km2., z czego trzy czwarte stanowi jezioro Kunming. Poza tym jest tam mnóstwo zieleni, świątyń, pawilonów, mostów i altanek, nad którym góruje Wzgórze Długowieczności.
 
Po 6- godzinnym spacerze, jak najbardziej potwierdzam opinie podróżników, o tym że to miejsce jest piękne💥💥💥💥

Dzień 20

W powietrzu💥💥
 
Lot samolotem z Pekinu do Frankfurtu trwał 12 godzin i 15 minut. Widok zza okna zapierał dech w piersiach, w szczególności niekończące się stepy środkowej Azji, przecinane przez pojedyńcze-samotne drogi bez końca. Skaliste góry natomiast opowiadały jakieś straszne historie, że ciarki biegały mi po plecach…😯😮
 
Przez tysiące kilometrów Ziemia zdawała się być wyludniona😬😬
Dopiero nad Gruzją zrobiło się zielono✨️✨️✨️

Francja – Paryż

Francja - Paryż

styczeń 2024

Dzień 1

Sto spojrzeń na wieżę Eiffla, Sekwana migocząca światłami i Płomień Wolności ku czci Księżnej Ðiany. A w tym wszystkim ja pogubiona między światami: tym realnym i tym wymyślonym. Jutro pójde z mężem na Montmartre, może tam znajde Pierra i Nicole …albo siebie❤️

Dzień 2

Na zdjęciach Wzgórze Montmartre z bazyliką Sacré-Cœur, czyli dzielnica, gdzie niegdyś żyła artystyczna bohema Paryża. Miejsce, które wiele lat temu skradło moje serce. Dlatego na tych uliczkach, w galeriach i ciasnych zaułkach rozgrywają się wątki fabularne moich książek „Wolność” i „Energia Życia”. Dzisiaj ponownie zanurzałam się w tym, jakże cudownym klimacie.
 
Odwiedziłam także Muzeum Salvadora Dali. Ten hiszpański, ekscentryczny malarz zasługuje na chwilę uwagi, gdyż dokładnie 23 stycznia 2024 roku mija 35. rocznica jego śmierci.
 
Przypominam, że malarz znany jest z surrealistycznych dzieł, które łączyły dziwaczne, oniryczne motywy z imponującym rzemiosłem i niezwykłą szczegółowością. Jego najbardziej znane dzieło, „Płynące zegary” z obrazu „Pamięć trwałości”, stało się ikoną surrealizmu, przedstawiając zniekształcone zegary w zdeformowanym, nierealnym krajobrazie, który wydaje się być jakby wyjęty z snu. Dalí był także znany ze swojej ekscentrycznej osobowości i burzliwej relacji z Galą, która była jego muzą, kochanką, żoną i menedżerką.
 
Na zdjęciach widać także Katedrę Notre-Dame i intensywne prace renowacyjne po pożarze w 2019 roku oraz ulice Paryża / w tym: dzielnicy Saint-Germain-des-Près/.

Dzień 3

Pokonaliśmy pieszo 25 kilometrów. Wędrówkę rozpoczęliśmy od zwiedzania nowoczesnego centrum biznesowego Paryża, La Défense, które powstało w latach 50. XX wieku. To właśnie tutaj Pierre, bohater mojej książki „Wolność”, poznawał kulisy pracy w wielkiej korporacji. Na tarasie widokowym Wielkiej Arki, tj. monumentalnego budynku przypominającego łuk triumfalny (110 metrów wysokości, 108 metrów szerokości i 112 metrów długości), rozmyślał o swoim życiu, a przy „Kciuku” Césara Baldacciniego przeprowadzał ważną rozmowę ze swoją przełożoną.
 
Z La Défense udaliśmy się w kierunku Łuku Triumfalnego na placu Charles’a de Gaulle. Ta trasa w większości była rozkopana, gdyż przeprowadzano uliczne renowacje. Dopiero Aleje Champs-Élysées emanowały elegancją wielkich marek modowych.
 
Z Placu de la Concorde przeszliśmy przez ogród Tuileries, rozciągający się na tyłach Luwru. O tej porze roku ogrody „nie powalały z nóg” kwiecistą oprawą, ale bardziej rozległymi przestrzeniami, które nijak można było objąć obiektywem.
Na zakończenie naszej wędrówki udaliśmy się w kierunku Centrum Pompidou, wyjątkowego miejsca kultury współczesnej z charakterystyczną kolorową fasadą i eksponowanymi rurami. W drodze do hotelu podziwialiśmy miasto, a w szczególności liczne galerie artystyczne, które odegrały kluczową role w fabule mojej książki.

Dzień 4

Kabaret Moulin Rouge to ikona paryskiego życia nocnego i kultury. Zlokalizowany jest przy Boulevard de Clichy, w pobliżu Place Pigalle, czyli w centrum intensywnego nocnego życia, barów i klubów. Łatwo go rozpoznać, gdyż zachowuje swoją oryginalną fasadę z charakterystycznym czerwonym wiatrakiem, symbolizującym paryską bohemę i kulturę rozrywkową.
 
Otwarty został w 1889 roku, a szczyt popularności osiągnął na przełomie XIX i XX wieku, stając się kluczowym elementem nocnego życia dzielnicy Montmartre. Przyciągał liczne znane osobistości, takie jak malarz Henri de Toulouse-Lautrec, piosenkarka Édith Piaf, pisarz Ernest Hemingway, tancerka Josephine Baker i malarz Pablo Picasso, słynąc z burleski i eleganckiego występu can-can. Działa do dziś, utrzymując swoją legendarną atmosferę.
Wybrane fakty z życia Moulin Rouge
  • Henri de Toulouse-Lautrec, słynny francuski malarz, odegrał kluczową rolę w promocji Moulin Rouge. Jego plakaty reklamujące kabaret, przedstawiające sceny z życia nocnego i portrety tancerek, stały się ikonami sztuki Belle Époque. Te dzieła nie tylko przyczyniły się do sławy Moulin Rouge, ale także do uznania Toulouse-Lautreca jako jednego z najważniejszych postimpresjonistycznych artystów.
  • W Moulin Rouge odbył się jeden z pierwszych pokazów filmowych w historii. W 1895 roku bracia Lumière zaprezentowali tutaj swój wynalazek – kinematograf, co przyciągnęło uwagę szerokiej publiczności i zapoczątkowało erę kina.
  • Moulin Rouge miał znaczący wpływ na modę i styl życia w Paryżu na przełomie XIX i XX wieku. Styl ubioru tancerek can-can, z charakterystycznymi falbankami i wysokimi butami, wywarł wpływ na modę i stał się symbolem odważnej kobiecości. Ponadto, kabaret ten przyczynił się do popularyzacji absyntu, nazywanego wówczas „zieloną wróżką”, który stał się popularnym napojem wśród artystów i pisarzy tamtego okresu.
Na zdjęciach zobaczyć można także:
1. Place de la République, z monumentalnym pomnikiem Republiki, symbolizującym trzy wartości Republiki Francuskiej: wolność, równość i braterstwo;
2. Place de la Bastille, miejsce, które stało się symbolem Rewolucji Francuskiej, zwłaszcza po zdobyciu twierdzy Bastylii 14 lipca 1789 roku. Obecnie plac jest ważnym centrum kulturalnym, z Operą Bastille jako jednym z głównych punktów orientacyjnych i miejscem licznych wydarzeń kulturalnych i politycznych;
3. Panteon i kościół Saint-Etienne-du-Mont;
4 Maskotkę Igrzysk Olimpijskich Paryż 2024;
4. Polskie akcenty w Paryżu;

Dzień 5

Sprawdziłam – Paryż stoi. Zatem spokojnie mogę wracać do Hologramowego Świata. Przyznam, że budowa pierwszego genu dla nowej, lepszej ludzkości bardzo mnie zaabsorbowała, więc z entuzjazmem przemieniam się znowu w atom węgla. A swoją drogą – spójrzcie na wieczorne niebo i samolot. Czyż ten obraz nie wygląda zjawiskowo?

Grecja – Saloniki

Grecja - Saloniki

grudzień 2023

Dzień 1

 Gdy byłam kilkuletnią dziewczynką pojechałam z rodzicami na wczasy po Ɓałkanach. Wtedy podróżowaliśmy samochodem, spaliśmy na dzikich plażach i jedliśmy jedzenie z harcerskich menażek. Jedynym z krajów, które zwiedziliśmy wówczas była Grecja. Pamiętam ten kraj bardzo dobrze. Godzinne kąpiele w cieplym morzu, samotne błądzenie po ulicach Aten (gdyż zgubiłam się tam o północy) i trzęsienie ziemi w Salonikach …
Grecji poświęciłam książkę „Rzeka Prawd”, wielokrotnie jeździłam też do tego kraju na wakacje. Jednak dopiero dzisiaj wróciłam do Salonik. Stojąc na brzegu morza czułam, jak bije moje dziecięce serce…

Dzień 2

Ach te Saloniki… Choć w mieście pomników jest sporo, to Kassandros swojego nie ma. A powinien? No chyba tak. Przecież był królem Macedonii i założył miasto w 315 roku p.n.e. na cześć Thessalonike, swojej żony, która de facto była siostrą Aleksandra Wielkiego.
No i tak się stało, że potomni nazwę zostawili, a o założycielu zapomnieli. Ciekawe, dlaczego? Bo jak mniemam, historia ich interesuje. Na ulicach Salonik mnóstwo jest wykopalisk i dziur w ziemi. Jeszcze więcej niż pomników. Czego szukają? Resztek dawnego świata? A może źródeł zysku?
 
Dzisiejsze Saloniki tętnią życiem. Populacja liczy 800 tys. ludzi, co czyni je drugim, po Atenach, największym miastem w Grecji. Zobaczcie, jak pięknie wyglądają w świątecznym okresie 🙂✨️✨️✨️

Dzień 3

Dzisiaj pokonaliśmy pieszo ponad 20 kilometrów. Spacerowaliśmy ulicami miasta, którego sto lat temu praktycznie nie było. Zniknęło z powierzchni ziemi zaledwie w 32 godziny, pozostawiając bez dachu nad głową 70 tysięcy mieszkańców.
Pożar wybuchł 18 sierpnia 1917 roku, około godziny piętnastej. Podobno iskra z kuchennego pieca wpadła na stos słomy. A potem wszystko potoczyło się błyskawicznie, gdyż silny wiatr przenosił ogień z budynku na budynek. Strawił 9500 domów na obszarze jednego kilometra kwadratowego.
 
W aktach odnotowano: „Spopielone zostały tam wszystkie banki, wszystkie siedziby firm handlowych, wszystkie hotele oraz praktycznie wszystkie sklepy, teatry i kina. Większość kościołów szczęśliwie przetrwała, ale po wspaniałej bizantyjskiej bazylice Świętego Dimitriosa pozostały jedynie gołe mury”.

Dzień 4

Nasz weekend w Grecji dobiega końca. Saloniki ugościły nas wspaniale: piękną pogodą i świąteczną aurą. Przez trzy dni zwiedziliśmy wszystkie najważniejsze atrakcje i oczywiście pozdrowiliśmy setki kotów, które wychodziły nam naprzeciw. Trochę żal opuszczać ten kraj „mlekiem i miodem płynący”, ale przecież Polska jest jeszcze piękniejsza 🙂
 
Co zobaczyliśmy dzisiaj w Salonikach?
W południe wybraliśmy się do ZOO, które znajduje się na wzgórzu Kedrinou. Szliśmy około trzy kilometry pod górę. Najpierw droga wiodła przez miejskie zabudowania, a potem gęsty las. Widoki na morze zapierały dech w piersiach. Samo ZOO jest bardziej przepięknym parkiem krajobrazowym niż miejscem, w którym można zobaczyć egzotyczne zwierzęta. Przebywają tam głównie kaczki, gęsi, pelikany i inne ptactwo wodne. Widziałam też osła i rogacze. Niestety, warunki, w których przebywają, pozostawiają dużo do życzenia.
 
Drugą część dnia spędziliśmy nad morzem. Rejs po Zatoce Salonickiej był krótki, ale za to niezwykle relaksujący.

Włochy – Neapol

Włochy - Rzym, Neapol

październik 2023

Dzień 1

Widok na Rzym. Godzina 21:30

Dzień 2

Rzym dzisiaj. Rano pogoda zachęcała do spaceru: rześkie powietrze, delikatne promienie słońca i leniwe ulice. Dlatego pomyślalam, że wypiorę córce koce, rozwieszę w ogrodzie i pójdę na miasto. Wykręciłam, rozwiesiłam, a tu deszcz! Przez godzinę bawilismy sie w berka: ja uciekałam z kocami tam i z powrotem, a on mnie gonił. Ale w końcu zrezygnował i uciekł. Mam nadzieję, ze jutro sie nie pojawi, gdyż jedziemy do Neapolu 🙂✨️✨️✨️

Dzień 3

No to szybciutko z Rzymu do Neapolu: 299 km/ h ( ok 1, 15 h)👍👍✨️✨️✨️

Dzień 4

Neapol. To miasto, które nie pozwala się nudzić i zaskakuje w każdym miejscu.
Spacer rozpoczęliśmy od zwiedzania „Quartieri Spagnoli”. To labirynt wąskich uliczek rozłożonych na zboczu góry, które niegdyś miały być enklawą przestępczości i prostytucji.
Dzisiaj również nie wyglada bezpiecznie. Przyznam się, że w wieczornych godzinach balabym się tędy chodzić. Stare, odrapane kamiennice pną się w górę po obu stronach drogi. Ŵiększość ścian pokrywają uliczne murale. Niektóre z nich zachwycają, inne odstraszają. Pomiędzy nimi liczne zaułki i tajemnicze przejścia do świata, którego nie znam. Ponad głowami rozwieszone pranie i kolorowe ozdoby.
Niektóre uliczki mają 3-4 metry szerokości. Odniosłam wrażenie, że na tej powierzchni toczy się walka o życie. Są tam kramy z jedzeniem i pamiatkami, turyści, mieszkańcy, głośne motory, czy też trąbiące, porysowane i poobijane samochody. Huk, ścisk i rozgardiasz.
Ale powiem Wam, że warto tam pójść, aby poczuć ten klimat. Choćby boskiego Maradony i jego kolegów z Napoli, których duchy unoszą się w powietrzu, a ziemskie podobizny zapelniają niemal każde miejsce. Warto pójść, by zobaczyć murale, przydrożne kapliczki i ruchome szopki, z małymi pracującymi postaciami.
Po zwiedzeniu „Quartieri Spagnoli” udaliśmy się do portu, by nasycić zmysły widokiem wielkich statków, które rozmiarami dorównują nowoczesnym wieżowcom (de facto pomyliliśmy jeden z hotelem.). Potem poszliśmy zanurzyć stopy w wodach Zatoki Neapolitańskiej i zwiedziliśmy też 3 stacje metra, które ponoć są jednymi z najpiękniejszych w Europie; Było super, do Rzymu wróciliśmy o drugiej w nocy, a powrót to już temat na kolejnego posta 🙂✨️✨️✨️

Dzień 5

Rzym dzisiaj!
 
Październikowa wycieczka do Wiecznego Miasta i Neapolu przyniosła nam wiele wrażeń i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Już wczoraj pięciokrotnie przesuwano czas odjazdu wszystkich pociągów w kierunku Rzymu, Wenecji, Werony i innych miast. Powód? „…Could be up to 300 minutes dalayed due to still being verified abnormal power provistion along the high speed line Roma Napoli” – na ekranie wyświetlał się komunikat. Koniec końców wsiedliśmy do innego pociągu i szczęśliwi przybyliśmy do hotelu o drugiej nad ranem.
 
Dzisiaj również przygoda goniła przygodę 🙂 Zaczęło się niewinnie…
W południe weszliśmy na wzgórze Awentynu. To moje ulubione miejsce w Rzymie, dlatego rozpoczęłam nim akcję książki „Potomkowie Bogów”. Oglądałam miasto Cezarów, nie tylko własnymi oczami, ale także oczami moich bohaterów. Tak bardzo stali się realni, że towarzyszyli mi w drodze nad Tyber. To rzeka, która ma swoje źródła w Apeninach, przepływa przez środkowe Włochy i uwiodła mnie jak żadna inna. Dlaczego? Nie wiem. Możliwe, że zauroczył mnie jej żółtawo-zielonkawy kolor, ale mogła to być również nieposkromiona dzikość. Tak czy inaczej, przez kilkanaście minut wpatrywałam się w jej nurt i wsłuchiwałam się w to, o czym mówi.
 
Po tym swoistym tête-à-tête z rzeką, udałam się do centrum miasta. Jakież było moje zdziwienie, gdy w miejscu Piazza Venezia zobaczyłam ogromny plac budowy. Praktycznie cały teren u podnóża Kapitolu i wokół Via dei Fori Imperiali (głównej ulicy, która biegnie przez historyczny obszar Forum Romanum i prowadzi do Koloseum) otoczony był płotem. Jak się okazało, budowana jest tam trzecia linia metra.
 
Na dodatek na ulicy znajdowało się mnóstwo policji, która utworzyła kordon, aby zablokować przemarsz demonstrantów. O co chodziło protestującym? Tego nie wiem. W każdym razie było ich sporo, przyjechali kilkunastoma autobusami, zaś na początku pochodu wieźli trumnę.
 
Następnym etapem naszej dzisiejszej podróży był Watykan. Metrem dojechaliśmy na Via Ottaviano, gdzie zostaliśmy zwabieni zapachem lokalnej pizzy. Niestety Placu Św. Piotra nie zwiedziliśmy. Sami zobaczcie, jaka ulewa i wichura rozpętały się przed Bazyliką. Do hotelu dotarliśmy mokrzy, jak spod prysznica.
 
Na całe szczęście wieczór był spokojny i piękny. Pełni wrażeń wracamy jutro do domu 🙂✨️✨️✨️

Dzień 6

Taki samolot widziałam dzisiaj na lotnisku w Rzymie. Wzbudził większe zainteresowanie pasażerów niż ten, do którego wsiadali. Gdy wzbił się w niebo, niektorzy cieszyli się jak dzieci i klaskali 🙂✨️✨️✨️

Holandia – Eindhoven

Holandia - Eindhoven

wrzesień 2023

Dzień 1

Plan był taki: Z lotniska w Montréalu przelatujemy na lotnisko w Amsterdamie, skąd kolejką przedostajemy się do centrum miasta, a potem pociągiem do Eindhoven. Prawie się udało…
 
Na lotnisku w Montréalu obserwowaliśmy Chasydów. Nie można było inaczej, gdyż tłumnie siedzieli w naszym sektorze. Kilkadziesiąt osób – starszyzna, mężczyźni, kobiety i dzieci. Przypomnę, że to ortodoksyjni Żydzi, którzy charakteryzują się specyficznym stylem życia i ubiorem. Widok był niezwykły. Niektórzy podchodzili do ścian i odmawiali swoje modlitwy, kolebiąc się; nabierali wodę do swoich kubeczków; żywo rozmawiali przez telefony komórkowe… Przez pewien czas miałam wrażenie, że wędruję śladami Neo nie po Kanadzie, lecz po Izraelu (to trzecia część Oktalogii pt. „Droga do Raju”).
Ale wróćmy do tematu.
 
Wsieliśmy do samolotu ok. 7 wieczorem i po 6,5 h lotu wylądowaliśmy w Amsterdamie o godzinie 7 rano. Tak, że zniknęła nam noc. Normalnie spalibyśmy w najlepsze, a tu trzeba było witać nowy dzień. Zgodnie z planem przejechaliśmy do centrum miasta i tu niespodzianka. Mój mąż odkrył, że zapomniał okularów w samolocie. Tak, że życie nakreśliło nam nowy scenariusz. Koniec końców okulary mają przysłać do domu, ale nie wiadomo kiedy…
 
Do Eindhoven przybyliśmy ok. 13-tej i natychmiast poszliśmy spać. Tak, że dopiero po południu zwiedziliśmy centrum miasta i napiliśmy się piwa Bawaria (jednego z najstarszych browarów w Holandii).
Na co zwróciłam uwagę w mieście?
  • Na rowery. Na całą masę rowerów. Myślałam, że w Amsterdamie jest ich wiele, ale zobaczcie sami…
  • Na dawny kościół katolicki. Tym razem świątynię zamieniono w restaurację i hotel.
  • Dużo pięknej zieleni.

Dzień 2

Lotnisko w Eindhoven było przepełnione. Ludzie siedzieli blisko siebie, praktycznie ocierali się na korytarzach i w holu. Kolejki do każdego miejsca. Być może dlatego, że przelot odbywał się w okresie wakacyjnym – nie wiem. W każdym razie nasz lot miał opóźnienie około godziny, a po wejściu na pokład samolotu musieliśmy poczekać dodatkowe 20 minut w kolejce przed startem.
 
Lot przebiegł bez problemów, i po 1,5 godziny wylądowaliśmy w Krakowie. Następnie przejechaliśmy samochodem do Mysłowic i byliśmy już u siebie.
 
Nie wiem, jakie macie uczucia po dłuższym czasie poza domem, ale dla mnie wszystko wydawało się dziwne (de facto zawsze tak mam). Po wejściu do mieszkania przez kilka minut spacerowałam po pokojach i przeglądałam meble, krzesła, ściany. Zupełnie, jakbym próbowała odnaleźć się w nich na nowo, trochę inaczej…
 
A potem pojawiła się ta wdzięczność za to, że bezpiecznie wróciliśmy, że się udało! Nim się rozpakowałam, usiadłam przy biurku i napisałam pierwszy po powrocie wiersz. Teraz muszę sobie wszystko poukładać, przemyśleć. Wkrótce podsumuję i napiszę kilka zdań w odniesieniu do książki „Ocaleńcy”.
 
Cieszę się, że mogłam relacjonować tę podróż do Kanady i dzielić się z Wami moimi wrażeniami:)

Kanada – Montreal, Quebec City, Ottawa

Kanada - Montreal, Quebec City, Ottawa

sierpień 2023

Dzień 1

Przylecieliśmy do Montrealu o 17.30, a wylecieliśmy z Amsterdamu o 15.00. Lot natomiast trwał 7,5 godziny. Takie cuda się dzieją z tym przesuwaniem czasu.
 
Linie KLK nakarmiły nas porządnie, a pogoda przywitała nas słońcem. Tak, że z duszą na ramieniu ruszyliśmy na przystanek, by busem podjechać na stację kolejową. Po 1,5 godziny jazdy bylismt w Ottawie. Tam jeszcze czekaly nas 3 stacje metra i przed 22.00 przybyliśmy do hotelu. (W tym czasie w Polsce była 4 rano).
 
Jeszcze tylko małe zakupy (jogurt, mleczko, woda, herbatnik) i poszło 6o zł. ( W Polsce zaplacilibysmy za te zakupy ok.15-17 zł).
 
Jesteśmy więc na miejscu. Jutro zaczynamy zwiedzanie stolicy 'śladami Neo’, czyli mojego głównego bohatera ” Ocaleńcow” i całej oktalogii.

Dzień 2

Wzgórze Parliament Hill i okolice
 
Trochę w deszczu, a trochę w słońcu – taki był dzisiejszy dzień. Spacerowaliśmy ulicami Ottawy, oglądając różnorodność miasta. Ta szokowała na każdym kroku. Nowoczesne wieżowce ocierały się o zabytkowe budowle, a muzułmanie o ortodoksyjnych Żydów w jarmułkach i białych koszulach z frędzlami. Powietrze przesiąknięte było seksualną wolnością, co wyraźnie dawało się we znaki wielu osobom. Czuć i widać było tę swobodę obyczajów. Takie ogólne wrażenia z dzisiejszego dnia.
 
Spacerowaliśmy po Wzgórzu Parlamentu i okolicach. Zwiedziliśmy też Katedrę Notre-Dame (Bazylikę Matki Boskiej Zwycięskiej i Świętego Krzyża) oraz Royal Canadian Mint, która produkuje monety, medale i inne numizmaty. Niestety zdjęć nie można było robić, gdyż oprowadzający nas przewodnik zagroził czasową konfiskatą smartfona…
Ottawa jest stolicą Kanady od 1857 roku. Miasto zamieszkuje ok. 1 milion mieszkańców różnych narodowości i ras, w tym Kanadyjczycy, Brytyjczycy, Chińczycy, Hindusi i wielu innych.
 
W Ottawie obowiązują dwa oficjalne języki: angielski i francuski.
 
W Ottawie znajdują się instytucje rządowe, czyli parlament kanadyjski, siedziba premiera (Biały Dom Kanady) oraz wiele ministerstw i agend rządowych.
Przez miasto przepływa rzeka Ottawa, oddzielając je od sąsiedniej prowincji Quebec.

Dzień 3

Izba Gmin i Senat.
 
Dzisiaj było bardzo poważnie, gdyż zwiedziliśmy budynki kanadyjskiego Parlamentu. Muszę przyznać, że zrobiły na mnie wrażenie. Senat iskrzył czerwienią i złotem, budując atmosferę królewskiego przepychu.
 
Sala posiedzeń Izby Gmin przywodziła mi natomiast na myśl amfiteatr. Posłowie zasiadają tu w rzędach, nachylonych ku centralnemu punktowi, gdzie znajduje się miejsce dla przewodniczącego i mówców. Wnętrza są przepiękne.
 
Poniżej trochę historii i zdjęć z Senatu, Sejmu i miasta.
Kanada monarchią konstytucyjną. A było to tak…
 
W 1497 roku Giovanni Caboto, genueński żeglarz będący w angielskiej służbie, dotarł do wybrzeży Nowej Fundlandii, a odkryte przez niego ziemie nazwano Nową Znalezioną Ziemią. Francuzi przybyli do Ameryki Północnej 50 lat później. Jacques Cartier, francuski podróżnik i odkrywca, sporządził pierwsze mapy Zatoki oraz Rzeki Świętego Wawrzyńca, a odkryte przez niego ziemie nazwano Kanadą.
 
Po zakończeniu wojny siedmioletniej w 1763 roku, Kanada przeszła pod kontrolę brytyjską na mocy traktatu paryskiego, a cztery lata później stała się dominium brytyjskim w ramach Związku Kanady, z ograniczoną autonomią i wspólnymi instytucjami. Status pełnego dominium uzyskała dopiero w 1931 roku, dzięki ustawie Westminsterskiej.
 
W ciągu lat Kanada stopniowo zyskiwała niezależność, co kulminowało w 1982 roku, kiedy zakończyła brytyjską kontrolę nad konstytucją. To umocniło narodową tożsamość i zdolność do stanowienia prawa. Obecnie Karol III jest głową państwa w demokratycznym systemie parlamentarnym, reprezentowanym przez Generalnego Gubernatora, Mary Simon. Struktura parlamentu, wzorowana na brytyjskim modelu, opiera się na Koronie, Senacie i Izbie Gmin, tworząc instytucje prawodawcze kraju.

Dzień 4

W stronę Quebec City.
 
Dobiegł końca trzeci dzień pobytu w stolicy i trzeba ruszać dalej. Przyznam, że z pewną niechęcią, gdyż Ottawa ma swój urok. Pobaraszkowałabym jeszcze po parkach, które ciągną się wzdłuż rzeki, zwiedziłabym kilka miejsc (np. National Gallery of Canada), na które nie starczyło już czasu…
 
Choć z drugiej strony czuję ekscytację na widok Quebec City. To miasto skradło moje serce już dawno, dlatego większość akcji „Ocaleńców” rozgrywa się właśnie nad rzeką św. Wawrzyńca …
 
Na zdjęciach ostatnie chwile w Ottawie 🙂

Dzień 5

Kanada z okien pociągu. Trasa Ottawa – Quebec; 6 h. 👍👍✨️✨️

Dzień 5

To był wulkan emocji. Wybuchł tysiącem wspomnień i wrażeń, jakby chciał przytłumić prawdziwą mnie. I chyba mu się udało, bo nie wiedziałam kim jestem. Szłam śladami moich bohaterów i znowu czułam drżenie ich warg. Potem otarłam łzę spływającą po policzku i okazało się, że ona naprawdę istnieje.
—–
„-Natalie Sulivan? – zapytał Neo – Czy możemy porozmawiać w cztery oczy?”
—–
Zgodziła się. Umówili się na dwunastą przy Portę St-Louis, czyli warownej bramie wjazdowej do Starego MIasta w Quebecku. Poszłam tam.
—–
„Była punktualnie. Przybiegła. Atrakcyjna, w modnym, brązowym płaszczu, nie przypominała potomków imigrantów z Wysp Brytyjskich bądź z Normandii. Raczej bogatą celebrytkę z Włoch, która, czując na plecach oddech paparazzi, ucieka przed blaskiem fleszy.
-Dziękuję, że znalazłaś czas – odparł, zatrzymując oczy na jej długich, kasztanowych włosach.
-Mój ojciec wspominał o waszej rozmowie – powiedziała na wstępie.
-Podejrzewamy, że jakiś imigrant podrobił dokumenty i wykorzystuje twoje nazwisko.
-Sprawy skomplikowały się bardziej -przyznał.
-Jesteś sam? – rozejrzała się i, nie czekając na odpowiedź, ruszyła Rue St-Louis.
-Tak.
-Zarezerwowałam stolik w Aux Anciens Canadiens, to kilka kroków stąd – zerknęła na niego. Teraz zauważył, że ma bardzo ciemne oczy. Brąz tęczówek niemal zlewał się z czernią, co dodawało im głębi, a jednocześnie budziło respekt.
-Jesteś Kanadyjką? – zapytał.”
-Wiem – odparła z uśmiechem. – Trudno w to uwierzyć. Kiedyś sama zwątpiłam w moje pochodzenie i zaczęłam drążyć temat.
-I co się okazało?
-Od kilku pokoleń mieszkamy w Kanadzie. Moi przodkowie mogli przybyć z Francji lub Włoch. Ale, prawdę mówiąc, niewiele znalazłam informacji o korzeniach. Musiałam bazować na pamięci dziadka, gdyż nie zachowały się żadne dokumenty. A ty, skąd pochodzisz? – zmierzyła go wzrokiem. – Podobno przyjechaliście z Nowego Jorku, jednak w twoim wyglądzie widzę domieszkę jakiś azjatyckich genów.
-Tata jest Chińczykiem, a matka była Amerykanką.
Dotarli na miejsce. Restauracja mieściła się w niewielkim budynku, który wyróżniał się na tle innych zabudowań. Przede wszystkim pochyłym dachem, charakterystycznym dla francuskiej architektury XVII wieku. -To najstarszy dom w mieście, stoi tu od 1676 roku – powiedziała, wchodząc. – Jest tłoczno, bo serwują wyśmienite quebeckie potrawy – dodała.”
——
Poszli. A ja niczym cień sunęłam za nimi, weszłam do restauracji, zamówiłam. Tak, jak Neo zanurzyłam widelec w syropie klonowym. Wiedziałam o czym myśli oraz to, że zaraz wyjdzie na spotkanie z Indianką.
——
„-Cytadela to ogromna fortyfikacja – ściszonym głosem dodała jeszcze Natalie, lekko pochylając się nad stołem. – Największa w Ameryce Północnej. Można ją zwiedzać z przewodnikiem lub samodzielnie. Trasa trwa około godziny
-Żartujesz? – spojrzał na nią niepewnie. – Sądzisz, że będzie chciała oglądać zabytki?”
——
Neo wyszedł, ja za nim. Ataentsic stała już przy bramie. Uniosła dłoń, otworzyła i pokazała mu coś. WIedziałam, że to srebrny medalik w kształcie orła. Chwilę porozmawiali i ruszyli w kierunku Promenady. Wsunęłam się między nich.
—–
„-Nie. Niewiele wiem o Indianach – powiedział Neo. – Poza tym nie miałem pojęcia, że jesteś z plemienia Mohawków. Pisałaś o Irokezach.
-Mohawkowie to linia Irokezów – wytłumaczyła natychmiast. – Wyodrębniła się w XVI wieku. Dwieście lat później wyemigrowali ze Stanów do Kanady.
-Czym się zajmujesz?
-Sprzedaję indiańską sztukę i wyroby. Na przykład ręcznie szyte mokasyny, obrazy, rzeźby, a nawet fasolę.
-Fasolę?
-Deseronto Potato to półtyczna fasola z rezerwatu Tyendinaga. Mohawkowie robią z niej puree, tak jak wy z ziemniaków.
Weszli na promenadę Terrasse Dufferin, którą Neo spacerował tego ranka. Teraz zapełniona była ludźmi. Ogromne, śnieżno-lodowe płaty zbudowały białe wyspy na wodzie. Mniejsze fragmenty lodu tak leniwie przesuwały się z nurtem, że wręcz stały w miejscu.
-W Quebecu znam każdego – odezwała się. – Krążę pomiędzy sklepami, restauracjami, artystami, przewoźnikami… – wymieniała. – Od jednych kupuję, innym sprzedaję. W ten sposób wiążę koniec z końcem.
-A Neo? – spojrzał na nią. – Jak go poznałaś? Kiedy?
-Na ulicy. To było półtora roku temu, gdy sprzedawałam skórzaną biżuterię. Podszedł, stałam gdzieś tutaj – rozejrzała się, próbując odszukać miejsce. – Zaczął mierzyć bransoletki.”
—–
O rety! Kim ja dzisiaj byłam?
Fragment książki Granice Ziemi: Ocaleńcy, autorstwa Iwony Gajdy

Dzień 6

Zaraz wejdziemy na mostek, który jest nad wodospadem. Tęcza niesamowita, bryzę czuć z odległości kiludzisiecou metrów.

Montmorency – duży wodospad na rzece Montmorency, w prowincji Quebec, w Kanadzie. Wodospad znajduje się na pograniczu Beauport, dzielnicy miasta Québec, i gminy Boischatel, około 12 km od centrum starego miasta Québecu, a najbliższe otoczenie to Parc de la Chute-Montmorency.  [ Źródło : Wikipedia]

Dzień 7

Nie starczyło nam czasu, by pojechać nad Wodospad Niagara. Choć przyznaję, że opcję tę rozważaliśmy dość poważnie. Tym bardziej, że wspominałam o nim w mojej książce „Ocaleńcy”. Będąc zatem w Quebecku, cieszyliśmy oczy Montmorency.
 
Wodospad jest o 30 m wyższy od Niagary, ma 84 m wysokości i 46 m szerokości (tak podaje Wikipedia). Na mostek wchodziliśmy pieszo (ok. 450 schodów), aby oglądać „kolosa” i panoramę z każdego mini-tarasu.
 
Ale przyznam, że nie tylko te widoki zapierały dech w piersiach. Co jakiś czas przyklejałam wzrok do turystów, którzy również wchodzili po schodach. Na przykład do mężczyzn z dziećmi na ramionach, do muzułmańskich kobiet ubranych w długie suknie, płaszcze i chusty, oraz starszych osób z laskami. Doprawdy nie wiem, jak oni pokonywali ten dystans w temperaturze przekraczającej 30°C.
 
