Holandia - Eindhoven
wrzesień 2023
Dzień 1
Plan był taki: Z lotniska w Montréalu przelatujemy na lotnisko w Amsterdamie, skąd kolejką przedostajemy się do centrum miasta, a potem pociągiem do Eindhoven. Prawie się udało…
Na lotnisku w Montréalu obserwowaliśmy Chasydów. Nie można było inaczej, gdyż tłumnie siedzieli w naszym sektorze. Kilkadziesiąt osób – starszyzna, mężczyźni, kobiety i dzieci. Przypomnę, że to ortodoksyjni Żydzi, którzy charakteryzują się specyficznym stylem życia i ubiorem. Widok był niezwykły. Niektórzy podchodzili do ścian i odmawiali swoje modlitwy, kolebiąc się; nabierali wodę do swoich kubeczków; żywo rozmawiali przez telefony komórkowe… Przez pewien czas miałam wrażenie, że wędruję śladami Neo nie po Kanadzie, lecz po Izraelu (to trzecia część Oktalogii pt. „Droga do Raju”).
Ale wróćmy do tematu.
Wsieliśmy do samolotu ok. 7 wieczorem i po 6,5 h lotu wylądowaliśmy w Amsterdamie o godzinie 7 rano. Tak, że zniknęła nam noc. Normalnie spalibyśmy w najlepsze, a tu trzeba było witać nowy dzień. Zgodnie z planem przejechaliśmy do centrum miasta i tu niespodzianka. Mój mąż odkrył, że zapomniał okularów w samolocie. Tak, że życie nakreśliło nam nowy scenariusz. Koniec końców okulary mają przysłać do domu, ale nie wiadomo kiedy…
Do Eindhoven przybyliśmy ok. 13-tej i natychmiast poszliśmy spać. Tak, że dopiero po południu zwiedziliśmy centrum miasta i napiliśmy się piwa Bawaria (jednego z najstarszych browarów w Holandii).
Na co zwróciłam uwagę w mieście?
- Na rowery. Na całą masę rowerów. Myślałam, że w Amsterdamie jest ich wiele, ale zobaczcie sami…
- Na dawny kościół katolicki. Tym razem świątynię zamieniono w restaurację i hotel.
- Dużo pięknej zieleni.
Dzień 2
Lotnisko w Eindhoven było przepełnione. Ludzie siedzieli blisko siebie, praktycznie ocierali się na korytarzach i w holu. Kolejki do każdego miejsca. Być może dlatego, że przelot odbywał się w okresie wakacyjnym – nie wiem. W każdym razie nasz lot miał opóźnienie około godziny, a po wejściu na pokład samolotu musieliśmy poczekać dodatkowe 20 minut w kolejce przed startem.
Lot przebiegł bez problemów, i po 1,5 godziny wylądowaliśmy w Krakowie. Następnie przejechaliśmy samochodem do Mysłowic i byliśmy już u siebie.
Nie wiem, jakie macie uczucia po dłuższym czasie poza domem, ale dla mnie wszystko wydawało się dziwne (de facto zawsze tak mam). Po wejściu do mieszkania przez kilka minut spacerowałam po pokojach i przeglądałam meble, krzesła, ściany. Zupełnie, jakbym próbowała odnaleźć się w nich na nowo, trochę inaczej…
A potem pojawiła się ta wdzięczność za to, że bezpiecznie wróciliśmy, że się udało! Nim się rozpakowałam, usiadłam przy biurku i napisałam pierwszy po powrocie wiersz. Teraz muszę sobie wszystko poukładać, przemyśleć. Wkrótce podsumuję i napiszę kilka zdań w odniesieniu do książki „Ocaleńcy”.
Cieszę się, że mogłam relacjonować tę podróż do Kanady i dzielić się z Wami moimi wrażeniami:)