Większość współczesnych ludzi jest zagubionych
Jeśli zatem nasze projekcje nie będą miały znamion realnych celów, przejdą w świat bajki, która de facto może wzbogacić nasze życie. Pod warunkiem, że będzie bajką szczęśliwą, gdyż ta ze złym zakończeniem dokona destrukcji – mówi serwisowi wtonacjikultury.pl Iwona Gajda, czyli autorka takich książek, jak „Bezimienni”, „Czas Snu”.
Kamil Piłaszewicz: W jakim stopniu jest obecny oniryzm w Pani publikacjach?
Iwona Gajda: Wykorzystuję ten zabieg kompozycyjny w szerokim zakresie. Praktycznie przeplatam nim opowieści, tworząc fabuły biegnące własnym torem. Dzięki temu odwołuję się do emocji czytelnika, ale także odkrywam prawdę o świecie, nawet tę bolesną, niewygodną i bardzo brutalną. Przedstawiam ją z różnych perspektyw, nie tłumacząc nikogo. I co najważniejsze – z dystansem, czyli w sposób możliwy do przyjęcia, nawet przez bardzo wrażliwe osoby.
Jak to wygląda w praktyce? Fabuły książek z cyklu Raport Ziemi oraz Granice Ziemi biegną dwutorowo. Z jednej strony śledzimy losy bohaterów, którzy znaleźli się na terytorium wybranego kraju, np. Argentyny, Izraela, Meksyk czy Chin. Akcja dzieje się w obecnych czasach, a czytelnik poznaje ludzi żyjących w innym zakątku świata. Dowiaduje się o ich wartościach i problemach, o których najprawdopodobniej nie miał wcześniej zielonego pojęcia.
Drugim torem podążają duchy. Dzięki nim poznajemy historię narodów w sposób dość oryginalny. Rozmawiamy m.in. z przywódcami państw, odkrywcami, żołnierzami terakotowej armii Cesarza Qin Shi, a nawet ze świętymi drzewami. Wskakujemy w ich organizmy, stajemy się kreatorami i świadkami tamtych wydarzeń.
Obie fabuły, choć przebiegają równolegle, tworzą całość. Budują spójny obraz narodu, który ma swoją historię, wartości i problemy. Ale także przedstawiają głębię i bogactwo człowieka, jego cielesność i duchowość.
KP: Pani również, jak przywołany wyżej autor, poruszacie w swych tekstach problematykę dojrzałości i samoświadomości dorosłego człowieka. Czy rzeczywiście jest tak, że kiedy uświadomimy sobie, kim jesteśmy oraz jakie emocje nami targają, możemy chociażby zbliżyć się do powiedzenia: „Jestem, czuję się wolny”?
IG: Uważam, że większość ludzi współczesnych jest zagubionych. Błądzi w natłoku informacji, dryfuje pomiędzy skrajnymi emocjami i traci poczucie sensu życia. To negatywne skutki gwałtownego rozwoju współczesnej cywilizacji.
Na pewno wielu z nas to osoby świadome siebie, które potrafią rozpoznawać własne potrzeby, zdolności i ograniczenia. Stawiają (a przynajmniej próbują) wewnętrzne granice, które chronią je przed złem tego świata. To pomaga w budowaniu własnej wartości, pokonywaniu lęków, budowaniu relacji etc. I z całą pewnością sprzyja w tworzeniu lepszej jakości życia. Ale czy zbliża do wolności? Mahatma Gandhi powiedział, że wolność to stan umysłu. Co przez to rozumiał? Trudno powiedzieć, gdyż sam był pełen sprzeczności. Wielu jednak próbuje powiązać wolność z wolą wyboru. Podążając zatem tym torem myślenia można byłoby stwierdzić, że samoświadomość zbliża nas do wolności.
KP: Wiemy, że „wyobraźnia nie ma granic”, cytując z wywiadu z Panią udzielonego dla portalu kulturalnerozmowy.pl. Tylko właśnie, skoro nie stawia przed nami murów, to przewrotnie zapytam: Czy możemy w ogóle mówić o wolności?
IG: Odpowiem Panu również przewrotnie. Jestem żoną i z własnej, nieprzymuszonej woli wybrałam ten status. Uważam, że o tę relację należy dbać, aby szczęście i miłość trwały jak najdłużej. Nie wyobrażam sobie zatem sytuacji, że co chwilę wpadam w objęcia innego mężczyzny. Moi bohaterowie natomiast nie mają takich oporów. Choćby dlatego, że nie są w związkach, mają inne wartości. Będąc pisarką muszę przyjmować ich punkty widzenia, rozumieć ich emocje. Dlatego dla mnie wyobraźnia jest obszarem wolności.
KP: Człowiek rozumny lubi podróżować i nie mam na myśli tylko tych fizycznych wędrówek. Czy w pewien sposób skazanie na przechadzkę i poszukiwanie są symbolami naszych czasów, czy może naszej kreacji wyobraźni na nasz temat?
IG: Rozwijamy się. Jesteśmy bardziej inteligentni, mamy dostęp do nowych technologii, które przenoszą nas w różne miejsca. Możemy na przykład wejść do ludzkiego ciała i zobaczyć, jak rośnie płód. Albo też włączyć inne urządzenie, by mknąc w przestrzeni galaktycznej i upajać się widokiem gwiazd. Jutro rano mogę spacerować po dzikich stepach Patagonii, a wieczorem wybrać się na pogrzeb prezydenta Johna F. Kennedy’ego. Proszę zauważyć, co stało się z moimi potrzebami? Wystarczy, że poczułam ten smak przygody, a już nie mogę przestać wędrować. Jestem głodna kolejnych doznań. Doprawdy nie wiem, czy jestem na te wędrówki skazana, czy też chcę być postrzegana jako podróżnik. Fascynują mnie, chcę ich. I myślę, że wielu ludzi czuje podobnie.
KP: Zakładam w swoich pytaniach, że człowiek czegoś pragnie, a tak naprawdę przeważnie tylko o tym mówi, tudzież latami opowiada. Na ile paradoks chcenia/niechcenia opowiada o symbolu posiadaniu nadziei?
IG: Nie każde marzenie się spełni. Doskonale o tym wiemy. Nie będę Marią I Stuart, ona umarła 8 lutego 1587 roku. Nie będę pierwszym prezydentem Stanów Zjednoczonych, był nim George Washington. Jeśli zatem nasze projekcje nie będą miały znamion realnych celów, przejdą w świat bajki, która de facto może wzbogacić nasze życie. Pod warunkiem, że będzie bajką szczęśliwą, gdyż ta ze złym zakończeniem dokona destrukcji. Dlatego od nas zależy, jakie wyznaczymy cele i czy podejmiemy wysiłek, aby je osiągnąć.
Przykładowo: Jeśli będę chciała zdobyć Mount Everest, wówczas muszę ocenić, czy jest to w ogóle realne. Oszacować moje możliwości fizyczne, psychiczne, finansowe itp. Jeśli po analizie dojdę do wniosku, że chcę wdrapać się na ten szczyt, to zaczynam przygotowywać się. Trenować, ćwiczyć, chodzić po mniejszych górach. Krok po kroku, dzień po dniu, systematycznie, wytrwale… I wówczas mogę posiadać nadzieję, że mi się uda ten cel osiągnąć. Jeśli nie będę robić nic lub markować pracę, wtedy przesuwam Mount Everest w świat bajki.
Na tym właśnie polega paradoks, że wielu ludziom nie chce się walczyć o swoje marzenia, chociaż o nich mówią. Dlaczego? Być może wystarczy im do życia to, co mają. A marzenia są tylko takim afrodyzjakiem…
KP: Marzenie o wolności jest…
IG: Próbą rozgrzeszenia siebie.
KP:Poruszamy dylematy filozoficzne, ale czyż właśnie nie takim skłonieniem do refleksji jest sens tworzenia i odbioru utworów literackich?
IG: Myślę, że sztuka jest częścią naszej ludzkiej natury. Potrzebujemy jej, by istnieć. Niezależnie od tego, czy jesteśmy twórcami, czy odbiorcami. Ona przenosi nas na inny poziom świadomości. Pozwala dostrzec piękno i głębię świata z innej perspektywy, własnych doznań oraz skojarzeń. Buduje więź ze światem, łagodzi emocje. Przy czym mam na myśli nie tylko utwory literackie, ale także malarstwo, rzeźbę, muzykę czy film.
Odpowiadając zatem na pytanie. Czy jest sens tworzenia? Nie mamy wyboru. Ta potrzeba wynika z wnętrza i domaga się zaspokojenia. A wybór gatunku czy formy to już jest kwestia preferencji. Jedni wolą pisać, inni – na przykład komponować.
KP: O znaczeniu siły książek i tego, dlaczego niektóre ludy paliły i palą je na stosach, moglibyśmy debatować godzinami. Jednak czarnowidztwa jest cała masa, aby nie powiedzieć rzesza, we wszelakich mediach. Dlatego proszę o wyjaśnienie, dlaczego warto nabyć, wyrobić w sobie pasję, zamiłowanie do sięgania po lektury?
IG: Nie jestem zwolennikiem zmuszania kogoś do czytania książek. Jeśli nie czuje takiej potrzeby, to po co ma to robić? Zakładam, że skończył jakąś szkołę, miał w swoich dłoniach kilka lektur… Wie Pan, ludzie się różnią. Jedni są lekarzami, inni architektami, a jeszcze inni rolnikami bądź kucharzami. Niektórzy wolą podróżować, inni spędzać czas na działce lub przed telewizorem. Środowisko wpływa na nasz sposób postrzegania świata, kształtuje nasze wartości i nawyki. Jeśli ktoś nie poczuł magii książek, nie znalazł żadnej motywacji, by je czytać, po prostu nie chce tego robić – niech da sobie z tym spokój. Niech idzie do kina, teatru, wzbogaca się w inny sposób. Taki, który mu odpowiada.
KP: Nawet, jeśli za tym miałaby podążać abibliofobia?
IG: Jasne, że jest cenzura, opór. Niektóre sprawy zamiatane są pod dywan. Zawsze tak było i pewnie będzie. Wielu nawet współczesnych autorów nie mogło wydać swoich utworów. Jednak ci, którzy cenią sobie prawdę, dotrą do niej, niezależnie od tego, ile dzieł zostanie zniszczonych. W swoich książkach niosę pozytywny przekaz. Trzeba być dobrej myśli.
KP: Także na koniec, dlaczego warto sięgnąć po twórczość Iwony Gajdy?
IG: Dlatego, że pomaga zrozumieć świat. Czytelnik zostaje wepchnięty na terytorium jakiegoś kraju. Na przykład Chin, Stanów Zjednoczonych, Izraela, Argentyny, Australii, Meksyku bądź Indii. Zderza się z tamtą kulturą, wartościami, obyczajami… A w tym całym chaosie musi się odnaleźć.
Zakładam, że rozpoczynając czytanie lektury, posiada jakąś wiedzę na temat tego państwa. Coś o nim wie, może nawet go odwiedził. Po trzech godzinach zamyka książkę i ma wrażenie, że spędził w nim dodatkowe kilka tysięcy lat. Wchłonął historię i problemy tych ludzi nie wiedząc, kiedy i jak. Bo przecież się bawił. Trochę płakał, trochę się śmiał, a trochę myślał nad życiem. I niczym z każdej prawdziwej podróży pozostało mu w głowie tylko to, co najważniejsze. Już nie pyta, o co im właściwie chodzi?
KP: Już naprawdę na zakończenie: mówimy, że to czytelnik ma czegoś poszukiwać. Za czym więc podąża, co goni sama autorka w swoich tekstach?
IG: Próbuję zrozumieć świat i pochwycić chwilę, w której przyszło mi żyć. Tak wiele było cywilizacji, tak wiele kultur, tylu ważnych ludzi. My też niebawem znikniemy. Pewnie jest jakaś siła sprawcza, która skłania mnie do tej gonitwy. Coś, co wiecznie trwa. Poddaję się jej.
Udostępnij wpis na: