Historia, niczym gen, wbudowana jest w nas
Z Iwoną Gajdą rozmawiałam już kilkakrotnie i za każdym razem było to ciekawe, pełne rozważań na ludzkim życiem spotkanie. Tym razem swoich czytelników zabrała w miejsca szczególne. Nakazała im również cofnąć się do czasów najdawniejszych, aby poznać historię krajów, o której czytali jedynie w podręcznikach szkolnych, znanych z filmów. Zapraszam na kolejny wywiad. Tym razem autorka opowie mi o znaczeniu historii dla nas jako ludzi, przeszłości oraz o tym, jak to jest nadać ludzkie cechy istotom z papieru, „Papierówki” bowiem to miejsce, gdzie sztuka miesza się z rzeczywistością.
Dlaczego wybrała Pani te trzy miasta jako temat przewodni cyklu „Papierówki”?
Iwona Gajda: W te właśnie miejsca zaprowadziły mnie papierowe lalki wykonane przez artystkę Hannę Jurowską-Kępę. Przyciągnęły mój wzrok i rozbudziły wyobraźnię. Jakimś niepowtarzalnym klimatem i magią, która zdawała się zapraszać w podróż. W rzeźbie „Anioła z Duszą” zobaczyłam Elżbietę I Tudor, dlatego pojechałyśmy razem do Londynu. Natomiast „Rude Myszy” przeniosły mnie do Egiptu, a na deski słynnego Teatru Bolszoj zaprosiła „Tośka w Kiecce, Że Mucha Nie Siada!”.
Co różni, a co wspólnego mają ze sobą Londyn, Moskwa i Egipt?
Wszystkie książki są relacjami z podróży papierowych lalek do miejsc, w których jeszcze nie były. Dlatego w opowieściach można wyczuć dużo emocji: podekscytowanie, zachwyt, ale także strach i niepewność. Bohaterowie poznają współczesny świat, jak również przenoszą się w czasie. Rozmawiają z carami Rosji, królowymi Anglii, Fiodorem Dostojewskim oraz wieloma innymi ważnymi osobistościami. Zostają wplątane w historyczne wydarzenia. Wtedy nie wiedzą, jak postępować.
Lecz każda książka pisana była w inny sposób, inną metodą. W Egipcie płyniemy na zaczarowanym statku po Nilu. To rejs poprzez tysiąclecia istnienia państwa. Rosja stworzona została w duchu „Zbrodni i Kary” Fiodora Dostojewskiego, ukazuje kontrasty życia oraz zło i miłość, które skrywa w sobie człowiek. Londyn pozwala marzyć, usuwa granice.
Jaki jest człowiek w „Papierówkach”?
Dobry i ciekawy świata. Trochę zagubiony, ale też pełen życiowej mądrości.
Mamy tu do czynienia z motywem człowieka jako wiecznego tułacza. Po co ludziom wędrówka?
Już ponad sto tysięcy lat temu homo sapiens wyruszył z Afryki i zaczął wędrować w poszukiwaniu lepszego miejsca do życia. Wielu z nas wędruje do dzisiaj. Na własnych nogach, płynąc na łodziach bądź trzymając się dachu pociągu. Niektórzy penetrują kosmos w poszukiwaniu Edenu. Czasami mam wrażenie, że i ja próbuję znaleźć na Ziemi pewnego rodzaju „świat bez wad”. Dlaczego? Być może naiwnie wierzę w to, że on jednak istnieje…
Postaci z historii przemawiają, „zmartwychwstają”. Co chcą przekazać światu?
Caryca Katarzyna II Wielka opowiada o swoim trudnym życiu i miłości, której nie było jej dane zaznać ze strony męża, cara Piotra III Fiodorowicza. Dlaczego o tym mówi? Być może ma wyrzuty sumienia za to, co zrobiła, więc pragnie rozgrzeszenia od potomnych?
Wasilij z kolei został zesłany z rodziną na Syberię, chyba potrzebuje po prostu się wyżalić.
Zaś Juliusza Cezara przyłapano na schadzce z królową Kleopatrą i zapewne wolałby, aby mu nie przeszkadzać. Ja myślę, że każda z tych postaci mówi o przemijaniu i przekazuje nam kawałek własnej historii wraz z cennymi radami. Chce, abyśmy docenili życie.
Co było punktem wyjścia do cyklu?
Przeskakiwałam spojrzeniem pomiędzy lalkami a panią Hanną Jurowską-Kępą, która je stworzyła. Próbowałam zrozumieć, skąd ta magia. Lecz nim zdążyłam pojąć, o co w tym wszystkim chodzi, już podróżowałam po Londynie razem z nią oraz jej lalkami. Ja chyba „wpadłam jak śliwka w kompot” i mam podejrzenia, że to one mnie zaczarowały…
O czym tak naprawdę jest ten cykl?
Żyjemy z dnia na dzień, próbując poukładać sobie świat lub, jak kto woli, „pchając wózek”. Zagubieni we własnych sprawach, niezrozumiani, z nadmiarem ambicji, niedowartościowani, przygnieceni problemami… Taki szary scenariusz dnia powszedniego. A przecież obok nas są inni ludzie! Czasem wystarczy powędrować chwilę razem, może trochę dłużej. Poznać się, porozmawiać. To wystarczy, żeby wzniecić światełko radości i poczucia sensu życia, w sobie oraz w nim.
Jaki stosunek do własnej przeszłości mają poszczególni bohaterowie?
Lalki mają świadomość, że są zrobione z papieru przez „Hanię” (Hannę Jurowską-Kępę). Mieszkają w Galerii Ruda Mysza, która znajduje się w Kątach Wrocławskich. Wiedzą również, który mamy rok. Tyle, jeśli chodzi o ludzkie realia. Reszta to ich świat. One w tej Galerii przecież spędzają mnóstwo czasu: śpią, jedzą, bawią się, uczą, chodzą na spacery.
Poza tym, każda z nich ma własne życie. Muzyk gra na trąbce, Adrian żegluje, Anastazja jest artystką i często wyjeżdża na zagraniczne tournee… Każda papierówka ma własną przeszłość, o której jeszcze nie opowiedziała.
Z czym tym razem przyjdzie się borykać głównym bohaterom?
Przyznam, że nie wiem. One są tak nieobliczalne…
Jakie znaczenie dla fabuły mają lalki? Kim one są?
Nami. Tęsknotą, marzeniami i niedoskonałością, która skrywa w sobie potężne moce.
Jak ważna jest dla Pani przeszłość?
Pozwala mi przetrwać trudne chwile. Dzięki niej lepiej poznaję siebie. Mogę złagodzić ból, odkryć drzemiący we mnie potencjał. Stanowi dobrą bazę do budowania przyszłości.
Co to znaczy mieć swoją historię? Czy historia i tożsamość to dla Pani to samo?
Nie jesteśmy znikąd, lecz przynależymy. Do rodu, do kraju, do wartości… Tego nie zmienimy, choćbyśmy próbowali manipulować faktami i zniekształcać prawdę. Historia, niczym gen, wbudowana jest w nas.
Tożsamość natomiast jest bardziej relatywna, gdyż zależy od tego, jak postrzegamy siebie oraz do kogo chcemy przynależeć. Proszę zauważyć, że ludzie wychowują się w rodzinach zastępczych, migrują, zmieniają miejsca zamieszkania, integrują się z innymi społecznościami i kulturami, aż w końcu z nimi asymilują. Wzajemne przenikanie różnorodnych tradycji i wartości jest bardzo głębokie. Mieszają się wierzenia, symbole, potrawy, muzyka, sztuka, style życia… Często powstaje dwukulturowość, a tym samym nowa tożsamość. Aleksander Wielki, który rozmawia z papierówkami w Egipcie, opisuje jeden z takich procesów. „Zorganizowałem śluby osiemdziesięciu swoich dowódców z księżniczkami perskimi” – mówi. – „Z tych związków urodzą się dzieci, które będą władać dwoma językami, poznają kultury obu narodów i stworzą nową cywilizację”.
Dlaczego akurat papier, a nie inne tworzywo?
To już pytanie do pani Hanny Jurowskiej-Kępy, autorki lalek.
Który etap pisania cyklu był dla Pani najtrudniejszy?
Pisanie nie było dla mnie trudne, gdyż takich części mogłabym stworzyć wiele. Papierówki rozbudzają wyobraźnię i same prowadzą poprzez świat. Problem w tym, że te lalki mają już pewną historię i tożsamość. Urodziły się w Kątach Wrocławskich, a ich autorka nadała im imiona. Stworzyła je w oparciu o swoją wizję twórczą. Chciała, aby ta wizja przetrwała.
Próba asymilacji i budowania ich nowej tożsamości, o której de facto mówiłam wcześniej, okazała się być bolesna dla nas obu, gdyż ja nadałam lalkom nowe imiona i charakterystykę.
Najtrudniejszym momentem było dla mnie oczekiwanie na reakcję ich autorki, jej opinia po przeczytaniu opowieści. Nie wiedziałam, czy tymi książkami sprawię jej więcej radości czy bólu, a tego drugiego nie chciałam. Nagle „Anioł z Duszą” zamienił się przecież w Klarysę, „Niebieski Chłopak” w Adriana, zaś „Autoportret z Kawą” – w Kamala.
Czy warto zostać pisarzem we współczesnym świecie? Dlaczego?
Warto. Nie tylko w tym, ale i w każdym innym. Bowiem jest to potrzeba, która rodzi się w głębinach serca. Kiedy nie zostanie zaspokojona, dokona destrukcji. Jeśli pozwolimy jej żyć, wówczas zamieni nasz świat w Eden, którego – świadomie bądź podświadomie – szukamy.
Dziękuję za poświęcony mi czas. Czekamy na kolejne historie Pani autorstwa.
Udostępnij wpis na: