Australia

marzec 2025

Jesteśmy w Melbourne! 🇦🇺
Właśnie szczęśliwi i cali dotarliśmy do Australii! 😄✈️ Niestety bez bagażu, który ponoć wciąż jest w Singapurze… 😅 Ale miła pani na lotnisku poinformowała nas, że walizki zostaną dostarczone jutro do hotelu. 🧳👌
Dostałam również pakunki, które trzymam w dłoni – najprawdopodobniej znajdują się w nich piżamy i szczoteczki do zębów. 🪥😴
Tak że… w Melbourne mamy godzinę 7:30 i ruszamy w miasto! 🌅🚶‍♀️
Frankfurt – Singapur – Melbourne
 
Na pokładzie samolotu do Singapuru widziałam dwie osoby, które mogłyby być profesorem Johnsonem z mojej książki Ego.🧐 Nie podeszłam, nie zagaiłam, powstrzymałam się 😉🤣… 12 godzin lotu minęło spokojnie, choć wiadomo – w ekonomicznej miejsca zawsze mogłoby być więcej… 👀 Gorąco zrobiło się dopiero na lotnisku. 🌡️
 
W hali przylotów czekał na nas pracownik z kartką – na niej nasze nazwiska i numer lotu. Okazało się, że zmieniono nam połączenie i zamiast czekać 4,5 godziny na lot do Melbourne, mamy tylko godzinę. ⏳ W tym czasie musimy w jednej części lotniska zrobić check-in, a w drugiej – zdążyć na boarding. Tak że zdjęcia robione są w biegu… 🏃‍♀️ I może nie oddają luksusu. Ale powiem: kolana się uginają. 😮 Pod stopami miękkie dywany i eleganckie kafle, wokół szkło, designerskie przestrzenie, elegancja.
 
Jeśli chodzi o fotki robione z okien samolotu 🪟 – zwracam uwagę na niesamowitą ilość łodzi widocznych na morzu 🌊. Ich nagromadzenie jeszcze wyraźniej pokazuje, jak strategiczne znaczenie ma Singapur. Już od początku swojego istnienia pełnił rolę kluczowego węzła handlowego i logistycznego – co opisywałam w mojej książce „Ego”💪💪

Dzień 1

Po 8 godzinach lotu z Singapuru dotarliśmy do Melbourne. ✈️ Tu spędzimy 3 dni teraz i kolejne 4 dni pod koniec naszej podróży po Australii. 🌏
 
Jesteśmy zakwaterowani na 17. piętrze – widok z okna robi wrażenie! 😍 Walizki już dotarły (uff 😅), więc czas trochę odetchnąć i ruszyć na pierwszy spacer.
 
Załączam zdjęcia z naszego spaceru wokół rzeki Yarra. Wzdłuż brzegów ciągną się bulwary pełne kawiarni i restauracji, widać eleganckie jachty, a w tle górują wieżowce dzielnicy biznesowej . 🌆
 
Odwiedziliśmy też Federation Square – najbardziej znany plac w Melbourne, gdzie odbywają się wszystkie większe wydarzenia kulturalne, festiwale i imprezy plenerowe. To miejsce tętni życiem przez cały dzień i noc! 🎉

Dzień 2

Ranek przywitał nas chłodem, ale już około 10:00 słońce rozświetliło miasto 🌞, a ponad naszymi głowami ukazało się niebieskie, turkusowe niebo. Przetruchtaliśmy 17 km 🏃‍♀️🏃‍♂️, zwiedzając ważne i piękne miejsca miasta.
 
Na zdjęciach:
Royal Botanic Gardens Victoria 🌿 – Oaza zieleni w środku Melbourne! 38 hektarów egzotycznych roślin 🌺, urokliwych ścieżek i klimatyczne jezioro. Ogrody powstały w 1846 roku i do dziś są jednym z ulubionych miejsc spacerów mieszkańców i turystów.
 
National Gallery of Victoria (NGV) 🖼️ – Najstarsza galeria sztuki w Australii, pełna arcydzieł z całego świata. Przy wejściu zachwyca szklana ściana wodna 🌊, a nad galerią góruje biała wieża Arts Centre Melbourne – ikona miejskiej panoramy.
 
St Paul’s Cathedral ⛪ – Neogotycka perła z końca XIX wieku. Strzeliste wieże, piękne witraże i historia sięgająca wizyty papieża Jana Pawła II w 1986 roku, kiedy modlił się tu o pojednanie z Aborygenami.
 
State Library of Victoria 📚 – Monumentalna biblioteka z majestatyczną kopułą nad La Trobe Reading Room, zbudowaną w 1913 roku – wtedy największą na świecie! Miejsce pełne książek, historii i wyjątkowej atmosfery.
 
Melbourne zachwyca na każdym kroku! 💙

Dzień 3

Przyznam, że po dwóch dniach zwiedzania miasto urzekło mnie swoim urokiem. Dzisiaj przemierzyliśmy kolejne 20 km, tak że nogi zaczęły już dokuczać, więc aby odpocząć, zaserwowaliśmy sobie bosy spacer po idealnie przystrzyżonym boisku do krokieta. Ale było warto! Dotarliśmy do wspaniałych miejsc, które przedstawiamy na zdjęciach i opisuję poniżej.
 
Melbourne Zoo 🦘
Postanowiliśmy spojrzeć tym „strasznym” zwierzakom w oczy – zza krat. Z myślą, że taki dystans jest w porządku. Kogo zobaczyliśmy? Walczące diabły tasmańskie, ogromnego pytona 🐍, koale 🐨, kangury i psy dingo. Szczególnie czekałam na spotkanie z waranem z Komodo 🦎, głównym bohaterem mojej książki „Czas snu”. Jednak młody waran o imieniu Khan, urodzony 4 kwietnia 2022 roku, okazał się mniejszy niż się spodziewałam, co nieco zaskoczyło mnie, biorąc pod uwagę jego imponującą reputację jako największej jaszczurki na świecie.
Melbourne Museum 🏛️
 
To największe muzeum w Australii, pełne historii i kultury tego kraju. Ciekawostką były umeblowane domki z przełomu XIX i XX wieku, do których można było wejść i poczuć, jak wtedy żyli ludzie. Najbardziej przyciągały filmy historyczne o Melbourne oraz historia Aborygenów opowiadana ich własnymi słowami.
 
Targ Królowej Wiktorii (Queen Victoria Market) 🛒 
Usytuowany u podnóża imponujących drapaczy chmur Melbourne, Targ Królowej Wiktorii to największy targ na świeżym powietrzu na południowej półkuli. Stoiska pełne są świeżych ryb 🐟, owoców 🍇, warzyw 🥕 i wypieków 🥖 – aż proszą się, aby je zjeść prosto z witryn. Skusiliśmy się na kilkucentymetrowe winogrona i banany, jakich dotąd nigdzie nie widzieliśmy oraz tutejsze ciepłe pączki z marmoladą – prosto z foodtrucka.
Jutro wylatujemy do Sydney, ale do Melbourne jeszcze wrócimy na kilka dni. ✈️

Dzień 4

Sydney

Dzień 5

Sydney.
 
Dzisiaj niebo okryte chmurami, ale powietrze ciepłe i przyjemne. Poznawaliśmy miasto i drapieżny świat Australii w bezpiecznej perspektywie! ☁️🌴
 
Na zdjęciach:
Ulice centrum miasta – tętniące życiem, pełne nowoczesnych drapaczy chmur i kolonialnych budynków. 🌆🏙️
 
SEA LIFE Sydney Aquarium – płynęliśmy łódką pośród pingwinów niczym na Antarktydzie 🐧❄️ i zanurzyliśmy się w podwodnym świecie, oglądając rekiny w Virtual Reality (VR) Shark Dive, który przenosi w sam środek zatoki rekinów! 🦈
 
WILD LIFE Sydney Zoo – miejsce, gdzie można spotkać ikoniczne australijskie zwierzęta, w tym kangury, koale i słynnego krokodyla Rexa. 🐊🦘
Madame Tussauds Sydney – galeria słynnych figur woskowych przedstawiających gwiazdy, sportowców i historyczne postacie. 🌟👑
 
Royal Botanic Garden Sydney – 30-hektarowy ogród z przepięknymi roślinami, egzotycznymi drzewami i widokiem na słynną Operę w Sydney. 🌺🌳
 
Doliczamy kolejne 20 km do naszego spacerowego bilansu po Australii! 🚶‍♀️🌏

Dzień 6

O tej chwili marzyłam od dawna – zanurzyć się w Pacyfiku i wygrzać w promieniach gorącego australijskiego słońca! 🌴🔥 I oto dzisiaj marzenie spełniło się na Bondi Beach – najsłynniejszej plaży miejskiej w Sydney i jednej z najpiękniejszych na świecie 🌍 Złocisty piasek, turkusowe fale i surferska energia – było wszystko, czego dusza zapragnie! 💪
 
Po południu podziwialiśmy miasto z góry! 🚡 Wjechaliśmy na Sydney Tower Eye – najwyższą wieżę w mieście o wysokości 309 metrów. U naszych stóp rozciągała się aglomeracja w całej okazałości – kilkanaście wysp, Opera, most Harbour Bridge, drapacze chmur, a ludzie wyglądali niczym mrówki krzątające się po mieście.👀👀
 
Na zdjęciach widać również ulice nadmorskiej dzielnicy Bondi oraz centrum miasta
 
Tymczasem jutro czeka nas wspaniała wyprawa – jedziemy na wycieczkę do stolicy Australii, Canberry 💪💪

Dzień 7

Canberra zachwyciła ich swoim widokiem. Niewielkie miasto, położone było pomiędzy wzgórzami Wielkich Gór Wododziałowych. Wypełnione i otoczone zielenią, zachęcało do spacerów, jazdy na rowerze czy uprawiania sportu.
– Zauważyłeś – zapytała Sara, kiedy szli brzegiem jeziora – że nie ma tu wieżowców? W ogóle, to miasto jest jakieś inne niż wszystkie. Nie ma hałasu, smogu, gwaru.
– To dlatego, że wybudowano je od zera i tylko po to, aby było stolicą Australii.
– Dawno?
– Z tego co pamiętam, budowę rozpoczęto w 1913 roku, a zakończono 14 lat później.
– Dlaczego tak? Przecież Australia miała Sydney i Melbourne.
– Wciąż ze sobą rywalizowały o miano stolicy. W Sydney był parlament, a w Melbourne pozostałe instytucje rządowe. Ponieważ nie potrafiono pogodzić interesów, postanowiono wybudować nowe miasto. Architekci mieli więc duże pole do popisu.
– Dziwne – zamyśliła się Sara.
– Nie wszystko w życiu jest logiczne – uśmiechnął się Neo, obejmując ją w pasie. – A co się tyczy tego miasta, to najdziwniejsza jest jego nazwa. Zgadniesz, co oznacza?
– No przecież nie, skąd mam wiedzieć…
– Słowo „Canberra” oznacza kobiece piersi.
Sara roześmiała się, obejmując wzrokiem Lake Burley Griffin.
– Może chodziło o kształt tego jeziora? – zapytała.
– Przecież go tutaj nie było – odparł rozbawiony Neo. – Gdy powstawał plan architektoniczny, płynęła tędy rzeka Molonglo.
– Żartujesz.
– Nie, to zbiornik zaporowy. Każdego roku, wpuszczają do wody ryby. Na brzegach wybudowali różne instytucje: sąd, uniwersytet, galerie i muzea. Natomiast nieco dalej: parlament, teatry, kasyna oraz hotele. Posadzili 12 milionów drzew i ot, jest największe na kontynencie miasto, nie licząc tych na wybrzeżach.
– Dużo osób tu mieszka?
– Z tego co wiem, populacja nie przekroczyła jeszcze pół miliona.”
 
Fragment książki „Czas Snu” Iwona Gajda. ✨

Na zdjęciach: Parlament w Canberze 🏛️, Jezioro Burley Griffin – zbiornik zaporowy 💧, ptaki w mieście 🐦 – zwracam uwagę na ogromne białe papugi (kakadu żółtoczube), które gromadnie obsiadają drzewa i skrzeczą niemiłosiernie głośno 🦜, uliczki miasta 🚶‍♀️.

Dzień 8

Pożegnanie Sydney 🌧️🏙️🌊
 
Dziś ostatni dzień w Sydney. Deszcz siąpi z nieba, jakby chciał nas pożegnać symbolicznymi łzami albo sprawić, by nie było nam żal wyjeżdżać… A czy będzie? Pewnie tak, bo miasto ma swój urok – można by tu pobaraszkować dłużej. Piękne plaże kuszą piaskiem i czystym morzem 🏖️, drapacze chmur domagają się podziwu 🏢, a darmowe muzea zapraszają na fascynujące ekspozycje 🎨.
 
Ale dla mnie czas w drogę 🚐, realizować swoją misję. Przede mną kolejne etapy podróży – w stronę Adelaide i Outbacku, za bohaterami mojej książki i śladami Aborygenów…
– Pojedziemy do Sydney – odparł Neo. – Obiecałem babci, że poślę jej zdjęcie z Operą w tle. Chcę wywiązać się z tej obietnicy.
– A co z obietnicami, które mi złożyłeś? – obruszyła się Sara.
– Hmm?
– Przecież miałeś ze mną wejść na Harbour Bridge – najdłuższy jednoprzęsłowy most na świecie, który wygląda jak wieszak na ubrania. Nie pamiętasz?
– Naprawdę?
– I z jego szczytu mieliśmy oglądać miasto – mówiła ożywiona. – I jeszcze mówiłeś, że pokażesz mi The Rocks, czyli najstarszą dzielnicę Sydney, a potem pójdziemy do Hyde Park, gdzie rośnie 600 egzotycznych drzew.
– Ja to wszystko obiecałem?
– Tak, ty – odparła Sara. – Jeszcze to, że będziemy się kąpać na Bondi Beach.
– A co to takiego?
– To jedna z najpiękniejszych plaż w mieście – szepnęła.
– Ok, ok – spojrzał na nią zmieszany. – Skoro tak mówiłem, to na pewno się wywiążę.”
 
Fragment „Czas snu”, Iwona Gajda

Dzień 9

Pakujemy walizki, by jutro z samego rana wyruszyć na lotnisko. Samolot zabierze nas wprost do Adelaide, miasta uważanego za bramę Outbacku. Zagłębię się też bardziej w świat Aborygenów 🌏 – potomków pierwszych mieszkańców tego kontynentu, którzy stanowią nieodłączny element tej podróży. Ich historia i współczesne życie przenikają się z nowoczesnością kraju. W książce poświęcam im dużo miejsca, próbując uchwycić ten niezwykły kontrast i trudne dziedzictwo, jakie niosą.
 
Aborygeni, rdzenni mieszkańcy Australii, stanowią 3,3% populacji kraju. Ich flaga, uznana za symbol narodowy od 1995 roku, symbolizuje ludność aborygeńską, ziemię i słońce 🌞. Żyją zarówno w dużych miastach, jak Sydney i Melbourne 🏙️, jak i w społecznościach na terenach wiejskich, takich jak Arnhem Land 🌾. Utrzymują się z pracy najemnej, działalności artystycznej, turystyki oraz świadczeń socjalnych.
 
W australijskim parlamencie rośnie liczba parlamentarzystów pochodzenia aborygeńskiego – jak Linda Burney czy Lidia Thorpe – a ich portrety i sztuka są eksponowane w budynku parlamentu 🖼️.
 
Mimo sukcesów w polityce i sztuce, wielu Aborygenów wciąż zmaga się z problemami społecznymi, w tym alkoholizmem i niższą długością życia. Proces asymilacji jest trudny, a w muzeach coraz częściej potomkowie w eleganckich garniturach opowiadają o traumie i wyzwaniach swoich społeczności.
– Do Australii przybyli około 45–65 tysięcy lat temu, najprawdopodobniej z południowo–wschodniej Azji. Prowadzili koczowniczy tryb życia, zajmowali się łowiectwem, zbieractwem i rybołówstwem. Stworzyli swoją kulturę i religię. Wykształcili też własne struktury organizacyjne.
– Plemiona? – zapytała Adela.
– Coś w tym rodzaju. Niektórzy nazywają to klanami. W każdym razie, były to grupy osób połączone więzami krwi, na czele których stała starszyzna. Ich system społeczny oparty był na patriarchacie.
– To znaczy, że władza spoczywała w rękach mężczyzn? – zapytała Adela.
– Tak. Zwykle tych, którzy mieli największy autorytet.
– Ilu było Aborygenów? – dociekał Red.
– Na początku XIX wieku istniało około 600 plemion, które mówiły co najmniej 500 językami. Mówi się o 700 tysiącach rdzennych mieszkańców.
– I co potem?
– Pojawili się biali. Od 1788 roku brytyjski rząd zsyłał tu więźniów i przestępców, tworząc z kontynentu kolonię karną.
– No to nie mieli ciekawie… – zamyślił się Red.
– Na początku skazańcy porywali i gwałcili Aborygenki. A potem rozpoczęła się systematyczna eksterminacja tubylców. Wypędzano ich z ziem i mordowano. Na przykład na wyspie Tasmania upoważniono żołnierzy, aby zabijali każdego napotkanego Aborygena. Wyznaczono też nagrodę za ich złapanie. 5 funtów płacono za dorosłego, a 2 funty za każde dziecko. Na początku XX wieku pozostało przy życiu niecałe 20 tysięcy Aborygenów. Natomiast ilość osadników wzrosła do 4 milionów. Oprócz skazańców przypływali tutaj również poszukiwacze złota.
– Chcesz powiedzieć, że przez 100 lat biali usunęli z powierzchni ziemi 700 tysięcy ludzi, którzy mieszkali tam od dziesiątek tysięcy lat?! – zapytała przerażona Adela.
– Generalnie tak. Poza tym jest jeszcze jedna, bardzo ważna kwestia, o której powinniście wiedzieć…
– Co takiego? – Neo spojrzał na OKK wyczekująco.
– Oni nie byli definiowani jako ludzie.
– A jako co? – zapytał Red.
– Jako zwierzęta.”
 
Fragment „Czas snu”, Iwona Gajda

Dzień 10

Adelaide✈️

Stolica Australii Południowej

Dzień 11

Adelaide, stolica Australii Południowej, to miejsce zdecydowanie odmienne od Sydney czy Melbourne. Miasto liczy około 1,4 miliona mieszkańców i zachwyca swoją niewysoką, kolonialną zabudową. Szerokie, uporządkowane ulice otacza zielony pas (Park Lands), który pełni funkcję rekreacyjną dla mieszkańców i turystów. 🌳🏛️
 
Historia Adelaide
Przed przybyciem Europejczyków te tereny przez ponad 20 tysięcy lat zamieszkiwali Aborygeni – lud Kaurna, którzy nazywali to miejsce Tarntanya, czyli „Czerwoną Krainą Kangurów”. 🦘 Kaurna żyli w plemionach (grupy rodzinno-klanowe zwane yarta mathanya, co można tłumaczyć jako „ludzie danej ziemi”), stworzyli wyjątkową kulturę, pełną rytuałów i duchowych tradycji. 📜 Niestety, kolonizacja w 1836 roku – z chorobami, przymusową asymilacją i brutalnym odbieraniem ziemi – doprowadziła do drastycznego upadku tej społeczności. 😢
 
Dzisiejszy dzień
Spędziliśmy zwiedzając miasto – zarówno podziwiając jego urok na ulicach, jak i odkrywając kulisy w licznych miejscach pełnych wiedzy i historii. W South Australian Museum zanurzyliśmy się w świecie Aborygenów, oglądając ich tradycyjne łodzie, domy, stroje, narzędzia i dzieła sztuki. Niestety, mimo piękna prezentowanych eksponatów, temat wyniszczenia tej społeczności przez kolonizatorów został starannie pominięty, jakby „zamieciony pod dywan”. 😞
 
Poznaliśmy także megafaunę – imponujące zwierzęta, które przez tysiąclecia zamieszkiwały te tereny – oraz tropikalną roślinność regionu. 🌺 Podziwialiśmy sztukę dawną i bardzo nowoczesną, jak to nazwał mój mąż, „czasami trudną do zrozumienia”. Aczkolwiek w Ogrodzie Botanicznym nowoczesne, szklane formy idealnie współgrały z bujną roślinnością, tworząc niezwykłą przestrzeń do refleksji. 🌿 Największe wrażenie zrobiły na nas dzisiaj olbrzymie, kilkutonowe meteoryty, które spadły na ziemię i zostały tu odkryte. 🚀

Dzień 12

Glenelg Beach 🌞 Cała Plaża Nasza

Dzień 13

Outback
 
Po 12 godzinach jazdy (lewostronej 👀👀) i postojów wjechaliśmy w serce australijskiego outbacku. Krainy, która zajmuje aż 90% powierzchni kontynentu, a mimo to zamieszkiwana jest przez mniej niż 20% populacji. 🌏 Oczywiście, podążaliśmy śladami Neo – głównego bohatera Oktalogii, który w mojej książce „Czas snu” jechał Stuart Highway w kierunku Coober Pedy.
 
A jak widzę tę trasę teraz, w realu? Dokładnie tak samo jak na stronach mojej książki. Jest urzekająca i surowa jednocześnie. Po horyzont bezkresne połacie suchej ziemi – step, pampas, a może po prostu czerwona, spękana gleba, po której wędrują dzikie zwierzęta 🦘, suną węże 🐍 i cicho stąpają pająki… 🕷️ Krajobraz monotonny, a jednak hipnotyzujący.
Po drodze mijaliśmy gigantyczne road trains – samochodowe pociągi z kilkoma wagonami 🚛🚛🚛. A pod kołami… niestety, zbyt często rozjechane kangury, przy których krążą czarne kruki i drapieżne ptaki, gotowe na swoją ucztę. 🦅
 
Łącznie pokonaliśmy dziś 850 km, by późnym wieczorem dotrzeć do hotelu, w którym rozgrywa się ponad 70% akcji mojej książki. Ależ to miejsce znajome…! Choć przecież widziane po raz pierwszy. Tak! Dziś znowu fikcja spotyka rzeczywistość. ✨
Jutro wyruszamy na zwiedzanie miasteczka Coober Pedy, które tyle razy widziałam oczami wyobraźni… 🔮

Dzień 14

Sara objęła wzrokiem stepy.
– Wygląda tu, jak na Marsie. Nieprawdaż?
– Ale tam nie ma opali – zażartował. – A swoją drogą, gdzie one są? Żadnego nie widziałem, choć wpatruję się w ziemię od dłuższego czasu.
– Jeszcze 100 lat temu leżały luzem na powierzchni – roześmiała się rozbawiona. – Wtedy mógłbyś znaleźć. Teraz ukrywają się pod naszymi nogami. Wkrótce zobaczysz mnóstwo dziur, hałd i huczących koparek. Maszyny wyglądają jak ogromne odkurzacze, które wysysają gruz na powierzchnię.
– W Coober Pedy?
– Tam jest ich najwięcej. Podobno 70 procent światowego wydobycia pochodzi z tego miasteczka. Ale złoża ciągną się na obszarze 5 tysięcy kilometrów kwadratowych. Przynajmniej wszyscy tak twierdzą. Mnóstwo ludzi przyjeżdża tu, żeby kopać. Wielkie korporacje planują wydobycia na masową skalę – spojrzała na niego. – Wszyscy chcą mieć kamień, który zmieni ich życie.
– Kamień? – zapytał głucho i miał wrażenie, że wtapia się w jej oczy.
– Bryłka może kosztować nawet kilka milionów dolarów – odparła, nie spuszczając z niego wzroku.
– Skąd wiedzą, które? – czuł, że znika w jej spojrzeniu.
– Co które?
– Są wartościowe.
– Podobno im bardziej kolorowy i iskrzący kamień, tym jest cenniejszy.”
_________________________________________________
 
„Hotelowe pokoje przypominały betonowe parkingi wyściełane wykładziną, lecz mimo to były przyjemne i dość oryginalne. Brak okien w zupełności rekompensowany był przez ciepły wystrój. Surowe ściany i sufity pomalowano na beżowo lub żółto. Kolorytu przestrzeni dodawały niskie, drewniane boazerie, dobrej jakości meble, obrazy oraz kolorowe poduszki i firanki w drzwiach.
Po całodziennej podróży nie potrzebował nic więcej. Wziął kąpiel i natychmiast zasnął. Po trzech godzinach obudził go dzwonek telefonu. Sara z rodzicami zaprosili go na kolację do ukrytej w podziemiach restauracji.
– Pod powierzchnią jest cała infrastruktura – mówił ojciec Sary, podnosząc kieliszek z winem. – Domy, mieszkania, supermarket, bank, szpital, poczta, służby ratunkowe – wymieniał. – Żyje tu połowa mieszkańców miasta.
– To znaczy, ile osób? – zapytał Neo.
– Coober Pedy liczy około 2,5 tysiąca mieszkańców.
– Sami Australijczycy?
– Skąd. Jest tu 45 narodowości – odparł. – Podobno najliczniejszą grupę stanowią emigranci z południowej i wschodniej Europy, choć faktycznie wielu jest też Australijczyków, których skusiły wysokie zarobki w kopalniach.
– Kto wpadł na pomysł, aby wybudować miasto pod ziemią? – zapytała Sara.
– Żołnierze powracający z frontu po I Wojnie Światowej – odpowiedział. – Potem pomysł podchwycili górnicy.”
 
Fragmenty „Czas Snu” Iwona Gajda
Adelaide – Coober Pedy – Adelaide💪
 
Może ktoś z Was chciałby zobaczyć, jak wygląda australijski outback – surowe, odludne wnętrze kontynentu?
 
Zapraszam na 3,5-minutowy film z naszej podróży 🚗🌄
 
12 godzin jazdy /w jedną stronę -łącznie 24 h/Stuart Highway przez ogromny, niemal niezamieszkany teren: czerwona ziemia, wielkie wyschnięte jeziora 🌵, pustkowia ☀️, samochodowe pociągi i ślady dzikiej przyrody 🦘
Surowo. Pięknie. Niezapomnianie.

Dzień 15

Pożegnanie Adelaide.
 
Niebo pochmurne ☁️, a miasto przygotowuje się na Footy Festival 🏉 – wielkie święto australijskiego futbolu, pełne meczów i atrakcji dla fanów. Stawiane są sceny, ogromne balony, kramy i namioty – chciałoby się zostać i bawić z mieszkańcami, ale bilety do Melbourne już kupione… ✈️
 
Dziś spacerowaliśmy po parku, polu do krykieta i ulicach miasta. Odwiedziliśmy też Muzeum Imigracji oraz tutejszy targ. A wieczorem – magiczny koncert smyczkowy w otoczeniu tysięcy świec 🕯️. Niezapomniane zakończenie pobytu.

Dzień 16

Melbourne i zgiełk miasta📢📢
 
Ponad głowami nowoczesne drapacze chmur, a wokół tłum ludzi. Powiem Wam, że trudno w tym hałasie usłyszeć własne myśli… 🤯
 
Z wielkim utęsknieniem czekam więc na jutrzejszą całodniową wycieczkę 🚌, która poprowadzi nas wzdłuż malowniczego wybrzeża. W planie m.in. formacje skalne Dwunastu Apostołów ⛰️ i wąwóz Loch Ard 🌅.
Nie mogę się doczekać!

Dzień 17

Wzdłuż wybrzeża Great Ocean Road 🌊 (Stan Wiktoria, Australia)
 
13-godzinna podróż zaczęła się o świcie w Melbourne i zakończyła późnym wieczorem. Jechaliśmy malowniczą Great Ocean Road, która co roku przyciąga około 2 milionów turystów z całego świata 🌏, głodnych surfowania, spacerów i pięknych widoków. To jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w Australii. Pogoda była tak zmienna, że przez cały dzień miałam na sobie jednocześnie pelerynę przeciwdeszczową i okulary przeciwsłoneczne 🕶️.
Naszą przygodę rozpoczęliśmy w Aireys Inlet, gdzie natura tworzy spektakularne widowisko 🌊. Eagle Rock i Table Rock to imponujące formacje skalne, a na tle klifów dumnie góruje latarnia Split Point – zbudowana w 1891 roku, do dziś działa i służy jako punkt orientacyjny dla żeglarzy ⚓️. Jej biała wieża to jeden z najbardziej rozpoznawalnych punktów wybrzeża.
Wkrótce potem zanurzyliśmy się w najwyższy liściasty las Australii 🌿. Gęsty, wilgotny świat eukaliptusów zachwycał zapachem, spokojem i miękkim światłem. Między gałęziami obserwowaliśmy koale: jeden spał wtulony w konary, inny zrywał liście na czubku kilkudziesięciometrowego drzewa 🐨. Widok – niezapomniany.
Przerwa w uroczym nadmorskim miasteczku była idealnym momentem na kawę ☕, spacer po plaży i złapanie oddechu. Apollo Bay słynie z szerokich, białych plaż – uznawanych za jedne z najpiękniejszych w Australii 🏖️.
Wbrew nazwie nigdy nie było tu 12 kolumn – maksymalnie stało ich 9 i mówiono na nie „maciorka i świnki”. Nazwa „Dwunastu Apostołów” została nadana w latach 50. XX wieku, by brzmiała bardziej majestatycznie i turystycznie ✨Te monumentalne wapienne skały, wyrastające z oceanu, powstały w wyniku erozji klifów i wciąż się zmieniają ⏳. Jedna z nich runęła w 2005 roku, przypominając, że przyroda nie zna stałości. Mimo wszystko – widok zapiera dech w piersiach 🌅.
Kilka minut dalej – Loch Ard Gorge. Ta malownicza zatoka zawdzięcza nazwę żaglowcowi Loch Ard, który rozbił się tu w 1878 roku po 3-miesięcznej podróży z Anglii ⚓️. Z 54 osób przeżyły tylko dwie. Dziś miejsce to zachwyca spokojem, wysokimi klifami i miękkim światłem – historia i natura łączą się tu w jedno 🪨🌊.
Atmosfera wśród wycieczkowiczów była znakomita. W drodze powrotnej kierowca-przewodnik zaśpiewał angielską balladę, a cały autobus wtórował mu i klaskał 🎶

Australia. Wybrzeże Great Ocean Road. Dwunastu Apostołów i wąwóz Loch Ard – krótkie ujęcie🧐💥

Dzień 18

Pobyt w Australii dobiega końca. Dziś i jutro spędzamy ostatnie chwile na tym niezwykłym i pełnym kontrastów kontynencie 🌏✨ Już spokojnie – bez pośpiechu i głodu zobaczenia wszystkiego, co tylko możliwe. Bo przecież i tak nie zdołamy pojąć wszystkiego…
 
Ani tego bólu kolonizacji, która niemal zmyła z powierzchni ziemi dawny świat Aborygenów – choć przecież przetrwali, są tu nadal, wpisani w krajobraz tej ziemi jak linie naskalne …👁
 
Ani tych łez milionów imigrantów, którzy znaleźli tu ocalenie przed złem tego świata, choć… dziś płakałam z nimi w muzeum, słuchając ich historii…😥
 
Nie zachwycimy się też drapaczami chmur, bo te z każdej strony wyglądają inaczej – jakby miały tysiąc obliczy 🏙️
Nie poznamy dzikiego, groźnego piękna świata outbacku i tylu innych rzeczy, które otaczają nas zewsząd – jak tajemnica, której nie sposób uchwycić 🌿
 
Jesteśmy tylko turystami, którzy przyjechali tu na chwilę –by doświadczyć, lepiej zrozumieć i odnaleźć prawdę o sobie. Być może jak Aborygeni podczas rytualnej wędrówki przez outback…👀👀 przybyliśmy tu, by zmierzyć się z własnymi słabościami, kompleksami…
 
By usłyszeć swoją pieśń – tę, która opowiada o tym, co jest nam pisane. Kto wie?

Dzień 19

Pa pa Melbourne 🙂 See ya later Australia 👍