Zaskoczył mnie też widok rzeki u góry. Kilka metrow przed spadem, była tak spokojna i cicha, jakby nic się nie miało zdarzyć. Naprawdę można byłoby spłynąć, nie wiedząc kiedy…
 
I jeszcze jedna rzecz. Na górze zwróciłam uwagę na przygotowania do zimowego karnawału, który odbędzie się w lutym od 8 do 11 lutego 2024. Ale o tym, niech opowie już taksówkarz z „Ocaleńców”.
– Carnaval de Quebec ściąga tłumy. Każdego roku przyjeżdża milion ludzi z całego świata, żeby zobaczyć rzeźby i Pałac Lodowy Bonhomme, albo pobawić się w śniegu” – taksówkarz poprawił lusterko i zerknął w ich stronę. – Jedni wyjeżdżają, inni przyjeżdżają.
– Co to za święto?” – zainteresowała się Marie.
– Największa na świecie zimowa zabawa. Nie wiedzieliście?” – zapytał zdziwiony. – Ogromne zjeżdżalnie, rzeźby z lodu, kąpiele śnieżne, kajaki na lodzie, psie zaprzęgi, snowboard, parady…- wymieniał. – Czego dusza zapragnie.”
Fragment książki Granice Ziemi: Ocaleńcy, autorstwa Iwony Gajdy
Do relacji załączam zdjęcia z książki, na którym widać zabawy podczas 'Carnaval de Quebec’. 🙂

Dzień 8

Canyon Sainte-Anne dzisiaj 👍✨️🙂✨️
Otwarty od maja do października kanion Sainte-Anne to spektakularny, stromy wąwóz, wyrzeźbiony przez rzekę Sainte-Anne-du-Nord, 6 km na wschód od Beaupré w prowincji Quebec w Kanadzie. Rzeka opada ponad 74-metrowym wodospadem w kanionie.  [Źródło : Wikipedia]

Dzień 9

W drodze po cuda! 
 
Wypożyczyliśmy auto i wyruszyliśmy na obrzeża Quebecku, aby:
  • Poczuć dreszczyk emocji, przemierzając linowe mosty, które wiszą kilkadziesiąt metrów nad rwącą rzeką w kanionie Sainte-Anne;
  • Zanurzyć nasze ręce w krystalicznie czystym jeziorze Saint-Charles (3,8 km 2 powierzchni);
  • Zwiedzić Sanktuarium Sainte-Anne-de-Beaupré, jedno z najważniejszych miejsc kultu religijnego w Kanadzie (miejsce licznych cudów i uzdrowień od 1658 roku);
  • Poznać urodę Wyspy Orleańskiej, która leży w samym sercu rzeki Saint Lawrence, niedaleko miasta Quebec (ma 34 km długości i 8-16 km szerokości);
Program udało się zrealizować w 100 %. To był wspaniały, pełen wrażeń dzień🙂✨️✨️✨️

Dzień 10

Kierunek Montreal.
 
Minął nasz ostatni dzień pobytu w Quebec City, jutro wyruszamy do Montrealu. Jestem przepełniona emocjami. Nie chodzi tylko o te, związane z przeżywaniem chwil rzeczywistych, ale także o te, które wydobywały się z mojego wnętrza. W Quebec bohaterowie „Ocaleńców” towarzyszyli mi niemal na każdym kroku: na ulicach, promenadzie i w kawiarniach.
 
Dziś na przykład spędziliśmy razem czas w klimatycznej Caffe de Paris, gdzie rozgrywa się akcja piątego rozdziału książki. Czytałam mężowi fragmenty, a on rozglądał się wokół, zupełnie tak, jakby Neo, Natalie i Indianka Ataentsic siedzieli obok nas. Było magicznie, choć nie grał akordeonista (jak w książce), lecz z głośników rozbrzmiewał charyzmatyczny głos ZAZ.
 
Muszę Wam powiedzieć, że cieszę się, że napisałam tę książkę, bo teraz mogę wracać do tych chwil tysiące razy…
 
A jak spędziliśmy dzisiejszy dzień? Byliśmy w Musée de la civilisation, które jest jednym z najważniejszych muzeów kultury i cywilizacji w Kanadzie. Doznania były niesamowite – historia Kanady, Pierwszych Narodów i ogólnie ludzkości na naszej Planecie została przedstawiona w sposób interaktywny. Można było zanurzyć się w różnych okresach czasoprzestrzeni i poczuć się częścią ogromnego Wszechświata. Opowieści o Ziemi i Człowieku towarzyszyła wystawa „Love me Gender”.
 
Ponadto dużo spacerowaliśmy po Quebec City, zwiedzając różne zakamarki miasta, co uwieczniłam na zdjęciach…

Dzień 11

Montreal/ Przyjazd
 
Przywitały nas drapacze chmur i wiewiórki. Prawdę mówiąc, nie wiem, które zrobiły na nas większe wrażenie…
 
Ogromne wieżowce sięgały nieba, demonstrując swoją siłę. U ich stóp czuliśmy się mali i obcy. Dlatego mocno złapaliśmy się za ręce i wolnym krokiem podreptaliśmy do najbliższego skweru, aby ustalić, gdzie pójść dalej. W chwili, gdy wpisywaliśmy adres naszego hotelu do GPS, okazało się, że nie jesteśmy tak anonimowi, jak nam się wydawało. Obok nas pojawiło się nagle kilkadziesiąt wiewiórek. Siadały na ławce, zeskakiwały z drzew, podchodziły „po prośbie”…
 
Ciekawe, czym jeszcze zaskoczy nas to miasto, które ponoć jest bardziej francuskie niż Paryż. Na zweryfikowanie tych „pogłosek” mamy cztery dni.
 

Dzień 12

Montreal z duszą na ramieniu
 
Pewnie niewielu takich śmiałków było, aby pieszo iść na Wyspę Świętej Heleny, i to tylko po to, by zobaczyć ogromną kopułę. Wykonana z metalowej siatki trójkątów przyciąga wzrok fotografów i turystów z całego świata. Dlatego pojawia się na niemal wszystkich zdjęciach Montrealu.
 
Zdaje się, że ta kopuła zahipnotyzowała również nas. Zamiast skorzystać z jakiegoś środka transportu, wybraliśmy spacer. Przemierzyliśmy na nogach około 10 kilometrów, nie spotykając po drodze żadnego człowieka (oczywiście poza obszarem miasta). Dlatego „wdepnęliśmy” w różne miejsca, zobaczyliśmy stare i nowe oblicze portu. Przeszliśmy także przez długi most nad rzeką Świętego Wawrzyńca, aż w końcu szczęśliwie dotarliśmy do celu.
 
Nagroda była niezwykła! Kilka pięter wspaniałej wystawy dotyczącej środowiska, no i te widoki! Oto relacja z podróży i kilka informacji o obiekcie.
Biosphère została zbudowana w 1967 roku jako pavilion Stanów Zjednoczonych podczas światowej wystawy Expo 67, która odbyła się w Montrealu. Prezentowano w niej wówczas naukowe i ekologiczne koncepcje związane z ochroną środowiska. W latach 90. Biosphère stała się muzeum poświęconym ochronie środowiska naturalnego. Obecnie jest to miejsce, które promuje ekologię.
Biosphère to symbol Montrealu. Kopuła wykonana jest z metalowej siatki trójkątów. Została zbudowana w 1967 roku jako pavilion Stanów Zjednoczonych podczas światowej wystawy Expo 67.
 
Obecnie jest miejscem, w którym promuje się ekologię. Na krótkim filmie widok z wnętrza kopuły.

Dzień 13

Mont-Royal.
 
Sobota, godzina 9:30. Poranny chłód wciąż jest wyczuwalny, ale słońce przebija się przez chmury, zwiastując piękną pogodę. Idziemy na Mont Royal, najbardziej znane wzgórze w mieście, które wznosi się na wysokość 233 metrów. Liczymy na zachwycające widoki.
Mijamy centrum miasta i przechodzimy przez puste ulice, które jeszcze nocą tętniły życiem. Ta cisza działa na moją wyobraźnię, gdyż w mojej głowie zaczynają rodzić się scenariusze kolejnej książki typu „gdzie podziali się ludzie”.
 
Stromymi schodami przedostajemy się do parku, wchodzimy na leśną drogę i nagle własnym oczom nie wierzę. Są! Kanadyjczycy w sportowych strojach, samotnie lub w grupach, biegną lub uprawiają trekking. Niczym cienie wyrastają znikąd. Im głębiej w las, tym jest ich więcej…
 
Czyli jednak potrafią! Nie tylko błyszczeć w świetle ogromnych drapaczy chmur, ale także doceniać piękno zieleni i ciszy. Chyba zaczynam ich lubić…
 
Ps. Na ostatnich zdjęciach przygotowania do jutrzejszego 2023 Canadian Grand Prix.

Dzień 14

Montreal – dzień trzeci
 
Padało. Trzeba było zmienić plany i kombinować na szybko. Tak czy siak, każda opcja była dobra, bo mogliśmy poznać miasto.
 
Około dziesiątej weszliśmy do pierwszego kościoła, potem następnego. I tak się zaczęła nasza wędrowka 'świętym szlakiem’. U baptystów uczestniczyliśmy w chrzcie świętym dorosłego już człowieka.
 
W kościele anglikańskim odsłuchaliśmy śpiewu chóru, który połączony był z medytacją. Od organizatorow otrzymaliśmy wielkie księgi w dwóch językach, tak że próbowaliśmy wtórować profesjonalistom (ja po angielsku, mąż po francusku).
 
Gdy przybyliśmy pod Katedrę Notre-Dame, okazało się, że oglądanie z iluminacją (specjalnym oświetleniem, które podkreśla architektoniczne i historyczne detale) możliwe będzie dopiero jutro. Tak więc kupiliśmy bilety i poszliśmy dalej …
 
I nagle zaskoczenie! Przed wejściem do kolejnej świątyni kłębiło się najwięcej ludzi. Wszyscy czekali na kabaret-cyrk, ktory lada moment mial rozpocząc się we wnętrzach.
Tak więc odwróciliśmy się na pięcie i ruszyliśmy w miasto, gdyż przestało już padać 🙂✨️✨️✨️

Dzień 15

Montreal – czas na powrót do domu
 
Ostatni dzień w Kanadzie, wielkie przeżycia. Nawet nie spodziewałam się tak ogromnych wzruszeń. Po prostu usiadłam w ławce Bazyliki Notre-Dame o godzinie 17.30 (pół godziny przed rozpoczęciem AURY) i czekałam na „coś”. Na co konkretnie? – nie wiedziałam. Jakąś iluminację? Przedstawienie?
 
W świątyni panował półmrok. Niektórzy zapalali latarki telefonu komórkowego, aby bezpiecznie dojść do ławki. Choć wystarczyło kilka sekund poczekać, by wzrok przyzwyczaił się do ciemności. A potem w mig wyłapał pulsujące światłem przestrzenie, między innymi prezbiterium, wybrane obrazy czy organy.
 
Będę szczera. Po całym dniu intensywnych wrażeń ziewałam i przysypiałam. Zrobiłam kilka zdjęć, po czym położyłam głowę na ramieniu męża i zamknęłam oczy. W międzyczasie ławki zapełniły się setkami ludzi.
 
O godzinie 18.00 donośny głos z mikrofonów poinformował nas „No camera, no video, no photo”. Ktoś przeszedł środkiem kościoła i powtórzył jeszcze raz.
 
I nagle stało się coś niezwykłego. Potężna muzyka orkiestrowa rozległa się we wnętrzu świątyni, a wraz z nią zaczęły migotać ściany. Tysiącem świateł, które opowiadały historię o życiu. Bazylika topiła się, płonęła, waliła, iskrzyła… i Bóg jeden wie, co się z nią i z nami działo. Po 10 – 15 minutach zauważyłam, że oglądam spektakl z otwartymi ustami, więc je zamknęłam. Czegoś podobnego nigdy wcześniej nie przeżyłam, choć zapewniam, że widziałam wiele…
 
Dzisiaj wiem, że warto było pojechać do Kanady, by przeżyć te 25 minut.
 
Aby zobrazować Wam cokolwiek, dołączam link, który znalazłam w internecie:
www.basilique notre-dame aura youtube
 
Tymczasem w relacji poniżej kilka zdjęć z dzisiejszego dnia, między innymi:
  • Widok z La Grande Roue de Montréal, czyli największej w Kanadzie karuzeli kołowowej, która znajduje się na terenie Starego Portu Montrealu (wysokość 60 metrów).
  • Spacer Saint-Catherine Street West, znanej z gejowskiego życia nocnego w Montrealu. Wiele tam również klubów, barów i sklepów, które są popularne wśród społeczności LGBT+.”
Montreal nocą 🙂✨️✨️✨️